- Tata zadzwonił do mnie z pracy i mówi, że za trzy godziny do Lubiąża przyleci Michael Jackson. Ja na to: "Ty się dobrze czujesz? Michael Jackson?". Nie uwierzyłam, ale na wszelki wypadek zadzwoniłam do wszystkich, którzy mieli wtedy telefony komórkowe - opowiada ówczesna licealistka, dziś przewodniczka po pałacu w Lubiążu. I rzeczywiście przyleciał.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.