4. Śląsk Wrocław - Wisła Kraków 0:1, stadion przy Oporowskiej, 9 maja 1982 r.
Legendarny mecz kończący rozgrywki sezonu 1982/83 wstrząsnął mną, i to nawet dwukrotnie. Pierwszy raz oczywiście po końcowym gwizdku sędziego, gdy nie mogłem uwierzyć, że Śląsk nie zdobył mistrzostwa Polski. Żeby osiągnąć ten cel, musiał jednak pokonać Wisłę, która nie walczyła już - jak nam się wszystkim wydawało - o nic. Dramat rozpoczął się tuż po przerwie, gdy Piotr Skrobowski strzelił bramkę dla krakowian. Nadzieja wróciła, gdy sędzia podyktował dla Śląska karnego. Ale po chwili 20 tysięcy kibiców (oglądających mecz nawet z drzew) jęknęło, bo bramkarz Adamczyk obronił jedenastkę Pawłowskiego. A gdy mecz się zakończył, na stadionie zapadła grobowa cisza. Porażka przy jednoczesnym remisie w meczu Ruchu Chorzów z Widzewem Łódź oznaczała, że to Widzew jest mistrzem.
Drugi raz szok, i to o wiele większy, przeżyłem wiele lat później, gdy dowiedziałem się, jakie były kulisy tego spotkania. Śląsk kupił zwycięstwo od Wisły za 400 tys. zł, ale nie wiedział, że Widzew dał jej piłkarzom więcej za ogranie wrocławian. A by kontrolować sytuację, łodzianie opóźnili swój mecz w Chorzowie o osiem minut, by w razie czego mieć czas na pokonanie Ruchu (z którym też się ułożyli), gdyby Wisła jednak tylko zremisowała ze Śląskiem.
Krakowianie podczas meczu chcieli zresztą wykiwać także Widzew, bo próbując więcej zarobić, proponowali piłkarzom Śląska zwycięstwo już nie za 400 tys., lecz za cały milion.
Ci nie mieli jednak tyle kasy. I całe szczęście.
Wszystkie komentarze