Pewien znajomy zapytał krakowskiego aktora Leona Wyrwicza, czy wierzy w duchy. - Nie - odpowiedział Wyrwicz.
- Ale w zamku mojego dziadka od dwustu lat straszy biała dama! - przekonywał kolega.
- To niemożliwe. Żadna kobieta nie chodzi przez dwieście lat w tej samej sukni! - oświadczył aktor.
Najbardziej znaną białą damą jest oficjalny duch zamku Książ - księżna Daisy, najsławniejsza celebrytka Śląska.
Umarła dzień po swoich 70. urodzinach. Ale jej majątek, stroje, biżuteria, wytworne przyjęcia wciąż ekscytują ludzi.
Na balu maskowym w Devonshire House, 2 czerwca 1897 roku, wystąpiła jako królowa Saby w purpurowo-złotej sukni z trenem, dosłownie całej w klejnotach. Brylantowo-turkusowe łańcuchy spływały od ramion po nadgarstki, asyryjski (według wyobrażeń teatralnego kostiumologa) stroik na głowę lśnił jak słońce w południe, i nie były to brylanty Svarowskiego, a wachlarz miał rozmiary stolika do herbaty. Wprawdzie brat Daisy, który musiał kroczyć w orszaku królowej, bardzo narzekał, że dostał rolę Murzyna, ubranego na domiar złego w kapę na łóżko i zupełnie się nie bawił, ale przecież wszyscy patrzyli na księżnę Pless. I o to chodziło!
A gdy w 1906 roku wystąpiła na balu w pałacu Buckingham, wydanym na cześć japońskiego księcia Arisugawy i jego żony, w sukni ze złotej tkaniny i w brylantowo-turkusowej koronie, królowa Aleksandra nie mogła wyjść z podziwu. Podziw zamienił się jednak w przerażenie, kiedy dowiedziała się, że sam tren kosztował czterysta funtów. Królowej angielskiej nie stać było na takie ekstrawagancje. Co innego księżnę von Pless.
Niestety, do czasu. Szesnaście lat później Daisy była już rozwódką, a bajeczny majątek Hochbergów topniał w zastraszającym tempie. W Niemczech szalała inflacja i przyznane jej apanaże topniały w zastraszającym tempie. A oszczędzać nigdy nie umiała. Gdy w 1941 roku władze III Rzeszy podjęły decyzję o skonfiskowaniu samego zamku, na którym ciążył ogromny dług, 7,8 mln marek, Daisy musiała zamieszkać w willi przy Friedlanterstrasse 43, dziś ul. Moniuszki 43, w parku zamkowym w Wałbrzychu. Tam umarła dzień po 70. urodzinach, 29 czerwca 1943 roku.
W testamencie napisała m.in., że syn Aleksander ma się nie martwić sprzedaną biżuterią, a angielscy krewni muszą wybaczyć, że nie ma już futer.
Daisy kochała klejnoty, wykaz jej biżuterii wzbudziłby zazdrość każdego jubilera. Wysadzane brylantami, szafirami i topazami naszyjniki, tiary, zegarki, broszki, grzebienie do włosów i złota korona hrabiny Świętego Cesarstwa Rzymskiego miały ogromną wartość, ale najwięcej emocji wzbudzał kilkumetrowy sznur pereł, prezent ślubny od męża. Wciąż wzbudza, bo wśród poszukiwaczy skarbów trwa legenda, że Daisy w tym naszyjniku została pochowana. Dlatego uczestnicy gry terenowej mają szukać pereł księżnej von Pless.
Szanse, że ktokolwiek je znajdzie, są raczej mizerne. Na odszukanie grobu księżnej też chyba nie mamy co liczyć.
Stokrotka przeleżała w rodowej krypcie Hochbergów jedynie dwa lata. Według jednej z relacji Rosjanie po wkroczeniu na Dolny Śląsk zbezcześcili zwłoki. Wierni służący z Książa pod osłoną nocy zabrali dębową trumnę. Z informacji ujawnionych niedawno przez mieszkającego w Monachium wnuka Daisy, księcia Bolko von Hochberga, wynika, że przenieśli ją na cmentarz ewangelicki w dzielnicy Szczawienko. Dziś nie ma już po nim śladu, w latach 60. został zrównany pod budowę drogi do osiedla domków jednorodzinnych. Najprawdopodobniej grób Daisy wraz z dawną nekropolią znalazł się pod ruchliwą trasą wylotową z Wałbrzycha, choć kolejna z legend mówi, że i wówczas trumna została przeniesiona w "bezpieczne miejsce".
Wszystkie komentarze