Jedziemy dalej, wzdłuż ul. Żmigrodzkiej, sunąc przy torach tramwajowych, właśnie wzdłuż dawnego biegu wąskotorówki. Dojeżdżamy do ul. Kamieńskiego i choć formalnie jesteśmy na Karłowicach, warto spojrzeć na dwa obiekty widniejące na starych pocztówkach z pozdrowieniami z Rosenthal. Pierwszy to dawny cmentarz parafii Jedenastu Tysięcy Dziewic z Ołbina. Lokalizację nekropolii można rozpoznać po ceglanych budynkach cmentarnej administracji, stojących przy parku Marii Dąbrowskiej. Nekropolia, założona w 1895 r., istniała 68 lat, została przeznaczona do likwidacji w 1963 roku.
Znaną z pocztówek kaplicę cmentarną zaprojektował mistrz budowlany Aust. Posiadała dzwonnicę, a wewnątrz budynku ołtarz oraz bogate biblijne zdobienia na ścianach. Przejeżdżając przez park, podobnie jak na innych dawnych cmentarzach, które zmieniły się w tereny zielone, z przebiegu alejek możemy odczytać ich pierwotny układ. Także w parku Marii Dąbrowskiej bez trudu odnajdziemy układ pól grzebalnych, skrywających doczesne szczątki dawnych wrocławian.
Wracając w kierunku Różanki, mijamy po prawej stronie drugi z częstych widoków wielopolowych pocztówek. Willa pod numerem 58 to dawna restauracja Friedrichsruch Alberta Groera. Na początku wieku starając się o dobry stolik, najlepiej było wcześniej to ustalić telefonicznie, dzwoniąc pod numer 3188.
Ulica Żmigrodzka towarzyszyć nam będzie jeszcze przez chwilę. Jadąc w kierunku Poznania, za chwilę odbijemy w lewo, jednak zanim poczujemy zapach mąki z miejscowego młyna, oczyma wyobraźni na skrzyżowaniu Bałtyckiej i Żmigrodzkiej musimy zaglądnąć do nieistniejącego Etablissementu Carla Seifferta lub - jak kto woli - Drei-Krone-Säle Karla Krausego. Bardzo atrakcyjne miejsce z salą letnią, ogródkiem i sporą restauracją cieszyło się niemałym zainteresowaniem wrocławian, szukających chwili wytchnienia oraz okazji do dobrej zabawy.
Zajazd Trzy Korony to także miejsce, będące świadkiem jednej z najtragiczniejszych chwil w historii osiedla. 8 czerwca 1945 roku znalazły tu schronienie dzieci, które do Breslau przybyły z Saaz. Chore, opuszczone i przestraszone. Jak relacjonowali świadkowie: 'Dzieci były całkowicie wyczerpane'. Daina Kolbuszewska, która w 2012 r. na łamach 'Wyborczej' opisywała exodus małych wrocławian, ustaliła, że zginęło wówczas około 60 dzieci. W sumie podróż pociągiem pełnym tyfusu, gruźlicy i głodu przeżyło jedynie 37 ze 120 dzieci. Jak pisze Kolbuszewska, większość z nich nie miała więcej niż dwa lata. Były wśród nich Anita Libenberg, urodzona 4 marca 1943 r. przy ul. Traugutta, oraz Gertrud Wieczorek, urodzona 19 września 1943 r.
Wszystkie komentarze