Oryginalny koncept, pierwszy taki we Wrocławiu. Założyli go miłośnicy azjatyckich podróży - Anna i Tomasz Podhajscy. - Gdy byliśmy w Szanghaju i zajrzeliśmy do jednej z lokalnych knajpek, zobaczyliśmy nietypowy sposób na serwowanie posiłków. Praktycznie od razu wiedzieliśmy, że musimy też tak spróbować - mówi Anna Podhajska.
Nietypowość polega na tym, że sami decydujemy, co jemy. Po wejściu do lokalu dostajemy dużą miskę i szczypce, a następnie z lodówki wybieramy produkty, na które mamy akurat ochotę. Od różnych warzyw, przez kilka rodzajów makaronu, aż do mięsnych przekąsek i pierożków. Na koniec wybieramy jeden z paru dostępnych bulionów i czekamy. Fenomenem jest to, że za każdym razem możemy stworzyć zupełnie inny smak. I że nie zapłacimy majątku - porcję, by się naprawdę nasycić, jesteśmy w stanie wybrać już za 12-13 złotych.
pan.pota znajdziecie na skrzyżowaniu Więziennej z Nożowniczą.
Restauracja otwarta całkiem niedawno w centrum, na św. Mikołaja. Gotuje tam Bartosz Rudnicki, które swoje umiejętności nabywał w najlepszej chińskiej restauracji Norwegii, prowadzonej przez dwójkę braci z Hongkongu. - W kuchni pracowało 29 Chińczyków i ja - śmiał się w rozmowie z nami.
W Orientuj się jest smacznie i prawdziwie. Wysokiej klasy i świeżości produkty, ciekawe połączenia smakowe. Hit to chrupiąca kaczka z pszennymi naleśnikami, sałatką z mango, zieleniną i sosem hoi-sin. Pół porcji kosztuje 58 złotych, ćwierć 29 zł.
W naszej opinii najlepsze sushi we Wrocławiu, chociaż wiadomo, że każdy ma swoich faworytów. Yemsetu powstało w 2015 roku, z dala od centrum, bo na Karłowicach (pl. Piłsudskiego). Bardzo szybko jednak wbiło się w głowy i serca miłośników sushi w stolicy Dolnego Śląska.
Wybór kawałków jest oczywiście bardzo duży, nie sposób tutaj wszystkich zarekomendować. Warto jednak spróbować futomaków tatar z łososia oraz tzw. fisiomaków z marynowaną na sposób japoński polędwicą wołową.
Trzeba podkreślić, że Yemsetu to nie tylko sushi. Za 45 zł zjemy tu na przykład krewetki na maśle czosnkowym z makaronem i sosem z zielonego pieprzu. Godny polecenia jest również tamtejszy ramen (35 zł).
Indyjskie smaki znaleźć możemy w kilku miejscach i dla jednych najlepsza będzie Masala, dla innych Mango Mama, my stawiamy na Thali. W niepozornie wyglądającym lokalu przy Grunwaldzie robią naprawdę świetne jedzenie.
Faworyt? Butter chicken. Kawałki kurczaka rozpływają się w ustach, a delikatnie słodkawy i pikantny sos pomidorowo-orzechowy jest idealnym dopełnieniem. Porcja to 29 złotych, ale najecie się za wszystkie czasy. Warto zamówić to danie z wypiekanym na miejscu chlebkiem Naan, najlepiej wersją maślaną.
Inne propozycje szefa kuchni w Thali również trzymają wysoki poziom. Spróbujcie!
Wątki azjatyckie sugeruje nam już choćby sama nazwa restauracji położonej w Rynku. Słowo "umami" pochodzi z japońskiego i oznacza jeden z pięciu podstawowych smaków odczuwanych przez człowieka. W 2000 roku Kikunae Ikeda, profesor chemii na uniwersytecie w Tokio, podczas swoich badań zauważył, że popularne w japońskiej kuchni wodorosty konbu mają unikatowy smak. Substancje odpowiedzialne za jego powstawanie występują naturalnie w wielu produktach, m.in. grzybach, serach, wodorostach, pomidorach, różnego rodzaju mięsach i rybach. Długotrwałe gotowanie, fermentowanie, wędzenie i dojrzewanie potęguje smak umami.
Podróż po Azji warto rozpocząć od pierożków wonton z wołowiną. Znajdziemy w nich pak choi, por, dymkę, grzyby shitake, sezam, sos teriyaki i kimchi. Kosztują 23 złote, są delikatnie pikantne, ale naprawdę smaczne.
Dobrze prezentuje się także ramen (29 zł). Jeśli go zjecie w całości, niepotrzebne będzie Wam na wiele godzin nic innego. Do Umami warto wybrać się także na pad thai (31 zł).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze