Bomba w miejskim autobusie
Dotychczas takie sceny mogliśmy obserwować w relacjach z Francji, Belgii czy Bliskiego Wschodu. Wrocławianie byli w szoku, gdy usłyszeli o bombie w miejskim autobusie. Gdyby nie bohaterska postawa kierowcy pojazdu, mogłoby dojść do tragedii. W wyniku wybuchu ucierpiałoby bowiem wiele osób. Zdarzenie miało miejsce 19 maja 2016 r. Około godz. 14 do kierowcy autobusu linii 145 podszedł pasażer, który zauważył podejrzany pakunek. Kierowca zatrzymał się na przystanku przy ul. Kościuszki. Postanowił wynieść paczkę i zgłosić sprawę centrali ruchu.
CZYTAJ TEŻ: Suknia ślubna do trumny. 24-latka "była aniołem", on ją zgwałcił i udusił poduszką [REPORTAŻ]
Ledwo zdążył się oddalić, gdy doszło do eksplozji. W reklamówce znajdował się garnek wypełniony mieszanką materiałów wybuchowych i metalowych elementów, m.in. śrubami i nakrętkami, które miały zwiększyć siłę rażenia. Ranna została kobieta, która przypadkiem tamtędy przechodziła.
KORNELIA GŁOWACKA-WOLF
Gdyby do wybuchu doszło w środku pojazdu, poszkodowanych byłoby znacznie więcej. Pokazał to późniejszy eksperyment przeprowadzony przez prokuraturę, z użyciem podobnej bomby w pustym autobusie. Prawdopodobnie sprawca źle zmieszał ze sobą substancje chemiczne, dzięki czemu bomba miała i tak mniejsze pole rażenia, niż było to przewidziane.
Bomby domowej roboty często są wykorzystywane przez terrorystów. Stąd pojawiły się pierwsze komentarze, czy we Wrocławiu doszło do pierwszego w Polsce zamachu terrorystycznego przeprowadzonego być może przez islamskich radykałów. Sprawca mógł się inspirować tzw. bombą szybkowarową, użytą m.in. przez braci Czarnajewów w zamachu z 2013 r. na uczestników maratonu w Bostonie.
Wszystkie komentarze