Jarmark Bożonarodzeniowy we Wrocławiu rozpoczął się w piątek, 29 listopada - znajdziemy tam tradycyjnie przysmaki z Polski i wielu innych krajów, rękodzieła i świąteczne dekoracje. W porównaniu do minionego roku ceny niektórych produktów wyraźnie wzrosły.

Tradycją wrocławskiego Jarmarku są ceramiczne kubeczki w kształcie bucika. Najczęściej służą do picia aromatycznego grzańca czy gorącej czekolady i co roku mają inny kolor. W tym roku "buciki" są zielone.

Słynny grzaniec świąteczny kosztuje 20 zł. To o 5 zł więcej, niż rok temu. Do wyboru są różne smaki wiśniowy, śliwkowy, malinowy i jagodowy. Kaucja za świąteczny kubek wynosi, tak jak w roku ubiegłym, 20 zł. Na tym samym stoisku dostaniemy bezalkoholowy poncz i gorącą czekoladę, które kosztują 18 i 20 zł oraz herbat za 12 zł. Ceny tych napojów również wzrosły o kilka złotych.

Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.

Roman Imielski poleca
Czytaj teraz
Więcej
    Komentarze
    Kto uwielbia tłum i atmosferę odpustu będzie zadowolony. Zwłaszcza jak zje pajdę chleba ze smalcem za 20 zeta.
    już oceniałe(a)ś
    22
    2
    W Wiedniu kubek porządnego grzańca kosztuje 4 euro (i to regularne 0,25l, ten wrocławski bucik zdecydowanie ma mniejszą objętość). No ale jesteśmy bardzo bogatym krajem.
    już oceniałe(a)ś
    7
    1
    i już na glownym zdjeciu podróbka, bo niczym innym jak udawanym produktem regionalnyn serki „góralskie” nie są
    już oceniałe(a)ś
    8
    2
    Drożyzna, tłumy i świąteczny kicz. Omijam rynek w tym okresie.
    już oceniałe(a)ś
    6
    3
    Ile z oferowanych tam produktów zostało faktycznie zrobione na Dolnym Śląsku lub chociaż w Polsce? A ile to tandeta z Chin? Życzyłbym sobie, by inspekcja handlowa sprawdziła, ile piwa jest w piwie, wina w winie, a sera owczego w serkach na jarmarku. Do tego kwestie zdrowotne wynikające ze sposobu podawania towarów spożywczych. Nie żebym się czepiał, ale za cholerę teraz nie ufam ludziom.
    już oceniałe(a)ś
    4
    3
    A jakby tak kiedyś miasto zaczęło od organizatora jarmarku (niech już będzie, choć rozrosło się to do monstrualnych rozmiarów) pobierać rynkowe stawki, a zysk wypracowany w ten sposób przeznaczyło na dofinansowanie mniejszych, lokalnych, naprawdę lokalnych jarmarków w dzielnicach... Echhhh. Się rozmarzyłem.
    już oceniałe(a)ś
    1
    1
    Jarmarczna rozrywka... smacznego.
    już oceniałe(a)ś
    0
    2