Mapa Martina Helwiga to matka map Śląska. Z pierwszego wydania zachował się tylko jeden egzemplarz. Ma 455 lat, jest przechowywany w Badische Landesbibliothek w Karlsruhe, ale teraz można go zobaczyć we wrocławskim ratuszu. A właściwie trzeba, bo to prawdziwy cud.
Śląskie widoki zajmowały wyobraźnię artystów i kartografów, poetów i malarzy. Ściągały turystów i wyprowadzały na szlaki miejscowych. Bo wszystko tu znajdziesz: góry, lasy, doliny, rzeki i jeziora. Brak tylko morza. Życia nie starczy, żeby wszystkie te dziwy obejrzeć, ale warto próbować. Martin Helwig, nauczyciel z wrocławskiej szkoły Marii Magdaleny, który wykreślił pierwszą nowoczesną mapę Śląska, przekonywał, że skoro "bydło oborę i schronienie swoje zna, czy zatem przystoi roztropnemu człowiekowi nie znać swojej ojczyzny własnej"?
Nie przystoi, i dlatego Helwig ruszył do pracy. Trzy lata objeżdżał wraz z uczniami Śląsk, obserwował, robił obliczenia miernicze, rysował, tworzył siatkę dróg i rzek, aż w końcu wykreślił mapę Silesii wydaną w 1561 roku. Przez 200 lat była głównym źródłem informacji dla przedstawienia Śląska na mapach najsłynniejszych kartografów i wydawców. Wykorzystał ją m.in. Abraham Ortelius w atlasie Theatrum Orbis Terrarum, kanonicznym dziele europejskiej kartografii z 1570 roku.
Giacomo Cantelli da Vignola, Przeglądowa mapa polityczno-administracyjna Dolnego Śląska (Parte inferiore del Ducato di Silesia descritto [ ]), 1692, Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu
Mapa miała 13 wydań, ostatnie w 1778 roku. Wszystkie odbite z tych samych drewnianych klocków, wyciętych przez niejakiego H. Krona, którego nazwisko znajdujemy na mapie. Do dzisiaj zachowały się tylko 34 egzemplarze mapy, bo nigdy nie została włączona do żadnego atlasu. Na wystawie możemy obejrzeć jedyny egzemplarz z pierwszego wydania, wydrukowanego w oficynie Johannesa Creutzigera w Nysie.
Wygląda dziwnie: południe jest na górze, a północ na dole mapy. Helwig był nauczycielem, więc wiedział, że taka orientacja mapy ułatwi uczniom jej zrozumienie. Bo góry są na górze, a Odra płynie na dół.
Poza tym warto się przygotować do odczytania lekcji wiedzy o Śląsku, którą Helwig wpisał w mapę. Trochę fantazyjnej, a czasem wręcz fantastycznej.
Mapa z duchem
Czy uprawiano chmiel w okolicy Gliwic (Gleibitz), jak zaznaczył Helwig? Możliwe.
Czy w Smogorzowie koło Namysłowa powstała pierwsza szkoła na Śląsku (na mapie napisano: SMOGRA PRIMA SILESIORV. SCHOLA 966)? Niemożliwe.
Czy w Sudetach u podnóży Karkonoszy grasował Rübezahl (Rübenczal)? Oczywiście, że tak!
Jeśli nie wierzycie, popatrzcie. To pierwsze przedstawienie wizerunku śląskiego Ducha Gór, którego Czesi nazwali Krakonošem, a Polacy Liczyrzepą albo Rzepiórem.
Rübezahl przypomina jelenia stojącego na tylnych nogach, z diabelskim ogonem i rogami; w łapach trzyma kij. W następnych wiekach zapomniano o demonicznej naturze Rzepióra. Karkonoski Duch Gór został włóczęgą - starcem z długą i siwą brodą. Po czeskiej stronie często pali fajkę i wędruje w otoczeniu zaprzyjaźnionych zwierząt leśnych. Jak obiecują miejscowi, Liczyrzepa pomaga dobrym ludziom, ale złym potrafi dotkliwie zaszkodzić.
"Rzepiór od pradawnych już czasów pojawia się w tysiącach postaci żywych i nieożywionych. Mknie on w przestworza niczym jeździec na wietrze, choć przed momentem ledwie stał na drodze w postaci nieruchomego głazu. Albo jak mysz znika w szparze w podłodze, by po chwili w jakiejś opuszczonej chacie wycinać podskoki w tańcu z córką pasterza i pokrzykiwać i jodłować na całe, ochrypłe gardło" - tak Ducha Gór opisał w 1915 roku Carl Hauptmann. A ponieważ mieszkał w Szklarskiej Porębie, istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że Rübezahla często widywał.
Frederik Hendriks Vroom i Friedrich Gross, Perspektywiczny plan Wrocławia (Civitates orbis terrarum. Urbium praecipuarum totius mundi. Liber quartus), wyd. G. Braun, ryt. F. Hogenberg, 1594, Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu
Na początku były wieże
Na mapie Helwiga zaznaczono w sumie 300 miejscowości i każda ma sygnaturę obrazkową. Nawet jeśli te miniaturowe weduty nie odpowiadają rzeczywistości, przydają mapie urody. A uroda była potrzebna, żeby mapę sprzedać. Klient płacił za dzieło sztuki, chciał nie tylko wiedzieć, ale i widzieć. Cieszyć się ładnym obrazkiem. Helwig stworzył wyjątkowo piękny obraz.
Najpiękniej na mapie Helwiga wygląda oczywiście Wrocław. Świat już wiedział, że to cud miasto. W "Kronice świata" Hartmanna Schedla, wydanej w 1493 roku, zamieszczono efektowną (i najstarszą) panoramę Wrocławia z charakterystycznymi wieżami katedry, ratusza, kolegiaty Świętego Krzyża, Najświętszej Marii Panny na Piasku, kościoła Dominikanów, Marii Magdaleny oraz św. Elżbiety, a autor opisał miasto jako "mające znaczenie zarówno dla ludów germańskich, jak i dla sarmackich". Prawie 70 lat później doczekaliśmy się pierwszego planu Wrocławia, wymalowanego na płótnie przez Barthela Weinera i jego syna.
Barthel Weiner & Sohn, Plan miasta Wrocławia (Contrafactur der Stadt Breslau), 1562, pomniejszona reprodukcja, 1929, Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu
Niestety, oryginał zaginął w 1945 roku i na wystawie prezentowany jest egzemplarz z 1929 roku, ale i tak robi wrażenie. Przedstawia miasto w granicach rozebranych na początku XIX wieku fortyfikacji, w rzucie prostopadłym, lecz z perspektywicznie przedstawioną zabudową. Wyróżnia ją niezwykła dokładność i dbałość o szczegóły. Efektownie wygląda archipelag wysp odrzańskich i układ ówczesnej drogi wodnej. Weinerowie stworzyli arcydzieło.
Szykuj się do drogi
Ten pejzaż zaczęto utrwalać na fotografiach dopiero od 1840 roku, ale za to z coraz większym powodzeniem. Dzisiaj wprawdzie zdjęcia robią wszyscy, warto jednak obejrzeć dzieła zawodowca. Adam Hawałej zabierze nas w podróż po Dolnym Śląsku. Zobaczymy miejsca, które każdy powinien odwiedzić: Zamek Piastów Śląskich w Brzegu, Stawy Milickie, opactwo Cystersów w Lubiążu, Góry Stołowe.
Friedrich Bernhard Werner, Plan widokowy Wrocławia (Topographia oder Prodromus Delineati Silesiae Ducatus [ ]), 1750, Biblioteka Uniwersytecka we Wrocławiu
A potem wystarczy poczekać na pogodę, zapakować plecak i ruszyć, żeby zdobyć twierdzę (można w Kłodzku albo w Srebrnej Górze), pokazać się w pałacu (w Kotlinie Jeleniogórskiej cała dolina pałaców na nas czeka), poznać tajemnice opatów Lubiąża, którzy na kulturze nie oszczędzali (bo skąd na to brali) lub posiedzieć nad brzegami Stawów Milickich.
Stawy zostały uznane przez ONZ za skarb tej klasy co Bajkał i jezioro Titicaca, są największym rezerwatem przyrodniczym w Polsce, bieliki, perkozy, kaczki krakwy i 280 innych rzadkich gatunków ogląda się bez czołgania w krzakach. W czerwcowe dni można przekonać się, że śpiew dziwonii, mało znanego ptaka wróblowatego, przypomina do złudzenia angielskie zdanie: "Pleased to meet you", podejrzeć podgorzałkę, która tylko w Dolinie Baryczy zakłada gniazda, lub wąsatkę o głosie przypominającym dzwoneczek i występującą tak rzadko, że została wpisana do Polskiej Czerwonej Księgi Zwierząt.
Takie cuda tylko na Dolnym Śląsku.
Wszystkie komentarze