Po krótkiej przerwie nabraliśmy pełnego pędu, przecinając ulicę Mączną. Jej nazwa jest pamiątką po dawnym młynie wodnym, w miejscu którego dzisiaj jest jedyna we Wrocławiu prywatna elektrownia.
Młyn z Pilczycami związany był od zawsze. Był kartą przetargową podczas sprzedaży wsi przez biskupa wrocławskiego Tomasza II Zarembę w roku 1291. Odtąd Pilczyce ulokowane zostały na prawie niemieckim. Siedem lat po sprzedaży częściowo wróciły pod opiekę duchownych. Tym razem wrocławskich joannitów.
Po przedarciu się przez zapraszający leśną dzikością park pilczycki dotarliśmy do jednej z trzech dawnych glinianek. Kiedyś i one znaczyły bardzo wiele. W miejscowej cegielni produkowano 100 tysięcy cegieł rocznie. Ukryci pod drzewami, patrząc na osiedle, rozpoczynaliśmy właśnie zupełnie inną podróż.
Modernizm lat 20., tak charakterystyczny dla Wrocławia, właśnie na zachodzie Breslau miał objawić się w formie dotąd nieznanej. Założenie budowy nowego osiedla przewidywało postawienie na powierzchni 32 ha 1600 mieszkań dla 6400 ludzi.
Osiedle, od początku projektowane z myślą o robotnikach, miało być tanie, ale w żadnym wypadku nie byle jakie. Wręcz przeciwnie, za sprawą dwóch przyjaciół, którzy przy okazji stali się szwagrami, modernistyczne Pilczyce miały być wspaniałe, zyskując indywidualny charakter.
TOMASZ PIETRZYK
Tych dwóch dwudziestoparolatków to Albert Kempter i Paul Heim. Przyjechali do Breslau w 1910 roku.
Z marszu rozpoczęli współpracę z Maksem Bergiem, jednym z najbardziej rozpoznawalnych architektów Breslau. Twórca Hali Stulecia pełnił funkcję architekta miejskiego w latach 1909-25. Wkrótce o miłośnikach modernizmu Kempterze i Heimie zrobiło się w mieście głośno. Za sprawą takich projektów jak osiedla na Księżu, Grabiszynie, Biskupinie i Sępolnie stali się bardzo popularni. Zaowocowało to zaproszeniem do współtworzenia WuWy - wzorcowego osiedla mieszkaniowego powstałego z okazji wystawy 'Wypoczynek i miejsce pracy' w 1929 r. Zrealizowali wówczas dom nr 1 i przedszkole.
Realizacja Pilczyc miała być dla obu największym wyzwaniem. Niestety kryzys lat 30. pozwolił zrealizować jedynie kilka ulic, m.in. Górniczą. Dawna Rihtchofenstrasse była dobrze przemyślana, stały tu piekarnia i sklep z artykułami kolonialnymi. Wina, cygara i inne egzotyczne artykuły sprzedawano w miejscu stojącym do dzisiaj.
Zamurowane owalne zakończenie ciągu kamienic przywodzi na myśl dawną historię Pilznitz. Nie ma przy Górniczej śladu po 'Pilczance', kultowym miejscu spotkań dorosłych miłośników zimnego piwa, nie zachowała się również piekarnia.
Nazwy ulic osiedla przypominały bohaterów niemieckiego lotnictwa. Koszykarska upamiętniała Rudolfa Bertholda, Murarska - Oswalda Boelckego. Jednym z wyjątków była obecna Rękodzielnicza, upamiętniająca córkę szwedzkiego dyplomaty - Elsę Brändström. Nazywana Aniołem Syberii zasłynęła z opieki, jaką roztaczała nad niemieckimi jeńcami zesłanymi na Syberię w czasie I wojny światowej.
Po 1933 r. zgodnie z narodowosocjalistycznymi ustaleniami płaskie modernistyczne dachy miał być zastąpione przez styl ojczyźniany. Nawiązanie do zabudowy wiejskiej narzucało stawianie dachów ostrych. I tak Pilczyce stały się świetnym przykładem ingerencji polityki w architekturę. Czy inna, bardzo aktualna historia wrocławska nie nasuwa podobnych skojarzeń? Oczywiście teraz chodzi o teatr, a nie o architekturę, jednak intencje, chęci i zagrożenia są bardzo podobne.
Wszystkie komentarze