Zdjęcia pochodzą z wydanego właśnie przez Via Nova albumu 'Wrocław w 1945 roku i dzisiaj'. Marzena Smolak z Muzeum Miejskiego Wrocławia zbudowała ze starych zdjęć panoramę zrujnowanego Breslau, miasta straszącego domami bez dachów, ulicami zasypanymi gruzami, skorupami kościołów. A Stanisław Klimek sfotografował te same miejsca odbicie 70 lat później.
Na brak archiwalnych zdjęć z lat 40. nie możemy narzekać, ogrom zniszczeń Wrocławia dokumentowali m.in. Rudolf Jagusch, niemiecki fotograf czynny we Wrocławiu od 1933 roku (wyjechał dopiero w 1947 roku, jego pracownię przy ul. Kuźniczej przejęła fotografka z Warszawy Krystyna Gorazdowska), Bronisław Kupny, który brał udział w pionierskiej wyprawie Instytutu Zachodniego, Marian Idziński (żołnierz, aktor, jeden z organizatorów straży przemysłowej), Adam Czelny (fotoreporter wrocławskich gazet), Stefan Arczyński i Tomasz Olszewski.
Trzeba je od czasu do czasu oglądać. Nie pamiętamy już, jak wyglądał Rynek przed wielkim remontem, więc tym trudniej wyobrazić sobie dymiącą kupę gruzów koło ratusza i dziwne kształty kamienic, nijak nie pasujące do domów, które dziś oglądamy. Niby wiemy o tragedii Festung Breslau, trudach przemiany widmowych ruin w miasto, powojennych rozbiórkach uszkodzonych budynków, sukcesach i błędach architektów meblujących polski Wrocław, ale gdy widzimy to na własne oczy, jesteśmy zaskoczeni.
Choć Wrocław należy - podobnie jak Berlin, Drezno, Hiroszima czy Kaliningrad - do elitarnego klubu miast feniksów, którym udało się zrodzić z płomieni, to nie tylko świat, ale nawet sami wrocławianie nie potrafią sobie wyobrazić skali zniszczeń. Chociaż wciąż spotykamy na murach ślady zaciętych walk, to zdjęcia kupy gruzów robią wstrząsające wrażenie. W wielu dzielnicach nie zachował się ani jeden cały budynek.
Z 30 tysięcy domów, które stały we Wrocławiu przed rozpoczęciem oblężenia, 21 600 było w chwili poddania się twierdzy ruiną. A miasto wciąż płonęło, bo żołnierze sowieccy podpalali plądrowane kamienice i gmachy użyteczności publicznej. Już po zakończeniu walk spaliły się pałac Instytutu Europy Wschodniej przy ul. św. Jadwigi i sąsiedni kościół św. Anny, w którym złożono 300 tysięcy woluminów z ewakuowanej biblioteki uniwersyteckiej. Poszedł także z dymem gmach zamku na pl. Wolności i jedna z wież kościoła św. Marii Magdaleny.
Nie wszystko dało się odbudować, nie zawsze chcieliśmy to zrobić (o rozbiórce Poczty Głównej czy wyczyszczeniu do gołej ziemi Nowego Targu przykro dziś myśleć), ale faktem jest, że zamiana kupy gruzów w miasto wymagała ogromnego wysiłku. Jak to górnie podsumował brytyjski historyk Norman Davies, "kwiat Europy ponownie zakwitł". Warto obejrzeć się za siebie, żeby zobaczyć, jak długą drogę przeszliśmy. Było warto.