Koronawirus we Wrocławiu nie słabnie. Wczoraj rano wydawało się, że sytuacja się stabilizuje, bo odnotowano tylko trzy przypadki zakażeń. Późniejszy komunikat nie był już jednak tak optymistyczny.
Śledztwo "Wyborczej" wykazało, że maseczki sprowadzone z Chin nie mają certyfikatów. Po miesiącu Naczelna Izba Lekarska zwróciła się do lekarzy, żeby z nich nie korzystać. Sprawdziliśmy, czy medycy na pierwszej linii frontu ich używali.
Epidemia koronawirusa. O sprawach maseczek sprowadzonych do Polski "największym samolotem świata" pisaliśmy od miesiąca. Opozycja chce, by sprawę zbadała prokuratura. Na lotnisko powrócą rejsowe samoloty, a na Stadionie Wrocław odbędą się... wybory rektora.
To premier Mateusz Morawiecki zlecił KGHM kupno maseczek, których certyfikaty okazały się nic niewarte. I to rząd za nie zapłaci - wynika z dokumentów, do których dotarła "Wyborcza"
Koronawirus na Dolnym Śląsku został potwierdzony w poniedziałek u 22 osób. Od początku epidemii zmarło 72 mieszkańców regionu.
Antonow Rusłan miał na pokładzie 125 tys. kombinezonów i 210 tys. przyłbic. W poniedziałek po 17.30 wylądował na wrocławskim lotnisku.
"Wyborcza" ma dokumenty świadczące o tym, że zamówione w Chinach przez KGHM maseczki to niewiele warte dla medyków jednorazówki, za które koncern prawdopodobnie grubo przepłacił pośrednikowi - spółce założonej przez byłego oficera WSI
Przez blisko dwa tygodnie KGHM nie przedstawił nawet cienia dowodu na to, że sprowadzone z Chin za ciężkie publiczne pieniądze maseczki mają jakiekolwiek certyfikaty świadczące o ich przydatności dla służby zdrowia. Teraz okazuje się, że dopiero są badane przez Centralny Instytut Ochrony Pracy.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.