Potraktowali mnie jak jakiegoś bandziora, który wsiada do pociągu i próbuje okraść PKP Intercity. Czułam się jak na gestapo, cała drużyna konduktorska krzyczała na mnie - opowiada "Wyborczej" pasażerka, która jechała z Wrocławia do Warszawy.
Z powodu ogromnego opóźnienia pociągu KD przyjechałam do Wrocławia Głównego o godz. 9:15 na peron 5, a z peronu drugiego o godzinie 9:16 odjechał mój pociąg IC do Międzyzdrojów. Konduktor odmówił poinformowania pociągu IC o mojej przesiadce - pisze Czytelniczka "Wyborczej".
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.