24 kwietnia 2002. Zagłębie Lubin - Śląsk Wrocław 1:2 (0:1).
Nieprawdopodobnie dramatyczny, nerwowy pojedynek. Arbiter Krzysztof Słupik z Tarnowa pokazał w nim aż 13 żółtych kartek, dwie czerwone, podyktował rzut karny i nie uznał bramki dla gospodarzy.
Agresja zawodników skierowana przeciwko sobie rozpoczęła się w 31. minucie, gdy sędzia podyktował rzut karny za faul Krzyżanowskiego na Gortowskim. Kłótnie w polu karnym pomiędzy piłkarzami i sędzią trwały prawie trzy minuty. W tym samym czasie doszło też do kłótni w loży honorowej. Jeden z działaczy Zagłębia zaczął ostentacyjnie oskarżać przedstawicieli Śląska, że sprzyja im sędzia. Sytuacji tej nie wytrzymał nerwowo prezes wrocławskiego klubu Janusz Cymanek i wyszedł z trybuny.
Wasilewski pewnie wykorzystał jedenastkę i od tego momentu emocje na stadionie sięgnęły zenitu. Zagłębie natychmiast rzuciło się do ataku, ale równocześnie mecz się nieprawdopodobnie zaostrzył. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu sekund sędzia pokazał cztery żółte kartki, a po faulu Naskręta na bramkarzu Zagłębia Kędziorze w polu karnym doszło niemalże do bójki. W sumie w przepychankach brało udział 17 piłkarzy.
Druga połowa może przejść do historii ligowego futbolu. Na boisku było nadal nerwowo, a po upływie 20 minut Śląsk grał już w dziewiątkę, gdyż drugimi żółtymi kartkami zostali ukarani Sztylka i Lato.
Przez blisko pół godziny wszyscy piłkarze Śląska stali przed własnym polem karnym i wybijali piłkę do przodu, gdzie biegał osamotniony Nazaruk, jedyny napastnik Śląska. I stał się cud. W 71. minucie napastnik Śląska ograł na połowie boiska Przerywacza, samotnie pobiegł na bramkę Kędziory i wykorzystał sytuację sam na sam. Sektor kibiców Śląska oszalał z radości, a pozostała część stadionu zamarła w szoku. To była druga groźna akcja wrocławian w całym spotkaniu. W doliczonym czasie gry Śląsk bronił się już w ósemkę, gdyż kulejący Krzysztof Szewczyk nie mógł biegać, tylko stał na środku boiska. - Stałem w tunelu i nie mogłem uwierzyć, że moi koledzy tak dobrze grają - cieszył się po zakończeniu spotkania Dariusz Sztylka.
W końcówce emocje były tak nieprawdopodobne, że nerwowo nie wytrzymał szkoleniowiec Śląska Marian Putyra, który w pewnym momencie zaczął krzyczeć do sędziego: - Kończ już ten mecz, ty ch... z Tarnowa. Słowa te słyszał sędzia techniczny i sygnalizował głównemu, aby ten przerwał pojedynek, jednak arbiter Słupik nie widział tej sytuacji. Po chwili zakończył mecz. Ławka rezerwowych i piłkarze Śląska oszaleli z radości, a gospodarze długo nie podnosili się z własnej ławki.
Śląsk wygrał ten mecz, ale niewiele mu to dało. Kilkanaście dni później zespół został zdegradowany do II ligi.
Wszystkie komentarze