94 miejsce w rankingu 'Forbes'. W ubiegłym roku nie było go na liście. Majątek - 195 mln zł.
Krzykliwy wystrój zgorzeleckiego biura Citroneksu nie pozostawia złudzeń, jak Artur Toronowski dorobił się majątku. Z żółtej kanapy w poczekalni przytłacza widok ogromnego malowidła przedstawiającego palmę bananowca. Sztuczne palmy stoją w kącie, a w poręcze schodów w drodze na pierwsze piętro do biura prezesa wplecione są rzeźby bananów. Żółte jest tutaj wszystko: od mebli i żaluzji aż po worki na śmieci. Za biurkiem prezesa jest namalowana na ścianie mapa świata: z Ameryki Środkowej statek płynie do Antwerpii i Gdańska. Stamtąd ciężarówkami banany jadą do centrali firmy w Zgorzelcu.
Na zdj. Artur Toronowski w swoim gabinecie
Mniej więcej połowa bananów kupowanych w Polsce pochodzi z dojrzewalni w tym przygranicznym mieście. Ponad połowa zysku firmy Toronowskiego jest ze sprzedaży bananów, reszta ze stacji benzynowych, myjni dla tirów i moteli.
Toronowski jeździł ferrari, potem kupił mercedesa GL wartego 1,5 mln zł. Tyle samo kosztował go jacht, który jest jego pasją, podobnie jak szybkie motory. Jego zwolennicy chwalą go za przedsiębiorczość. Za to, że w krótkim czasie zbudował firmę, która dała tysiąc miejsc pracy ludziom w całej okolicy. I za to, że pomaga powodzianom, sponsoruje kluby sportowe i różne inicjatywy miasta.
Toronowski zaczynał w 1978 r. miał 18 lat i fiata 125 na postoju taxi. Zarobił tyle, że w połowie lat 80. miał już trzy lodziarnie i jeden sklep spożywczy. Kilka lat później wyjechał do Berlina Zachodniego. Stamtąd wysyłał pomarańcze i banany do swoich sklepów, które od 1988 roku działają pod marką Citronex. - Szybko zauważyłem, że znacznie lepiej sprzedają się banany, dlatego postanowiłem całkowicie poświęcić się ich importowi - wspominał.
Postanowił znaleźć dojście do pośredników w Antwerpii - największym europejskim porcie, do którego docierały statki z bananami z Ameryki Środkowej. W 1993 roku poznał tam Juliaana Goelansa, Belga, właściciela firmy importującej banany. Ten uczył Polaka, na czym polega ten biznes. Wyjaśnił mu, że transport statkiem płynie co najmniej dwa tygodnie; że banany schłodzone w 14 st. C nie dojrzewają i się nie psują. Że musi w chłodniach dowieźć je do Polski, a tam założyć dojrzewalnie; że banan ma siedem różnych stopni dojrzałości - od surowego, zielonego aż po słodkiego, żółtego z czarnymi plamami; i że duzi odbiorcy mają różne wymagania dotyczące dojrzałości banana. Bo w jednym sklepie może on poleżeć cztery dni i dojrzewać, a w innym schodzi w ciągu jednego dnia i "na wejściu" musi już mieć odpowiednią barwę.
Po 1997 r. Goelans sprzedał Toronowskiemu swoje udziały i przekazał mu kontakty do producentów w Ekwadorze. W 2004 roku Cironex był ostatnim przedsiębiorstwem w tej branży, które miało 100 proc. polskiego kapitału. Pozostałe albo zbankrutowały, albo zostały wchłonięte przez amerykańską Chiquitę.
Przełomem dla firmy było wejście Polski do Unii Europejskiej. Gdy Bruksela zaczęła rozdzielać licencje na sprowadzanie bananów z Ameryki Łacińskiej, duże kontyngenty miał zagwarantowane Citronex, który owoce od lat zamawiał bezpośrednio u producentów. Od 2006 roku obroty firmy zaczęły szybko rosnąć.
Prezes Citroneksu opowiada, że receptą na sukces jest dziesięć lat konsekwentnego budowania pozycji firmy i kolejne dziesięć na utrzymanie jej marki: - To prawda, miałem dużo szczęścia, ale codziennie pracowałem po 16 godzin na dobę.
Jak powstało bananowe imperium.
Wszystkie komentarze