Więcej
    Komentarze
    " insta friendly" ??????? co to do ....nędzy znaczy???
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    Przecież te "miejscówki" są beznadziejne (jak słusznie zauważył przedmówca, słowo 'miejscówka' brzmi w "poważnej" gazecie fatalnie; mi się kojarzy z ławeczką na blokowisku na której okoliczni lokalsi chleją tani alkohol/zażywają dopalacze, ostentacyjnie spluwając co i rusz na glebę przy akompaniamencie przekleństw i gardłowych wrzasków). Wszystkie reklamowane lokale, to nowo otwarte biznesy gastro, najwyraźniej ich pazernym właścicielom:

    (..)"Że coś im w bankach nie sztymuje,
    Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
    Lub upatrzyły tłuste szuje
    Cło jakieś grubsze na bawełnę.(..)"

    ,że tak nachalnie i regularnie je promujecie.

    Gluten Appetit reklamujecie już po raz N-ty (i zawsze to samo zdjęcie) - przecież to najzwyklejszy bar targetowany na małowyrobionego i świadomego studenta i oferujący adekwatną do tego "jakość" i "zdrowotność" sprzedawanych produktów

    Chleboteka - pracuję w firmie na Solnym, tak więc znam to "coś" - ani to zdrowe, ani smaczne - ot, kolejna (na siłę) modna piekarnia z doklejoną (na siłę) historią i misją, sztucznie ulepiona na marketingowych polepszaczach na krzykliwej fali mody na to co "zdrowe i rzemieślnicze". Piszecie "odwiedzać codziennie" - przy tych cenach, na takie codzienne odwiedziny może sobie pozwolić tylko kadra zarządzająca - tylko czy warto? Moim zdaniem - absolutnie nie! Ostatnio w Chlebotece kupiłem kilka pączków z okazji Tłustego Czwartku, kupiłem dla porównania również w cukierni (z tradycjami, istniejącej kilkadziesiąt lat) mieszczącej się niemal vis-a-vis Chleboteki (nazwy nie podam, żeby nie było posądzenia o kryptoreklamę)- pączki z chleboteki mogą się schować!

    "Miejscówki" które opisujecie stoją przez większa część dnia puste, mało kto tam zagląda, martwe miejsca, martwe dusze, martwe ceny - ja wolę prawdziwe (a nie reklamowane na prawo i lewo "modne" plastic - fantasic) knajpki, vegedajnie, restauracje i bary

    W jaki (nieprofesjonalny i nierzetelny) sposób tworzy się gastro rankingi i manipuluje czytelnikami opisał na swoim blogu Wrocławskich Podróży Kulinarnych Piotr Gładczak; podam link (mam nadzieje, że nie zostanie ocenzurowany):

    wroclawskiejedzenie.pl/2017/11/13/czego-rozumieja-media-tradycyjne-przykladzie-gastronomii/
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Nanan...na wilczy apetyt wrobla ;)
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Materiał bardzo ciekawy. I oryginalny, z kilku powodów. Pierwszy: inwencja językowa. "miejscóki", które kojarzą się z wszystkim tylko nie z jedzeniem, nieszczęsny potworek insta-friendly itd. Drugi: pierogi, pizza i drożdżówki jako genialne odkrycie gastronomii wrocłąwskiej w 2018. Trzeci: dokumentacja szaleńczej wręcz popularności opisanych "miejscówek": w Campo aż 1 (jeden) stolik z wielu zajęty, ale aż przez 3 (trzy) osoby! Czwarty eeeewelacyyyjne zdjęcia, zrobione albo przez kogoś, kto o fotografii słyszał, ale niedokładnie, albo kogoś, kto komórką pstryknął, ale się nie cieszył. Ważne, że znajomi, którzy prowadzą te "miejscówki" zadowoleni, pani insta-dziennikarko?
    już oceniałe(a)ś
    2
    2