Kiedy ktoś pyta panią Emilię, po co tak podróżuje, odpowiada: - Znasz Polskę? A byłeś w Lądzie?
Ląd to wieś w Wielkopolsce z barokowym klasztorem. Przepięknym.
Nie wie, ile krajów już zwiedziła, ale na pewno dużo mniej, niżby chciała.
Widziała słonie w Namibii i antylopy biegnące po sawannie w Tanzanii. W tym roku ? gejzery i wulkany na Islandii i stare cerkwie w Gruzji. Zwiedziła świątynię duchów, tamę Trzech Przełomów w Chinach i Tybet. W Iranie spotkany w hotelu Pers zaprosił ją na ślub. W Indonezji była na pogrzebie, na który rodzina zmarłego zbierała pieniądze dwa lata. Stojąc nad Kanionem Kolorado, myślała: - Szkoda, że człowiek żyje tak krótko, a nie tysiąc lat. Jest jeszcze tyle miejsc do zwiedzenia, których nie zdążę zobaczyć?.
Zaczęła podróżować na emeryturze, po śmierci męża i mamy. Nie było już konieczności opiekowania się bliskimi. Zostało tylko podlewanie kwiatków na parapetach.
W 2008 roku przyjaciółka zaproponowała jej wycieczkę do Grecji. Bała się podróżować w tym wieku. Nie chciała w trakcie zwiedzania opóźniać grupy. Po namowach spakowała walizkę. O podlanie kwiatków poprosiła sąsiadkę.
I tam zobaczyła, że świat stoi przed nią otworem. I że nadąża za grupą.
Jeździ zazwyczaj na wycieczki zorganizowane, bo uważa, że wtedy zwiedzanie jest łatwiejsze. Męczące są tylko upały i długie oczekiwanie na lotniskach.
Pieniądze ma z emerytury (ma doktorat, wykładała na Politechnice Wrocławskiej). Żyje też oszczędnie: ma małe mieszkanie, w którym sama przeprowadza drobne naprawy. Nigdy nie paliła papierosów, a to też oszczędność w budżecie. Tylko w tym roku zwiedziła: Islandię, Gruzję, Londyn, Chorwację i Czarnogórę.
Fotografuje. Chce zatrzymać świat, jaki widzi. A widzi tylko w ciepłych barwach: kiedy ma przed sobą kwiat uschnięty i w pełni rozkwitły, zawsze zrobi zdjęcie temu drugiemu.
Dziesiątki tysięcy (4,5 tys. z samych Chin) fotografii trzyma w komputerze. Na albumy nie starczyłoby półek w jej mieszkaniu, bo te są zapełnione książkami. Również podróżniczymi. To dzięki nim podróżowała, kiedy pracowała i zajmowała się domem. Przez strony książek wspięła się na Mount Everest i opłynęła świat. Wielokrotnie.
Podróże uważa za powtórkowy egzamin z wiedzy o świecie. Nie chce go odkrywać, bo przecież wie, jak wygląda słoń czy zebra. Chce to samodzielnie zobaczyć.
Kilka dni temu rozmawiała z córką o kolejnej podróży. Nigdy nie była w Malborku, a na pewno jest warty obejrzenia.
Wszystkie komentarze