Były wiceminister sprawiedliwości, miejski radny Lewicy, a wcześniej wiceprezydent Wrocławia Bartłomiej Ciążyński jest podejrzany o oszustwo i przekroczenie uprawnień. Miał wyłudzić przeszło 4,5 tysiąca złotych z państwowej instytucji, której był wicedyrektorem.
Były poseł Janusz Palikot - podejrzany o wielomilionowe oszustwa - będzie aresztowany co najmniej do 1 stycznia 2025. Prokuratura nie wyklucza, że w połowie grudnia wystąpi z wnioskiem o dalsze przedłużenie aresztu.
Wrocławski Sąd Okręgowy orzekł, że biznesmen i były polityk Janusz Palikot - podejrzany o oszustwo na szkodę 5 tysięcy osób na przeszło 70 mln zł - musi zostać w areszcie. Zmienił tym samym orzeczenie Sądu Rejonowego, który zgodził się, by Palikot wyszedł z aresztu, jeśli wpłaci milion złotych kaucji.
W poniedziałek wrocławski Sąd Okręgowy zajmie się zażaleniami prokuratury i obrońców Janusza Palikota od decyzji w sprawie aresztowania biznesmena i byłego polityka. Tymczasem prokuratorski Wydział Spraw Wewnętrznych zajmuje się sprawą ujawnienia tajemnicy obrończej adwokata Jacka Dubois.
"Wyborcza" dowiedziała się, jakie SMS-y znaleźli śledczy w telefonie Janusza Palikota. Wiadomości zostały przekazane sądowi jako dowód matactwa, wraz z wnioskiem o areszt.
Wrocławska prokuratura przedstawiła Januszowi P., przedsiębiorcy i byłemu posłowi, osiem zarzutów popełnienia przestępstw na szkodę tysięcy osób. Pierwsze przesłuchanie trwało pięć godzin i zakończyło się o północy. Na piątek 4 października zaplanowano kolejne czynności.
Sądy dwóch instancji uznały, że sprzedał sobie należące do babci mieszkanie przeszło 200 tys. zł poniżej jego wartości. Wykorzystał przy tym jej kłopoty z rozumieniem tego, co się z nią dzieje i gdzie jest.
Od zakonnicy, dyrektorki domu pomocy społecznej na Opolszczyźnie, wyłudził najwięcej, bo ok. 430 tys. zł. Uwiódł ją w pociągu, którym jechała w habicie.
Łowca plagiatów donosi, że władze Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, zamiast zamknąć przewód doktorski po wykryciu plagiatu, zawiesiły go, co pozwala złożyć pracę ponownie, np. na innej uczelni. Rektor stanowczo zaprzecza.
Mężczyzna miał oszukiwać i okradać głównie starsze osoby. Wrocławska policja publikuje jego wizerunek i szuka kolejnych poszkodowanych.
"To jest na krawędzi oszustwa" - internauci komentują działalność sklepu rowerowego CTbike. Po artykule w "Wyborczej" zgłosił się do nas kolejny poszkodowany klient. "Chodzi o większą sumę i ja te pieniądze mogę przeznaczyć na coś zupełnie innego niż sponsorowanie życia człowieka, który mnie oszukuje". Co z tym zrobi policja?
Mieszkaniec Dolnego Śląska skazany został na karę więzienia za oszustwa, postanowił jednak ukrywać się przed policją. Po wystawieniu listu gończego wrocławscy funkcjonariusze tropili go aż do Gdyni. Okazało się, że 55-latek zmienił tożsamość i płeć.
85-latka święta spędzi u koleżanki Majki. - Powiedziała, że mnie od siebie nie wypuści. W zeszłym roku byłam u Małgosi, też jest samotna - mówi nam pani Barbara.
- Walka z Robertem, czyli stalkerem z Tindera, kosztowała mnie dużo i zmieniła moje życie. Przerażające było dla mnie to, że ludzie wolą odwracać oczy niż przyznać, że dzieje się zło - mówi wrocławianin Grzegorz Filarowski.
Policjanci z Bolesławca szukają kobiety, która podając się za adwokatkę, okradła dwie starsze osoby. Funkcjonariusze opublikowali portret pamięciowy oszustki.
Przeszło 20 mln zł przeznaczonych na pomoc dla chorych dzieci i walczącej z rosyjską agresją Ukrainy miało zostać zdefraudowanych. Kilka dni temu wrocławski sąd aresztował Jarosława Ś. - prezesa fundacji, która organizowała zbiórki.
Choć wrocławska spółka Udokumentowani, biorąca od cudzoziemców ponad 2 tys. zł za załatwienie jednej sprawy w urzędzie zapewniła po zamknięciu się, że "sąd wyznaczy syndyka", to w sądzie nie ma śladu po wniosku o upadłość.
Około 40 cudzoziemców, głównie obywateli Ukrainy i Białorusi, przyszło w środę 2 sierpnia pod Dolnośląski Urząd Wojewódzki. Czują się oszukani przez firmę Udokumentowani z Wrocławia, która brała od nich ponad 2 tys. zł za załatwienie np. karty pobytu, a teraz została zamknięta.
Aresztowany po tekstach "Wyborczej" za oszustwa na ponad milion zł i groźby karalne wobec kobiet poznanych na Tinderze, nie przyznaje się do winy i jak ustaliliśmy, w zeznaniach, oskarża byłe partnerki o spisek.
Do sądu w Legnicy trafił akt oskarżenia przeciwko Wacławowi D., założycielowi Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Legnicy, oraz rektorowi Bazylemu N. Śledczy oskarżyli ich o oszukiwanie studentów.
Po dziesięciu latach od bankructwa znanego wrocławskiego dewelopera firmy As-Bau prokuratura oskarżyła siedem osób związanych z firmą i dwóch pracowników banku PKO BP o wyłudzenie 67 mln zł z banku i oszustwo na szkodę 180 klientów dewelopera na 34 mln zł.
- Sklep rowerowy CTbike oszukuje swoich klientów - twierdzi pan Michał spod Wrocławia, który zgłosił się do "Wyborczej" z prośbą o interwencję. Trudno jest skontaktować się ze sprzedawcą i trzeba bardzo długo czekać na zwrot pieniędzy. Właściciel sklepu tłumaczy się, że "czasami coś może przeoczyć".
Już ponad dwa miesiące nie ma kontaktu z wrocławiankami Renatą i Wiktorią Majchrzak. Do prokuratur w całej Polsce wciąż zgłaszają się osoby, które uważają, że zostały oszukane przez ich firmę, a wrocławska prokuratura Śródmieście bada sprawę zaginięcia kobiet.
Ofiarą oszustwa związanego z wyłudzaniem pieniędzy padła młoda kobieta. Sprawca namówił ją, by zainstalowała aplikację, z pomocą której opróżnił konto poszkodowanej.
Co najmniej pięć śledztw, w różnych miejscach w Polsce, prowadzonych jest w związku tajemniczym zaginięciem Renaty i Wiktorii Majchrzak z Wrocławia, a także z ich biznesem - firmą sprzedającą fikcyjne nagrobki i piece. Cztery postępowania dotyczą oszustw, jedno zaginięcia obu kobiet.
Przestępcy krążyli po domach - we Wrocławiu, ale i w innych miastach w Polsce - podając się za pracowników energetyki i powiadali, że będą wymieniane liczniki prądu.
Dziwne rzeczy działy się wokół pieców SolZbych, które próbowały rozpropagować zaginione wrocławianki Renata i Wiktoria Majchrzak. Sprzedawały go na Allegro za niecałe 20 tys. zł.
"Wyborcza" dotarła już do czterech osób, które uważają, że zostały oszukane przez zaginione wrocławianki Renatę i Wiktorię Majchrzak - łącznie na przeszło 16 tys. zł. Mimo to policja i prokuratura ograniczają się do poszukiwania zaginionych i czekania, aż oszukani złożą doniesienia o przestępstwie.
Na zaginione Renatę i Wiktorię Majchrzak z Wrocławia jest pierwsze doniesienie na policję, a dokładnie na fikcyjny zakład prowadzony przez nie. "Wyborcza" dotarła do mieszkańca Legionowa, który zgłosił oszustwo w miejscowej komendzie policji.
61-letnia mieszkanka Wrocławia została oszukana metodą "na policjanta". Mężczyzna, który się za niego podał, namówił ją do przelania mu bardzo dużej sumy pieniędzy.
Tysiące osób z całej Polski zgłosiły oszustwa na miliony złotych. Ofiarami mieli padać drobni przedsiębiorcy i osoby starsze, którzy podpisywali umowy na bardzo drogie usługi, które nie były im potrzebne. Oskarżeni staną przed sądem.
Klikamy w podejrzane linki, instalujemy nieznane aplikacje i logujemy się do obcych stron. Tak Polacy tracą oszczędności życia.
Ktoś próbuje wyłudzać dane osobowe ukraińskich uchodźców, przebywających w Polsce. Rozsyłane są maile, których autorzy podszywają się pod MSWiA, a we Wrocławiu pojawiły się plakaty z kodem QR podpisane przez Urząd do spraw Cudzoziemców. Prowadzą do fikcyjnego formularza.
Mieszkanka Górnego Śląska została oszukana na fałszywy apartament w Karpaczu. Zapłaciła 1700 zł zaliczki za pobyt w obiekcie, który nie istnieje.
Na portalach aukcyjnych i społecznościowych wystawiała na sprzedaż szklane pojemniki ozdobne, telefony komórkowe, szable czy płyty winylowe. Ale - jak twierdzi policja - nie wysyłała ich, choć dostawała zapłaty.
Najbardziej przykry jest fakt, że zrobiła to bez skrupułów. Widziała biednych ludzi. Bez tych pieniędzy 3 tys. osób straci szansę na posiłek, a my będziemy musieli się zamknąć - mówi oszukany przez wolontariuszkę prezes Fundacji "Weź Pomóż".
Historie oszustw matrymonialnych wyzwalają fale komentarzy o naiwności skrzywdzonych kobiet. Dlaczego takich emocji nie budzi bezwzględność sprawców?
- Nie wiemy tak naprawdę, ile kobiet z Tindera padło ofiarą pana Roberta. Pracuję w zawodzie detektywa od kilkunastu lat, natomiast skala i bezwzględność, z jaką on działał, to było dla mnie coś nowego - mówi prywatny detektyw Jarosław Janik.
Prywatny detektyw Jarosław Janik jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto działałby na taką skalę: - Jednocześnie urabiał kilka kobiet i od każdej czerpał jakieś korzyści. Tu mieszkanie, tam auto - mówi.
Oszust, podający się za pracownika banku, dodzwonił się do kryminalnego policjanta z Lubina. Ten rozmowę nagrał, a policja publikuje ją ku przestrodze.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.