'Jak nas widzą, tak nas piszą' - żadne przysłowie chyba nie pasuje bardziej do sytuacji, z jaką będziemy mieli do czynienia we Wrocławiu od 8 czerwca 2012 roku. Rozpoczną się wtedy piłkarskie mistrzostwa Europy, czyli jedno z tych globalnych wydarzeń, które skupia na sobie uwagę świata. Nasze miasto nie organizowało w swej historii większej imprezy. Wszystkie wydarzenia podczas turnieju, nie tylko mecze, ale też ich logistyczne zabezpieczenie, urządzenie stref kibica, imprezy towarzyszące, a także transport publiczny czy noclegi, będą jak towary wyłożone na witrynie sklepu. Goście, którzy przyjadą, będą im się przyglądać i oceniać. We Wrocławiu musimy zadbać o to, żeby zobaczyli sklep ekskluzywny, w którym niczego nie brakuje i towar jest dobrej jakości.
Czy to się uda? Na razie zrobiono wiele, by się udało. Stadion już prawie gotowy. Jest nowoczesny i w miarę sprawdzony, bo udało się na nim już zorganizować kilka dużych imprez. Z komunikacją też nie powinno być źle, bo choć nie udało się zrealizować wszystkich planowanych inwestycji na Euro (szybki tramwaj np. z dwóch linii ma tylko jedną i nie jest aż tak szybki, jak miał być), to z dojazdem z centrum ma Maślice nie ma większych problemów. Nie powstały wszystkie planowane hotele, ale te, które są, powinny wystarczyć. A rozbudowane lotnisko najazd kibiców na pewno wytrzyma, tym bardziej że bardzo wielu z nich przyjedzie samochodami.
Ale to wyłącznie teoretyczne rozważania, bo taka impreza jak mistrzostwa Europy jest czymś innym niż pojedynek Kliczko - Adamek czy wyścigi wielkich ciężarówek. Jej organizacja to połączenie wielu działań i wydarzeń, zgranie pracy instytucji miejskich i służb bezpieczeństwa. To w końcu też realizacja niekonwencjonalnych pomysłów, np. promocyjnych, które sprawią, że Euro nie będzie postrzegane wyłącznie jako sprawnie przeprowadzony event, lecz jako coś więcej - fantastycznie opakowany prezent dla jego uczestników, którzy pobyt u nas zapamiętają na całe życie. By tak się stało, trzeba jeszcze wielu przygotowań i ogromnej mobilizacji w czasie samego turnieju. Zostało pół roku, nie mniej ważne od poprzednich lat, gdy powstawał stadion i inne inwestycje związane z mistrzostwami.
A czy miasto zarobi na Euro? Biorąc pod uwagę to, co we Wrocławiu powstało, można powiedzieć, że mieszkańcy skorzystali. Nieprzeliczalny na pieniądze jest efekt promocyjny, który dzięki turniejowi uzyskamy. Natomiast, czy brzęczącą gotówkę zarobią hotelarze, właściciele kwater i restauracji? Na pewno tak, choć nie w takim stopniu jak miasta, w których będą grali atrakcyjniejsi rywale. Przed losowaniem grup eliminacyjnych liczyliśmy na to, że przyjadą do nas tłumy kibiców z bogatego Zachodu, np. z Niemiec, Anglii, Szwecji albo Irlandii. Bo fani tych drużyn zwykle tłumnie jeżdżą po świecie na imprezy sportowe. Los przydzielił nam jednak Rosję, Czechy i Grecję. Nie ma co narzekać, bo to wcale nie oznacza, że kibiców zabraknie, choć na pewno nie będzie ich tylu, ilu wszyscy się spodziewaliśmy. Czesi na każdy mecz mogą przyjechać samochodami i po jego zakończeniu wyjechać. Rosjanie podróżują za swoją drużyną, ale nie można powiedzieć, żeby jeździli zbyt tłumnie. A Grecy? Cóż, niespecjalnie można na nich liczyć, bo nie dość, że nie lubią ruszać się z kraju, to jeszcze są w dramatycznym kryzysie ekonomicznym.
Czy to oznacza, że podczas organizacji Euro powinniśmy się mniej starać? Absolutnie. Zadaniem Wrocławia jest zrobienie wszystkiego, by zorganizować Euro perfekcyjnie i atrakcyjnie. Żeby po zakończeniu turnieju formuła wypowiadana po niemal każdych mistrzostwach organizowanych przez UEFA, że 'to był turniej, jakiego jeszcze w historii nie było', znalazła potwierdzenie w rzeczywistości.
Przed Wrocławiem po prostu egzamin, jakiego wcześniej nie zdawał.
Wszystkie komentarze