- Diagnozę usłyszeliśmy, jak skończył dwa lata, ale już wcześniej widzieliśmy, że coś jest nie tak. Rozwój Allana a jego brata bliźniaka Dominika to były dwa światy. Allan nie uśmiechał się, nie patrzył na nas, najchętniej siedziałby w kącie - opowiada Magdalena Lignar. Żadna terapia nie przynosiła większych skutków, a im Allan jest starszy, tym więcej opieki wymaga. Na sytuacje stresowe reaguje samookaleczaniem. Gryzie się w rękę, potrafi uderzać głową w ścianę.
Problemem jest także nadpobudliwość i brak odczuwania strachu. - Uwielbia wysokość, więc gdy tylko spuści się go z oczu wspina się na wyższe elementy. Raz na placu zabaw stanął na barierce, aż zamarliśmy - opowiada pani Magdalena.
Rodzice cały czas muszą go pilnować. W nocy śpią na zmianę, bo Allan często budzi się po dwóch godzinach i później szaleje.
Poprawa przyszła po eksperymentalnej terapii krwią pępowinową. - O tym, że jest taka możliwość, dowiedzieliśmy się przez przypadek. Oglądaliśmy program CNN, w którym pokazywano przypadek dziewczynki, u której po trzech latach terapii komórkami macierzystymi cofnęły się wszystkie objawy i była zupełnie zdrowa - mówi pani Magdalena. To wciąż leczenie eksperymentalne, ale wyniki są obiecujące.
Jak tłumaczył prof. Krzysztof Kałwak na konferencji prasowej o działaniu komórek macierzystych, zawarte w nich cytokiny potrafią łagodzić stany zapalne w centralnym układzie nerwowym, które towarzyszą autyzmowi.
To właśnie do prof. Kałwaka trafiła Magdalena Lignar, gdy zaczęła szukać, czy taka terapia w Polsce jest możliwa. On wykorzystuje komórki macierzyste w leczeniu nowotworów we wrocławskim Przylądku Nadziei.
- Byłam akurat w ciąży, gdy odwiedziliśmy profesora. Poradził pobrać krew pępowinową w czasie porodu. Okazało się, że jest 100 proc. zgodność, co prawie nigdy się nie zdarza - opowiada pani Magdalena.
Allankowi podano dwie dawki czystej krwi pępowinowej - tyle udało się pobrać. - Efekt jest niesamowity. Allan wcześniej był bardzo wycofany, teraz przytula się, szuka z nami kontaktu, potrafił pocieszyć brata, gdy ten stłukł kolano, a dzieci z autyzmem nie odnajdują się normalnie w takich relacjach interpersonalnych. Poza tym zaczął korzystać z nocnika, czego wcześniej nie byliśmy go w stanie nauczyć - wylicza pani Magdalena.
Rodzina ma jeszcze zabezpieczoną galaretę Whartona ze sznura pępowinowego, z której będą namnażane komórki macierzyste. Jest to jednak terapia eksperymentalna i w ten sposób leczą tylko dwa ośrodki - w Lublinie i Częstochowie.
- Leczenie nie jest refundowane, musimy opłacić je sami, a koszt to ponad 40 tys. zł. Z trójką dzieci, w tym jednym chorym, trudno nam uzbierać takie pieniądze, dlatego zdecydowaliśmy się poprosić o pomoc. Marzy nam się, żeby Allan mógł być normalnym chłopcem, byśmy nie musieli martwić się, że zrobi sobie krzywdę - mówi pani Magdalena.
Całość kwoty rodzina powinna wpłacić na początku kwietnia. POMÓC MOŻNA TUTAJ.
Wszystkie komentarze