- To zupełny przypadek; miałem 21 lat i żadnego pomysłu, co chciałbym w życiu robić. Znajomi pokierowali mnie do Pracowni Artystycznej Ramiarni Domu Książki, która znajdowała się przy ul. Braniborskiej. Trzy lata nauki pozwoliły mi odkryć zamiłowanie do zawodu - opowiada o początkach działalności rzemieślniczej Ludomir Domański, ceniony ramiarz i znany artysta pozłotnik.
W 1978 r., tuż po otrzymaniu dyplomu wraz z kolegą i przyszłą żoną zapoznaną podczas praktyk otworzył pierwszy zakład. Pracownia migrowała: od ul. Mikołaja, przez Ruską, Więzienną (wejście od Nożowniczej), by w 2013 osiąść na Nadodrzu. Jej właściciel bardzo sobie chwali genius locii dzielnicy, czując się częścią większej całości wśród innych artystów, rzemieślników i ludzi z pasją, którzy podobnie jak on ochoczo otwierają tu pracownie.
KORNELIA GŁOWACKA-WOLF
Zakład przy Chrobrego oferuje usługi ramiarskie w pełnym zakresie: oprawę obrazów, wykonywanie wedle wzorów i renowację zabytkowych ram, renowację złoceń oraz usługi pozłotnicze zaczynając od prac przyziemnych, takich jak nagrobki, a kończąc na podniebnych - wieżach kościołów. Pozłotnik przyznaje, że tak wyspecjalizowanych rękodzielników niewielu było kiedyś i niewielu jest obecnie.
- Znaleźliśmy niszę w sektorze usług oraz sposób na kawałek chleba. Owszem, na przykład dobrego szklarza nietrudno było znaleźć, ale mało kto wykonywał renowacje ram obrazów, a takich na naprawę czekało wiele - niemieckich, z Lwowa, ze wschodu. Temat był i jest trudny, więc i konkurencja niewielka. Mijały lata, stykaliśmy się z przeróżnymi materiałami, napotykaliśmy wiele trudności, ale i nabieraliśmy doświadczenia. I zyskiwaliśmy wiernych klientów.
Do jednego z nich należał pewien kolekcjoner dzieł sztuki, który oprawiał u Domańskiego obrazy, a miał ich sporo. Pan Ludomir ze względów bezpieczeństwa zazwyczaj nie godzi się na zostawianie u niego cennych przedmiotów, ale ów kolekcjoner nie zważał na zwyczaje, zrzucał stos płócien do oprawy i szybko się ulatniał. - Drżałem wtedy, by nic się nie stało; zniszczenie obrazów o takiej wartości wiązałoby się z stratami finansowymi równymi moim kilkuletnim zarobkom - wspomina artysta.
Z cennymi przedmiotami Domański styka się niemal na co dzień. Oprawiał obrazy wiszące w Muzeum Narodowym i Ossolineum, wykonywał prace renowacyjne przy barokowym ołtarzu w Tuchowie, organach w Mieruszowie i Otyniu, czy ambonie w kościele przy ul. Wittiga.
Złocił również karetę dla rzemieślnika spod Poznania oraz firmowy fortepian Bechsteina. - Pojechaliśmy w trójkę do firmy do Niemiec. Misterna praca zajęła nam miesiąc - wspomina pan Ludomir. - Ale bywały dłuższe wyjazdy. Aż pół roku zajęło nam złocenie pałacu prezydenta Alijewa w Baku, kiedy to w z 50 osobami, studentami z Rumunii, Ukrainy, Azerbejdżanu, ozdabialiśmy sale balowe o powierzchni 300 m2.
Skąd zlecenia tego kalibru? Najczęściej z polecenia. Klienci go pamiętają, a do marketingu szeptanego przyczyniają się również studenci pana Ludomira, który od 11 lat wykłada w Wyższej Szkole Rzemiosła Artystycznego we Wrocławiu.
- Przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Polski, ale miałem też uczniów i z Wiednia, i z Rosji i z Niemiec - wylicza Domański.
- A to dlatego, że umiejętności związane z rzemiosłem pozłotniczym przydają się min. i rzeźbiarzom, i sztukatorom, i malarzom kościelnym, i kamieniarzom.
Na sukces w zawodzie składa się wiele czynników - zdolności manualne, wiedza w zakresie technik, wyczucie - nieocenione w procesie doboru ramy do obrazu oraz znajomość historii sztuki.
Nie zawsze jednak podejmuje się zlecenia. Jeśli życzenie klienta zakłada zniszczenie oryginalnej formy zabytku i kłóci się z zasadami estetyczno-etycznymi pracowni, Domański odmawia. - Uczciwie informuję też, jeśli wartość renowacji przekracza cenę przedmiotu, bo i tak się zdarza. Mimo to ludzie decydują się na usługę ze względów sentymentalnych, nawet jeśli pod względem artystycznym zabytki przedstawiają niewielką wartość.
KORNELIA GŁOWACKA-WOLF
To, że klientów nie brakuje nie budzi wątpliwości. W zakładzie praca wre, a państwu Domańskim wciąż nie starcza czasu na wypoczynek. - Byliśmy na wakacjach, owszem, ale dawno temu - uśmiecha się pan Ludomir. - Ciężko jednak wyjechać nie tylko ze względu na pracownie, ale i na podopiecznych - dwa psy i kota.
Oraz ogrom dodatkowej pracy, ponieważ poza zakładem i wykładami w WSRA pan Domański współpracuje przy tworzeniu internetowego wielojęzycznego słownika konserwacji. Jego, jak twierdzi, skromny udział wzbogacił inicjatywę o tysiąc haseł dotyczących pozłotnictwa.
Na skróty
Wszystkie komentarze