Artysta Manfred Bator przy fragmencie muralu w podwórku przy ul. Roosevelta, nad którym pracował. Fot. Alina Urbaniak
Swój ślad na łące
Manfred Bator prowadził dla mieszkańców zajęcia z rysunku i komiksu. Fragmenty stworzonych na nich prac wiernie przenosił na ściany razem z Miłoszem Flisem. Później do uzupełniania konturów zachęcał osoby, które uczestniczyły w warsztatach. - Mieszkańcy wypełniali kolorami smoka, ja sportretowałem pana Jacka. Poprosiłem go, żeby zapozował mi tak, abym mógł później namalować go w pozie sugerującej lot. Teraz nie ma dnia, by z uśmiechem na twarzy nie mówił, że to on leci, żeby uderzyć smoka - opowiada artysta. Razem z Flisem wpadł także na pomysł, żeby do tworzenia kolorowej kwiecistej łąki, w innej części muralu, zaprosić mieszkańców znajdującej się przy nim bramy i przypadkowych przechodniów. Zachęcił także swoją mamę - Dorotę Bator.
Dorota Bator pokazuje namalowanego przez siebie kwiatka. Fot. Alina Urbaniak
- Namalowałam odrealnione kwiatki w krateczki i kropeczki. To są takie moje pieczęcie, które od razu rozpoznaje na tej łące. Oprócz tego stworzyłam dużo malarskich kwiaktów, które zlały się z całością. Tak mi było dobrze na tym podwórku, że kiedy mój syn kończył zajęcia w OKAP-ie i chciał iść do domu, ja mówiłam mu: "Jeszcze tylko jeden kwiatek!". Teraz często przychodzę i podglądam, jak postępują prace. Pamiętam, kiedy to podwórko było brzydkie i siermiężne, a teraz ma specyficzny radosny klimat. Mieszkańcy utożsamiają się z tym działaniem i to nie będzie zniszczone. Będą o to dbać, bo tu są ich wizerunki, ich pupili - psów, kotów. Wydaje mi się też, że nikt z zewnątrz nie ośmieli się wejść tutaj i postawić choć kreskę, która by coś zniszczyła - stwierdza Dorota Bator.
Fragment muralu w podwórku przy ul. Roosevelta. Fot. Alina Urbaniak
Wszystkie komentarze