Matury się zaczęły i w powietrzu zawisł strach. "Koleżanka, dała nam po łyżce stołowej lekarstwa, które jej ojciec brał na uspokojenie. Weszłam na salę, to nie mogłam otworzyć ust, a oczy zrobiły mi się wielkie jak spodki" - wspominała maturę w 1947 r. znana wrocławska lekarka.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.