Na to 250-lecie życzyłbym teatrowi świętego spokoju. Bo wokół polskich scen trwa wciąż straszna zawierucha. Wywoływana nie tyle przez krnąbrność artystów, co przez urzędowo-strukturalne decyzje. Teatr na tym cierpi - jest strasznie poraniony. Wcale nie uważam, że najlepszy spektakl rodzi się wśród awantur.
Ważne, żeby teatr był publiczny. Ja bym zresztą przymiotnik zamienił tu na "społeczny", bo moim zdaniem ten właśnie aspekt jest istotniejszy. Zawsze byłem za tym, żeby teatr był blisko świata, o którym opowiada. Z zaznaczeniem, że to wciąż powinien być teatr - jakość artystyczna jest równie istotna, co przekaz płynący ze sceny. Bo czasem widuję całkowicie słuszne ideowo, a jednocześnie fatalne artystycznie przedstawienia. A to o teatr chodzi, a nie o grupę aktywistów, która ma wspólne sprawy do załatwienia. Taki teatr staramy się robić w Legnicy od lat. Przy czym teatr społeczny nie musi oznaczać sięgania po współczesne teksty - Szekspirem da się mówić o naszych dzisiejszych problemach równie skutecznie.
Uważam, że oddanie teatru publicznego samorządom było błędem. Udział rządu powinien być tu zdecydowanie większy. I chodzi tu nie tyle o pieniądze, co o władzę - to właśnie oddanie jej samorządom doprowadza do tak kuriozalnych sytuacji jak w Toruniu, gdzie marszałek podejmuje decyzję wbrew opiniom ekspertów. Wolno mu - zna się na teatrze, przecież wszyscy się znają.
Obawiam się, że to jest płacz nad rozlanym mlekiem, nie odwrócimy tego, chyba że dojdzie do radykalnej zmiany polityki państwa w tej kwestii. A ta zmiana byłaby wskazana ? tak powinien przecież wyglądać dobrze rozumiany mecenat państwa. Przecież król Stanisław August Poniatowski wyłożył pieniądze, żeby powstał pierwszy zespół polskiego teatru publicznego.
Podobne głosy odsamorządowienia teatrów padają dziś z różnych stron. Niestety, Ministerstwo Kultury jest wobec nich bezradne - może samorządy prosić, doradzać im, czasem postraszyć, ale nie ma narzędzi, które pozwoliłoby realnie wspierać teatry, poza dwoma - warszawskim Narodowym i krakowskim Starym. W części wina za ten stan rzeczy leży po naszej stronie - jesteśmy słabym środowiskiem, mocno podzielonym, bez siły przebicia. Najlepszy dowód, że ustawa o teatrze, niezbędna, która pomogłaby w organizowaniu nam życia, wciąż nie istnieje. I pod tymi wypowiedzianymi dziś słowami mógłbym podpisać się równie dobrze 20 lat temu. Bo mam wrażenie, że wciąż tkwimy w punkcie wyjścia.
Wszystkie komentarze