- Zmienić cokolwiek mógłby jakiś rodzaj rosyjskiego Majdanu, gigantyczne protesty. Ale w sytuacji, kiedy mamy zastraszanie ludzi, zdziesiątkowaną opozycję i dużą część społeczeństwa, która z różnych powodów popiera reżim, raczej nie ma na to szans - mówi po śmierci Aleksieja Nawalnego dr hab. Jędrzej Morawiecki, związany z Uniwersytetem Wrocławskim socjolog, publicysta i znawca Rosji.
W sądzie we Wrocławiu rozpoczął się proces obywatela Ukrainy, który zaatakował małżeństwo Rosjan, jadące z małym dzieckiem. Oskarżony miał zajechać im drogę i grozić po tym, jak dowiedział się, że na jego rodzinne miasto spadły rosyjskie bomby.
We Wrocławiu mieszkają Rosjanie, którzy otwarcie sprzeciwiają się wojnie. Z zakrwawionymi transparentami stanęli pod konsulatem Niemiec. - Dalej handlują z Putinem, który wykorzystuje te pieniądze dla wojny i morderstw - mówią.
Po wejściu Rosjan do Breslau przerażone kobiety chowały się w stogach, grobowcach, przewodach kominowych. Na niewiele się to zdało. - Pierwszej nocy zgwałciło mnie dwunastu wielkich i silnych chłopów. Potem zabrali mnie i dwie inne kobiety do lazaretu, gdzie leżało około piętnastu lżej rannych. Przerzucali nas sobie z jednego łóżka na drugie, aż straciłam przytomność - relacjonowała jedna z mieszkanek.
W sierpniu 1944 r. Wrocław został ogłoszony twierdzą. Festung Breslau miała rozbijać napór radzieckiej ofensywy. "Całe plutony żołnierzy przyjadą tu, by nas bronić. Wszyscy się martwią, bo to oznacza, że Rosjanie są naprawdę blisko" - napisała w swym pamiętniku Antonia Cecylia Naschitzki.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.