Maja, która leczy się we Wrocławiu, już wie, że wypadną jej włosy, tak jak wypadły jej mamie. Matka i córka walczą z nowotworami.
- Pamiętam, jak zobaczyłam łyse dzieci i poczułam wielki strach. Chciałam uciekać. Ten stan utrzymywał się przez pierwsze dwa tygodnie, a później ustąpił - opowiada Andżelika Barańska-Lehmann, mama Kajetana, który walczył z ostrą białaczką limfoblastyczną. I wygrał.
Pacjenci do przeszczepów przyjeżdżają do nas karetkami, serca przylatują śmigłowcami i samolotami. I trzeba wszystko zgrać w jednym miejscu i czasie. Taka zegarmistrzowska precyzja - mówi transplantolog z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu
O białaczce Danily dowiedzieliśmy się rok temu - mówi babcia chłopca, Svietlana. - Gdy wybuchła wojna, wiedzieliśmy, że komórek do przeszczepu nie da się już sprowadzić.
U 18-latka z białaczką zawiodły wszystkie standardowe terapie. Lekarze z Wrocławia zdecydowali się więc na nowatorską metodę leczenia. Jak pierwsi w Polsce podali choremu komórki NK (z ang. natural killer, czyli "urodzeni zabójcy").
Pacjenci zmagający się z nawrotową ostrą białaczką limfoblastyczną od 1 września będą mieli dostęp do drogiej, ale skutecznej terapii CAR-T. Minister zdrowia podpisał decyzję, na mocy której leczenie finansować będzie Narodowy Fundusz Zdrowia.
Katar u Bartusia utrzymywał się tygodniami. Lekarze na odległość zmieniali krople do noska, bagatelizując wątpliwości mamy. Okazało się, że to ostra białaczka limfoblastyczna T-komórkowa.
U 11-letniego Olka po siedmiu latach nieskutecznego leczenia ostrej białaczki limfoblastycznej lekarze nareszcie stwierdzili brak obecności komórek nowotworowych. Pomogła nowatorska terapia CAR-T, zastosowana we wrocławskim Przylądku Nadziei.
Kiedy rodzice musieli być w pracy, Wojtka pilnował w szpitalu onkologicznym jego starszy brat Grzesiek: kupował w sklepie to, czego nie pozwalali im jeść rodzice, smażył naleśniki - na całym oddziale czuć było spalenizną. Z kartonów po lekach robili sobie pistolety, miecze.
Sandra pierwszą chemię dostała w dniu, w którym miała się dopiero urodzić. Lekarze nie mieli doświadczenia w leczeniu tak małych dzieci. Nie wiedzieli, czy jej maleńki organizm wytrzyma.
Staś w swoje drugie urodziny jest już w szpitalu - zakładają mu wkłucie centralne do podawania chemii, niezbyt fajny prezent dla dwulatka. Mateusz po zajęciach w szkole sam zgłasza się do bazy dawców szpiku. Jeszcze nie wie, że uratuje kiedyś Stasia i że on zaprosi go do siebie na ryby.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.