Ciągle nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle odsiedzą kary byli politycy PiS, zamieszani w aferę z wyprowadzaniem pieniędzy z dolnośląskiego oddziału PCK. Zarzutów o wykorzystywanie tych pieniędzy w kampanii Anny Zalewskiej prokuratura Ziobry nawet nie weryfikowała.
Sąd Okręgowy we Wrocławiu wydał wyrok w głośnej sprawie afery PCK. Dyrektor biura wrocławskiego oddziału a zarazem były wojewódzki radny PiS Jerzy G. został skazany na 3,5 roku więzienia, były wrocławski poseł PiS, członek władz oddziału PCK Piotr B. na 2 lata i 7 miesięcy.
Kary pięciu lat więzienia domaga się prokuratura dla byłego dyrektora PCK Jerzego G., byłego wojewódzkiego radnego PiS, a 2,5 roku za kratkami chce dla byłego posła PiS Piotra B. Wszyscy są oskarżeni o przekręty, w wyniku których wrocławski PCK stracił przeszło 3 mln zł.
Zamieszani w aferę we wrocławskim PCK wspierali kampanię wyborczą Anny Zalewskiej - ujawnia Onet.pl. - Jej były asystent zeznał w prokuraturze, że wiedziała, kto przekazuje pieniądze.
Prokuratura wszczęła śledztwo z doniesienia europosłanki PiS Anny Zalewskiej w sprawie jej pomówienia. Jak nieoficjalnie dowiedziała się "Wyborcza" chodzi o publikacje wiążące ją z aferą we wrocławskim oddziale PCK, z którego działacze PiS mieli wyprowadzić przeszło 3 mln zł.
Ośmiu lat więzienia zażądała prokuratura dla Mariana S., b. wrocławskiego radnego, który był prezesem Południowo-Zachodniej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej, powstałej przy parafii na Grabiszyńskiej. Wyparowało stamtąd 168 mln zł.
- Jedyną winą do jakiej się poczuwam, jest moja cecha wychodzenia z założenia, że ludzie są z natury dobrzy i uczciwi. W związku z tym po prostu im ufam - mówił w sądzie we Wrocławiu Rafał Holanowski, były już szef dolnośląskiego oddziału PCK, którego prokuratura oskarża o udział w wyprowadzeniu z organizacji ponad 3 mln zł.
Jak ustaliła "Wyborcza", już w 2017 r. prokuratura wiedziała, że pieniądze ukradzione PCK zasiliły kampanię wyborczą Anny Zalewskiej z Prawa i Sprawiedliwości. W trakcie trwającego trzy lata śledztwa ten wątek jednak pominięto.
- Nie tylko nie brałem żadnego udziału w wyprowadzaniu pieniędzy, ale moja prezesura skutkowała tym, że oddział wreszcie zaczął zarabiać - przekonywał w poniedziałek w sądzie Rafał Holanowski, były już szef dolnośląskiego oddziału PCK. Prokuratura oskarża go o udział w wyprowadzeniu z organizacji ponad 3 mln zł.
- Jestem ofiarą całej tej sytuacji. W pewnym momencie po prostu utraciłem kontrolę nad funkcjonowanie oddziału - mówił przed sądem Jerzy G., były polityk Prawa i Sprawiedliwości, dziś główny oskarżony o okradanie dolnośląskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża. Pytania o finansowanie z kradzionych pieniędzy kampanii Prawa i Sprawiedliwości na razie nie padły.
Rozpoczyna się proces byłych działaczy PiS oskarżonych o okradanie PCK. Jako pierwszy zeznawać będzie w piątek Jerzy G., były radny dolnośląskiego sejmiku, b. członek wałbrzyskich władz tej partii, a do czasu wybuchu afery jeden z najbliższych współpracowników Anny Zalewskiej, byłej szefowej MEN.
Komisja rewizyjna sejmiku zbada okoliczności podpisania umowy na ubezpieczanie jednostek samorządu województwa przez firmę Supra Brokers. Jej właściciel wsparł później finansowo kampanię Jerzego Michalaka.
Według naszych ustaleń Jerzy Michalak jako członek zarządu województwa naciskał, aby podległe urzędowi jednostki ubezpieczały się tylko za pośrednictwem prywatnej firmy Supra Brokers. Niedługo potem jej właściciel wpłacił na kampanię wyborczą Michalaka 30 tys. zł.
Bogusław Szpytma, b. burmistrz Kłodzka, będzie nowym wicewojewodą dolnośląskim - ustaliła "Wyborcza". To dobry znajomy Jerzego G., głównego oskarżonego w aferze PCK, któremu dał w swym mieście stołek przewodniczącego rady nadzorczej Wodociągów, a który w kampanii wyborczej odwdzięczał się prezentami dla gminy za kasę PCK.
Byłego polityka PiS oskarżonego przez prokuraturę o udział w wyprowadzaniu pieniędzy z dolnośląskiego oddziału PCK, w sądzie bronić będzie były prokurator generalny i minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska Zbigniew Ćwiąkalski - ustaliła "Wyborcza".
Afera PCK. - Oczekujemy wyjaśnienia wszystkich bez wyjątku okoliczności procederu okradania PCK przez polityków PiS. A także tego, że ich sądowy proces obejmie swoim osobistym nadzorem prokurator generalny Zbigniew Ziobro - mówił w poniedziałek Grzegorz Schetyna.
Zgromadzony materiał dowodowy w aferze PCK zdaniem śledczych pokazuje, do kogo płynęły pieniądze, jak wspierano nimi kampanię PiS oraz firmę zatrudniającą na potęgę pisowskich działaczy.
3 mln 36 tys. 598,30 zł - taką kwotę zdaniem prokuratury mieli wyprowadzić z dolnośląskiego oddziału PCK rządzący nim politycy PiS. Prokuratura ma dowody, że część z tych pieniędzy zasiliła później kampanię wyborczą partii. Ale śledczy nie są tym zainteresowani.
Afera PCK. Nawet 3 mln zł mieli wyprowadzić z PCK dolnośląscy działacze PiS: poseł, dwóch radnych i najbliższy współpracownik Anny Zalewskiej. Do sądu wpłynął właśnie akt oskarżenia. Grozi im nawet do 10 lat więzienia.
Byli i ówcześni politycy partii, która przekonuje, że "wystarczy nie kraść", kradli odzież zbieraną na rzecz najuboższych. W każdym normalnym kraju taka informacja rozłożyłaby rząd. W Polsce - pod rządami PiS - prokuratura woli się nie spieszyć z postawieniem zarzutów.
Od początku afery PCK pojawia się nazwisko Anny Zalewskiej, byłej minister edukacji w rządach Szydło i Morawieckiego. Świadek zeznał, że z kasy PCK wpłacił na rzecz jej kampanii wyborczej. Prokuratura już rok temu zapowiedziała jej przesłuchanie. Dziś odmawia nawet informacji, czy ją w ogóle przesłuchała.
Piotr B., do niedawna poseł i szef wrocławskich struktur PiS, to kolejna już osoba związana z partią Jarosława Kaczyńskiego, objęta zarzutami w sprawie okradania dolnośląskiego oddziału PCK. Śledczy znaleźli dowody, że wyprowadzane z PCK pieniądze zasiliły później jego kampanię wyborczą.
Jerzy S., wrocławski radny PiS poprzedniej kadencji, to kolejny polityk partii Kaczyńskiego, któremu prokuratura stawia zarzuty w sprawie okradania dolnośląskiego PCK. Wiemy nieoficjalnie, że zarzuty dla kolejnych to kwestia czasu.
We Wrocławiu powstał nieformalny klub biznesmenów, który finansował, często nielegalnie, kampanie kandydatów PiS. Jedną z nich był start do Sejmu Bogdana Święczkowskiego w 2011 r. - zeznał znany biznesmen. Święczkowski i politycy PiS zaprzeczają.
Wybory parlamentarne 2019. Grzegorz Schetyna nie musi przepraszać Anny Zalewskiej, byłej minister edukacji w rządzie PiS, za słowa o jej związkach z aferą PCK. Bo, jak uznał sąd, przewodniczący PO oparł je na rzetelnych publikacjach "Gazety Wyborczej".
Śledztwo w sprawie przekrętu w Polskim Czerwonym Krzyżu zostało właśnie wydłużone do 9 listopada. Jego efektów nie poznamy więc przed wyborami parlamentarnymi. A w sprawie pojawia się nazwisko prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego.
Jerzy G. jako dyrektor dolnośląskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża w wyborach w 2014 r. wspierał wielu samorządowców. Przede wszystkim tych z PiS i popieranych przez Annę Zalewską, ale też takich, dzięki którym mogli z żoną dorabiać w radach nadzorczych gminnych spółek.
Mimo zaprzeczeń Anna Zalewska blisko współpracowała z Jerzym G., głównym podejrzanym w aferze dolnośląskiego Polskiego Czerwonego Krzyża. To on w trakcie kampanii samorządowej w 2014 r. dostarczył jabłka z PCK do przedszkola w Świebodzicach, rodzinnej miejscowości obecnej szefowej MEN.
Amerykańskie media, w tym jeden z najpotężniejszych światowych dzienników, opisały kilka dni temu aferę w dolnośląskim PCK, w którą zamieszani są politycy PiS.
Afera PCK. Z dolnośląskiego oddziału PCK, którym kierowali politycy PiS wyprowadzano nie tylko pieniądze, ale także przekazywane dla ubogich jedzenie. Śledczy nie mogą doliczyć się 46 ton darów. Wg świadka rozdawano ją przy okazji kampanii wyborczej polityków PiS.
Wyprowadzane z dolnośląskiego PCK pieniądze przekazywane były politykom PiS nie tylko z okazji kampanii wyborczych, dla części z nich stanowiły stały dodatkowy dochód. Tak "zarabiać" miał m.in. obecny poseł Piotr Babiarz. Prokurator badająca ten przekręt kilka tygodni temu zrezygnowała z prowadzenia śledztwa i poprosiła o dobrowolną degradację.
Jerzy G., główny podejrzany w aferze z wyprowadzeniem pieniędzy z dolnośląskiego oddziału PCK, jest już na wolności. Wczoraj opuścił areszt po wpłaceniu 0,5 mln zł poręczenia.
Pieniądze z Polskiego Czerwonego Krzyża zasilały kampanie polityków PiS - tak zeznają działacze partyjni zamieszani w defraudację. Ale prokuratorzy "dobrej zmiany" idą w zaparte i zakazują informowania o śledztwie
Radny sejmiku województwa Jerzy G. spędzi kolejne trzy miesiące za kratami. Sąd odrzucił wniosek jego adwokata o wypuszczenie go z aresztu za poręczeniem w wysokości 200 tys. zł. - Wciąż zachodzi obawa matactwa, a nawet ucieczki podejrzanego, któremu grozi wysoki wyrok - twierdzi prokuratura.
77 przesłuchanych świadków, siedem osób z zarzutami, jedna aresztowana i żadnych ustaleń w sprawie finansowania kampanii polityków PiS - to bilans trwającego od roku śledztwa w sprawie wyprowadzania pieniędzy z dolnośląskiego oddziału PCK. Potrwa ono jeszcze co najmniej do końca roku.
Kolejne dwie osoby dostały zarzuty w aferze z wyprowadzaniem pieniędzy z dolnośląskiego oddziału PCK. Ale choć w sprawie pojawia się wątek finansowania kampanii polityków PiS, śledczych on na razie nie interesuje.
• Na wniosek Jarosława Kaczyńskiego, zarząd okręgowy Prawa i Sprawiedliwości wybrał posłankę Stachowiak-Różecką na swoją szefową. • Zastąpi na stanowisku posła Piotra Babiarza, który odszedł z partii w związku z aferą w dolnośląskim PCK.
Na trzy miesiące trafił do aresztu Jerzy G., wojewódzki radny PiS, podejrzewany o wyprowadzenie ponad 1 mln zł z PCK. Prokuratura bada, czy z tych pieniędzy nie były finansowane kampanie wyborcze polityków tej partii.
Prokuratura sprawdza, czy za wyprowadzone z dolnośląskiego oddziału PCK pieniądze finansowano kampanię wyborczą polityków PiS., w tym minister edukacji Anny Zalewskiej
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.