fot. Zbigniew Nowak/zbiory Ośrodka Pamięć i Przyszłość
Pomarańcze w Powszechnym Domu Towarowym
Handel przygotowywany był do świąt już w listopadzie, więc wrocławianie zaciskali pasa. Bo grudzień miał być miesiącem wyjątkowym, świątecznym a więc i bardziej obfitym. Staliśmy nie tylko za podstawowymi produktami. Na święta musiało być też coś delikatesowego, wyjątkowego. I tak święta w PRL-u pachniały pomarańczami.
- W jednym z odcinków "Czterdziestolatka" widzimy głównego bohatera stojącego w kolejce po te cytrusy. Władza na kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem roztaczała przed Polakami wizję płynących do nas ton pomarańczy, cytryn i bananów, którymi będziemy mogli się delektować - przypomina prof. Nowosielska-Sobel i dodaje, że rzeczywistość później te tony weryfikowała. Zdarzało się bowiem, że mimo reglamentacji, ci co stali w kolejce dalej, na pomarańcze się nie załapali.
We Wrocławiu mogliśmy być pewni, że cytrusy będą w Delikatesach przy ul. Świdnickiej albo PDT [dzisiejsza Renoma]. - W latach 60. do tych pewniaków dołączył pierwszy sklep samoobsługowy we Wrocławiu, który mieścił się przy Jedności Narodowej - mówi pani profesor.
Na zdjęciu Powszechny Dom Towarowy udekorowany z okazji Świąt Bożego Narodzenia w 1972 r.
Wszystkie komentarze
Bo byliśmy młodzi i nie ma to nic wspólnego z systemem politycznym. Młodość ma swoje prawo do żywiołowości i radości. Gdyby wtedy było normalnie to żyłoby się lepiej. Więc nie wychwalaj tak komuny bo to nie jej zasługa że masz fajne wspomnienia.