Na trasie 3. Biegu Para(mi) obowiązkowy był uśmiech i dobry humor. W biegu wzięło udział 60 uczestników.
- Osoby niepełnosprawne biegną w wózkach lub z osobą towarzyszącą. Jedna osoba niewidoma biegła na własnych nogach z opiekunem, który prowadził ją na trasie - opowiada Łukasz Malaczewski z czteroosobowej fundacji "Fizjotriterapia. Follow your dreams".
Para(mi) skierowany jest głównie do dzieci niepełnosprawnych. - Zaczęło się od biegu z niepełnosprawnym chłopcem Jasiem. Biegłem z nim osobiście w 2016 r. jako opiekun. Jaś niestety zmarł w 2019 r. Po jego śmierci założyliśmy fundację i chcieliśmy zorganizować bieg niepełnosprawnych dzieci na większą skalę. To póki co się udaje. Dlatego dziś we Wrocławiu odbył się już trzeci bieg Para(mi) - opowiada.
Trasa wyznaczona była na 10 kilometrów. Biegacze zaczynali z Pergoli pod Halą Stulecia, cztery pętle musieli zrobić w parku Szczytnickim, meta była zlokalizowana pod fontanną na Pergoli.
- Każdy tutaj jest zwycięzcą. Nie mierzymy czasu, nie ma klasyfikacji. Każdy, kto ukończy bieg, jest wygranym. Celem jest dobra zabawa. Dzieci przeżywają ten bieg już miesiąc wcześniej. Od fundacji otrzymują pamiątkowe medale i dedykowane nagrody - zabawki, bilety na koncerty czy do zoo, spotkania ze znanymi osobami, czy gadżety od gwiazd. - Każde dziecko zapisując się na start pisze nam, o czym marzy. Te marzenia staramy się spełnić.
Pierwszy raz w biegu Para(mi) uczestniczyła Mia. Dziewczynka w maju skończy 4 lata. Urodziła się z przepukliną oponowo-rdzeniową i wodogłowiem, zmaga się z rozszczepem kręgosłupa, niedowładem kończyn dolnych, porażeniem pęcherza. Na mecie bardzo cieszyła się z medalu. - Mimo tych wszystkich przeciwności losu świetnie sobie radzi. Jestem z niej bardzo dumny - mówił Filip Szczepaniak, tata dziewczynki i oceniał bieg: - Bardzo pozytywne emocje, świetna atmosfera, fajni ludzie.
Na córkę czekał na mecie. W tym roku nie wystartował, bo wcześniej nie trenował. Mia biegła w zawodach z panem Marcinem Nowakowskim.
- Bieg był bardzo prosty. Dużo śmiechu. Moją parą była Mia. Widziałem, że bardzo jej się podobało - wspominał mężczyzna, który bieganie trenuje od 12 lat. - 10 km to robię na co dzień - śmieje się. We Wrocławiu miał biec ze swoim małym synkiem Michałem.
- Ale niestety Michał się rozchorował - tłumaczy. Postanowił pobiec z Mią. - Nawet nie mieszkamy obok siebie, jesteśmy z innych miast. Zadzwoniłem do organizatora zawodów, zapytałem co robić - opowiada. Organizatorzy pomogli mu skontaktować się z rodzicami Mii. - Tak mogliśmy się poznać. Po drodze szukaliśmy wiewiórek, ale niestety nie było. Ostatnie metry Mia zdobyła sama. Nawet powiedziała mi: "jak ja cię lubię". Także fajnie - mówi pan Marcin.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze