Fot. Archiwum
Cztery ofiary, kilkunastu rannych
Do Wrocławia (wówczas Breslau) przyjechali z Warszawy 22 kwietnia 1943 r., dzień przed akcją. Drzyzga, który dowodził, pociągiem przez Kraków, Trzebinię (w pobliżu przebiegała granica Rzeszy z Generalnym Gubernatorstwem) i Katowice, Lewandowscy przez Częstochowę i graniczny Lubliniec. Wieczorem w wynajętym pokoju przy Briegerstrasse 20 (dziś ul. Brzeska) po raz kolejny omówili akcję, i to wtedy zdecydowali ostatecznie, że zaatakują pociąg przyjeżdżający o 5.40. Wybrali wczesną porę, bo wtedy na dworcu nie roiło się od żandarmów. Na Hauptbahnhof Breslau zjawili się o piątej. Gdy Drzyzga i Lewandowska zajęli stanowiska obserwacyjne, "Jur" poszedł do toalety, otworzył w kabinie walizkę i uruchomił mechanizm zegarowy bomby, nastawiając go na 5.41. Potem wolnym krokiem poszedł na peron.
fotopolska.eu
Drzyzga zdołał się oddalić od budynku na ledwie kilkadziesiąt metrów, gdy chodnik zadrżał mu pod nogami i usłyszał potężną eksplozję. Słychać było odgłos rozpryskującego się szkła. Przechodnie zatrzymywali się przerażeni, a potem zaczęli biec w kierunku dworca, aby zobaczyć, co się stało. Przyspieszyłem kroku. Gdy dotarłem na melinę i zamknąłem się od wewnątrz, usiadłem na krześle przed oknem i obserwowałem ulicę. Ani żywej duszy. Nastąpiła spóźniona reakcja i zacząłem się pocić. Otarłem twarz chusteczką, po czym bezwiednie wyciągnąłem z kieszeni papierosy i zapaliłem jednego, zaciągając się głęboko z nerwowego napięcia. Chciałem zabić wszystkie myśli. "Halina" i " Jur" byli już w drodze do Brzegu - pisał we wspomnieniach. Lewandowscy wsiedli bowiem do pociągu stojącego na sąsiednim peronie, który odjechał tuż przed wjazdem wojskowego transportu, mogli nawet nie usłyszeć eksplozji.
Drzyzga, który następne dwa dni przeczekał w ukryciu, z dziennika "Breslauer Zeitung" dowiedział się, że w zamachu ciężko ranne zostały cztery osoby, a lżej - kilkanaście. Nie uwierzył tym doniesieniom. Do Warszawy przyjechał 25 lutego, a dwa dni później w mieszkaniu w Al. Jerozolimskich spotkał się z "Jurem". Dopiero po powrocie dowiedzieli się, że w rzeczywistości na peronie zginęło czterech żołnierzy Wehrmachtu, a kilkunastu odniosło poważne rany.
Wszystkie komentarze