- Pan Roman był bardzo zaskoczony i ogromnie wzruszony. Słowo "dziękuję", które starał się wymawiać po polsku, padło tyle razy, że ciężko byłoby zliczyć - opowiada Agnieszka Aleksandrowicz-Zdral, prezes zarządu fundacji "Zobacz mnie", która prowadzi we Wrocławiu Dom Ukraiński.
Dzięki wrocławskim przedsiębiorcom, ośrodek powstał w budynku dawnego banku przy ul. Ofiar Oświęcimskich. Wśród jego 200 mieszkańców z Ukrainy jest pan Roman i jego emerytowani rodzice. Pochodzą z okupowanego przez Rosjan Chersonia.
CZYTAJ WIĘCEJ: Zostawił wózek inwalidzki w Chersoniu, żeby zabrać stamtąd ukochane zwierzęta. Teraz nie ma jak wychodzić
Niestety, mężczyzna - odkąd 25 kwietnia przyjechał do Wrocławia - niemal nie był w stanie wychodzić z pokoju. Urodził się z rozszczepem kręgosłupa i od dzieciństwa ma niepełnosprawność nóg, ale wózek inwalidzki, którym się poruszał, musiał zostać w Ukrainie. Nie było na niego wystarczająco dużo miejsca w samochodzie, którym uciekali z Chersonia.
- Trzeba było jeszcze zabrać w klatkach dwóch innych domowników: chihuahuę Busię i kotkę Masię - wyjaśniała Zhanna Wasylenko, dyrektorka Domu Ukraińskiego, która bardzo chciała panu Romanowi pomóc i opowiedziała jego historię "Wyborczej Wrocław".
Pan Roman dotarł do Polski z kulą i w zniszczonych butach ortopedycznych. Mają kilkanaście lat i są w zasadzie poskładane z części różnych butów. 44-latek bezskutecznie próbował w ostatnich latach kupić nową parę. Duży warsztat, który produkował w Ukrainie takie specjalistyczne obuwie, znajdował się bowiem na Krymie, a Krym został w 2014 roku zajęty przez Rosjan.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zainstalowane przez najeźdźców władze Chersonia chcą poprosić Putina o przyłączenie regionu do Rosji
Mężczyzna w butach ortopedycznych jest w stanie przejść zaledwie kilka metrów, bo są bardzo niewygodne. Z pokoju w Domu Ukraińskim dotychczas wychodził więc tylko, gdy naprawdę musiał. Czyli na wizytę u lekarza, w banku lub urzędzie wyrobić PESEL.
- Brak wózka jest też dla niego dużym ograniczeniem w codziennym wypoczynku - mówiła Agnieszka Aleksandrowicz-Zdral. - Nie miał okazji poznać naszego miasta, nie zwiedził nawet Rynku, który ma przecież tak blisko.
Jego sytuacja diametralnie zmieniła się w piątek 13 maja, po publikacji artykułu w "Wyborczej Wrocław". W siedzibie fundacji rozdzwoniły się telefony z propozycją pomocy.
Jako pierwszy zadzwonił Piotr Kaszuwara, wrocławski dziennikarz, który od czasu rosyjskiej inwazji na różne sposoby pomaga Ukrainie i jej mieszkańcom. W tym celu powołał fundację "UA Future".
- Dzięki pomocy Klubu Kibiców Niepełnosprawnych Śląska Wrocław, Pawła Parusa, Piotra Apolinarskiego i Danuty Orzeszyny szybko udało nam się znaleźć odpowiedni, nowy wózek inwalidzki - opowiada dziennikarz. - Przekazali go nam pan Franciszek i pan Artur. Miał służyć ich mamie i żonie, ale niestety kilka miesięcy temu zmarła i użyła go zaledwie dwa razy. Panowie oddali sprzęt za darmo, bo chcieli, żeby komuś dobrze służył i pomógł.
Wózek trafił do pana Romana już w piątek przed południem.
- Natychmiast go wypróbował i już korzysta z niego w Domu Ukraińskim, a w planach ma wyjście na zewnątrz, na co tak czekał od tygodni - mówi Agnieszka Aleksandrowicz-Zdral. - Nam, którzy w każdej chwili możemy wyjść na spacer, do sklepu czy do znajomych, ciężko to sobie wyobrazić, ale dla niego, wraz z tym darem, naprawdę otworzył się dzisiaj świat nowych możliwości.
Ale to nie wszystko. Oprócz nowego wózka, pan Roman ma też obietnicę zakupu nowych butów ortopedycznych oraz całego cyklu rehabilitacji.
W drodze do rozpoczęcia nowego życia czekają na niego jeszcze znalezienie pracy (jest z zawodu informatykiem), wizyta u ortopedy (którą ma umówioną na wrzesień) i uzyskanie polskiego orzeczenia o niepełnosprawności. Odpowiednie dokumenty z Ukrainy - konieczne do tego, żeby korzystać z przysługujących mu uprawnień i świadczeń - nie są bowiem w Polsce uznawane.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze