- Bezdomni rozkładają koce na korytarzach, kładą się na krzesełkach dla pacjentów i nawet gaszą światła, by lepiej spać. Ordynatorzy zgłaszali to dyrekcji, ale ta odmówiła zatrudnienia ochrony - mówi jedna z lekarek ze szpitala przy ul. Koszarowej na Karłowicach we Wrocławiu.
- Sądziłam, że otwarcie Dolnośląskiego Centrum Leczenia Spastyczności i Dystonii we Wrocławiu będzie dla mnie wybawieniem - mówi pacjentka po udarze mózgu. - Wciąż jednak nie mogę się tam dostać na wizytę. Mało kto wie o tej poradni, a nawet jak się dowie, to utonie w gęstwie formalności i zmęczy się chodzeniem od Annasza do Kajfasza.
Takiej kolejki do testów na COVID-19 jeszcze u nas nie widziałam. Mamy gwałtowny wzrost liczby chętnych - mówi Anna Poznańska, rzeczniczka szpitala przy ul. Koszarowej we Wrocławiu.
Marek Michalski zmarł w wieku 67 lat. "Pracował do ostatniej chwili" - pisze dyrektor szpitala przy ul. Koszarowej. Lekarz był tam ordynatorem oddziału neonatologii.
W sieci opublikowane zostało nagranie, na którym słychać, jak pielęgniarka z wrocławskiego szpitala wzywa pacjentowi taksówkę. Po chwili informuje dyspozytora, że mężczyzna jest zakażony koronawirusem.
Rozumiem intencje mocnego ograniczenia kontaktów, ale to, co teraz mamy, jest nadmierne. Uważam, że trzeba poluzować, jeśli nie mamy paść, a gospodarka się nie rozsypać - mówi prof. Krzysztof Simon.
Komisja Bioetyczna zgodziła się, by we wrocławskim szpitalu przy ul. Koszarowej chorym na koronawirusa podać m.in. leki na malarię i HIV. Z kolei lekarze zmagają się z długim czasem oczekiwania na wynik badania na obecność wirusa.
Koronawirus. - Brakuje nam wszystkiego, co pozwala chronić personel, czyli kombinezonów, masek, okularów, rękawiczek - wylicza Kamil Barczyk, szef szpitala w Bolesławcu.
Dwóch pacjentów, którzy trafili do szpitala przy ul. Koszarowej we Wrocławiu z podejrzeniem koronawirusa, wkrótce wyjdzie ze szpitala. Przebadano już ich próbki.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.