Z rozwiązań wrocławskiej firmy Droids on Roids korzysta Facebook i WhatsApp. W ostatnim raporcie „Deloitte Technology Fast 50 Central Europe” znalazła się na 17. miejscu najszybciej rozwijających się spółek technologicznych w Europie Środkowo-Wschodniej.
Jeszcze wyżej, bo tuż za podium, w zestawieniu Deloitte uplasował się inny wrocławski start-up, przy okazji uznany za najszybciej rozwijający się start-up w Polsce. To spółka Tooploox, która w ciągu trzech lat osiągnęła wzrost przychodów na poziomie ponad 2500 procent!
Firma jest przede wszystkim software housem, tzn. pomaga w tworzeniu produktów opartych o nowe technologie dla klientów zewnętrznych. Są elastyczni – pracują zarówno dla globalnych gigantów, jak i dla start-upów.
Jak radzą sobie małe i średnie firmy IT z Wrocławia na rynku krajowym i zagranicznym?
– Rynek małych i średnich firm IT we Wrocławiu jest bardzo ciekawy. Wiele spółek realizuje model „born global”, co oznacza, że od pierwszego dnia istnienia są w stanie działać globalnie i pracować dla międzynarodowych klientów. Także w tym sektorze widzimy przykłady start-upów, które rosną w ogromnym tempie. Choćby firma SpyroSoft w ledwie półtora roku zatrudniła 140 osób, a współpracuje z takimi markami jak Viessmann, TrackMan czy Razer – mówi Michał Karbowiak z Agencji Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej.
– Bardzo dużo firm IT z naszego miasta oferuje usługi tworzenia oprogramowania oraz innowacyjne produkty dla firm z całego świata. Jest to związane z rosnącym doświadczeniem na rynku międzynarodowym oraz dojrzewaniem lokalnych organizacji. Dzięki takiej dywersyfikacji jesteśmy w stanie budować wartość dodaną poza świadczeniem jedynie usług – mówi Grzegorz Fidyka z firmy Sienn, członek ITCorner, stowarzyszenia zrzeszającego małe i średnie firmy IT we Wrocławiu.
Pierwsze doświadczenia biznesowe zdobywali w dzieciństwie, sprzedając na targu pomidory. Pierwszy komputer kupili sobie tylko po to, by go rozkręcić i sprawdzić, jak to wszystko jest w środku skonstruowane.
W 2008 roku bracia Tomasz i Piotr Karwatka założyli we Wrocławiu firmę tworzącą software. Kierują nią do dzisiaj i robią oprogramowanie dla tak znanych marek jak Reserved, Solar, TUI, Intersport, a także Plus, CD Project, ING. Mają też coraz więcej klientów zagranicznych, głównie z krajów niemieckojęzycznych, Skandynawii i Wielkiej Brytanii.
– Na początku nie wiedzieliśmy jeszcze dokładnie, na czym chcemy się skupić, szukaliśmy drogi. Działaliśmy jako grupa Divante, w której skład wchodziły agencja interaktywna oraz agencja o charakterze marketingowym. Ale główną nogą, na której staliśmy, zawsze był software – wspomina Tomasz Karwatka.
Od czterech lat Divante wyspecjalizowała się jako „e-commerce software house”. Tworzy, wdraża i utrzymuje oprogramowanie dla firm rozwijających swój biznes w sieci – są to nie tylko sklepy internetowe, ale też rozbudowane platformy B2B integrujące się z wieloma systemami klienta, systemy typu PIM (zarządzanie informacją), CMS (zarządzanie treścią) czy CRM (budowanie relacji z klientami).
– Kiedy zaczynałam tu pracę w 2014 roku, pod wieloma względami była to zupełnie inna firma niż teraz – opowiada Natalia Urbańska, HR director w Divante. – Pracowało tu około 50 osób, dziś jest ich trzy razy więcej. Głównie to programiści i inni specjaliści IT.
Siedziba mieści się we Wrocławiu przy ulicy Dmowskiego. – Przeprowadziliśmy się tutaj w lipcu 2016 roku po wielu latach spędzonych w kamienicy przy ulicy Kościuszki, gdzie stopniowo zajmowaliśmy kolejne piętra. Przyświecał nam duch pasji, ale tamten budynek był zdecydowanie poniżej standardów, w jakich funkcjonują dziś tego typu firmy, np. klimatyzatory nie dawały rady – wspomina Urbańska.
Nowa siedziba także znajduje się w historycznym budynku: – Nie chcieliśmy przenosić się do szklanego biurowca, szukaliśmy miejsca z duszą i w centrum miasta. Budynek przeszedł generalny remont i dostosowaliśmy go do potrzeb nowoczesnej firmy, zachowując część pierwotnego charakteru, dlatego w wielu miejscach widoczne są charakterystyczne ceglane ściany.
Biuro robi wrażenie zwłaszcza na naszych zagranicznych klientach. Ma aż pięć poziomów, z których ostatni to dwie urokliwe wieżyczki.
– W części środkowej, będącej już częściowo poddaszem, jest chillout room z dużym stołem do wspólnych posiłków, elektroniczną tablicą do rzutek, kanapą, pufami i telewizorem, który w chwilach przerwy służy pracownikom do grania w FIFĘ – wylicza Urbańska.
Zapewnia, że nie zmieniło się jedno: – Nadal jesteśmy zespołem, który się przyjaźni i pracuje z pasją. We Wrocławiu konkurujemy zarówno z niewielkimi firmami, jak i gigantami, ale raczej nie o klientów, bo oni są na całym świecie. Głównie „bijemy się” o pracowników.
A jaki ma to wpływ na naszą ofertę?
– Kandydatów nie przekonują już tak bardzo benefity, które stały się standardem. Liczy się przede wszystkim to, żeby pracować w fajnym miejscu, przy ciekawych projektach. A Divante to przede wszystkim dobra atmosfera, profesjonalnie zarządzany zespół i technologie – podkreśla Urbańska.
Sente założyło czterech przyjaciół, studentów Politechniki Wrocławskiej (niektórzy znali się jeszcze z liceum). Mieli też inne wspólne doświadczenia: pracowali dla jednego z ogólnopolskich dostawców systemów ERP (wspomagających zarządzanie w firmach).
Początkowo, a było to 18 lat temu, planowali, że ich firma będzie dostarczać na rynek dodatek do oprogramowania ERP. Chodziło o to, by zarządzać kartoteką towarów i zamówieniami pobieranymi z internetu. Z czasem jednak system rozrastał się o coraz więcej obszarów i funkcji właściwych systemom sprzedaży i obrotu logistycznego.
– Po około trzech latach przyszły pierwsze poważne wdrożenia, w średniej wielkości firmach, z którymi współpracujemy do dzisiaj – mówi Jakub Czyżkowski, współzałożyciel i wiceprezes w firmie Sente. – Cały czas zajmujemy się projektowaniem i wdrażaniem zaawansowanych rozwiązań informatycznych wspomagających zarządzanie w przedsiębiorstwach.
Dodaje: – System Sente S4, na którym opieramy nasze rozwiązania, to kompletna platforma ERP, CRM, WMS. Architektura systemu pozwala dostosować go do wymagań i indywidualnych potrzeb każdej organizacji, szczególnie tych nastawionych na efektywność i dynamiczny rozwój.
Sente zatrudnia łącznie 120 osób. W maju 2017 roku przeniosło się do nowej siedziby w Quattro Forum przy ulicy Legnickiej, gdzie oprócz powierzchni biurowej do dyspozycji pracowników są kolorowe i przestronne jadalnie, a także sale konferencyjne, chillout room i pokój z piłkarzykami. Firma ma też oddziały w Poznaniu, Rzeszowie i Starachowicach.
Sente projektuje również dedykowane rozwiązania wspierające firmy w najważniejszych obszarach biznesowych i operacyjnych.
– Jesteśmy połączeniem producenta oprogramowania i software house. Dlatego trudno jest znaleźć na polskim rynku firmy, które moglibyśmy określić jako bezpośrednią konkurencję – dodaje Czyżkowski.
10 osób – tyle liczy wrocławski oddział Iteratec. Otwarto go z powodu braku dostatecznej liczby specjalistów w Niemczech. To tam, a dokładnie w Monachium, w 1996 roku dwóch menedżerów pracujących w międzynarodowej firmie informatycznej postanowiło założyć własną spółkę – u swojego pracodawcy przeprowadzali projekty w modelu kaskadowym, jednak cykl tworzenia oprogramowania trwał długo, a klienci oczekiwali też większej interakcji. Dla własnej działalności wybrali nazwę nawiązującą do podejścia iteracyjnego w programowaniu, które dziś określa się jako agile software, czyli zwinne programowanie.
Do dziś Klaus Eberhardt i Mark Goerke są jedynymi właścicielami Iteratec, a w dziewięciu oddziałach w Europie zatrudniają łącznie około 300 osób.
A czy nadal są zwinni? Marcin Pogodzik, który kieruje oddziałem we Wrocławiu, podkreśla, że właściciele wciąż aktywnie zarządzają firmą i każdego pracownika w każdym oddziale znają osobiście. Są zafascynowani koncepcją zwinnej organizacji i starają się w każdym miejscu taki model wdrażać.
– W dużych korporacjach struktura własnościowa jest mocno rozproszona. Jest cała rzesza akcjonariuszy, którzy inwestują swoje pieniądze w udziały w spółce po to, żeby osiągnąć na tym krótko- lub średnioterminowy zysk finansowy. U nas motywacja jest zupełnie inna – zaznacza Marcin Pogodzik, który kieruje oddziałem we Wrocławiu. – Właściciele cały czas są zafascynowani koncepcją zwinnej organizacji i starają się w każdym miejscu taki model wdrażać. Celują w mniejsze projekty, często greenfieldowe. Zbudowali u swoich klientów markę firmy dostarczającej zespoły eksperckie do nawet najtrudniejszych zadań. I zależy im głównie na tym, żeby tę markę utrzymać.
Podkreśla, że wyniki finansowe mają znaczenie drugorzędne: – Oczywiście finanse muszą być na plus, żeby firma nie utraciła płynności. Niemniej o wiele ważniejsze są ciekawe innowacyjne projekty i rozwój osobisty pracowników.
A jak się pracuje w 10-osobowym wrocławskim zespole? Siedziba znajduje się przy ulicy Ruskiej, a biuro jest urządzone w stylu loftowym.
– Oddział wrocławski jest traktowany tak samo jak każdy inny oddział w Austrii czy Niemczech, ma taką samą autonomię i własne projekty. Na początku wystartowaliśmy z projektem greenfieldowym dla niemieckiego start-upu z branży energetycznej. Natomiast w kwietniu rozpoczynamy drugi projekt do zarządzania informacją audio w środkach komunikacji miejskiej jednego z największych miast niemieckich. To też będzie projekt greenfieldowy – zapowiada Pogodzik.
Firma stawia na interakcję z klientami, dlatego zatrudnia specjalistów ze znajomością języka niemieckiego, ale przyjmuje również kandydatów z podstawową znajomością języka niemieckiego i ich dokształca.
We Wrocławiu cały czas powstają nowe firmy IT. Działa tu 12 procent polskich start-upów, więcej jest tylko w Warszawie (25 procent), a na kolejnych miejscach znajdują się Kraków i Poznań (po 7 procent).
– Jeśli chodzi o szeroko pojęte start-upy, to ich liczbę szacujemy we Wrocławiu na znacząco ponad 200. Główne specjalizacje tych firm to e-commerce, e-zdrowie, software house czy edutech. Jak widać, wszystkie są związane pośrednio lub bezpośrednio z IT – mówi Michał Karbowiak.
Z raportu ARAW wynika, że 7 na 10 wrocławskich firm z branży IT produkuje oprogramowanie, mniej więcej co druga zajmuje się usługami, wdrożeniem i konsultingiem, a co trzecia sprzedażą oprogramowania. Blisko 25 procent prowadzi działalność badawczo-rozwojową.
W jakich obszarach działają? To przede wszystkim: Big Data, analityka, Internet Rzeczy, narzędzia dla deweloperów i programistów oraz biotechnologia. Dodajmy, że Wrocław jest polskim centrum Internetu Rzeczy, tu działa najwięcej firm rozwijających związane z tym technologie.
Co sprawia, że Wrocław jest tak sprzyjającym miejscem dla rozwoju małych i średnich firm z branży IT? To przede wszystkim ludzie – zdolni i przedsiębiorczy. Istotną rolę odgrywa fakt, że Politechnika Wrocławska to jedna z najlepszych w kraju uczelni kształcących informatyków. Coraz więcej innowacji powstaje na styku nauki i biznesu. Umożliwia to między innymi współpraca i integracja środowisk akademickich ze strefą biznesu oraz formalizacja zasad współpracy (wcześniej miała ona zazwyczaj luźny charakter).
Duże znaczenie ma też współpraca start-upowego środowiska, tak rozwinięta nie jest w żadnej innej branży.
– Dzięki takiej symbiozie jesteśmy w stanie rozwijać się stabilnie na polskim rynku – wyjaśnia Grzegorz Fidyka.
Na rozwój małych i średnich wrocławskich firm nie można jednak patrzeć tylko przez różowe okulary. Z jakimi wyzwaniami muszą się liczyć?
– Niestety nie jest łatwo konkurować z wielkimi międzynarodowymi korporacjami, które często otrzymują granty w postaci zwolnień z podatków bądź dopłat do etatów. Sektor MŚP skupiony wokół IT we Wrocławiu musi podejmować tę rękawicę i równocześnie inwestować w rozwój organizacji czy nowych produktów. To nie jest łatwe, ale dajemy radę – mówi Fidyka.
Dla wielu firm największym wyzwaniem jest dziś znalezienie specjalistów. W konkurencji o profesjonalistów małe firmy IT mają jednak pewną przewagę nad globalnymi gigantami. Na czym ona polega?
– Przede wszystkim w mniejszych firmach nie ma skomplikowanych procedur, struktura jest bardziej płaska i ludzie mają realny wpływ na to, jak takie firmy funkcjonują, co oferują. W Sienn pracują m.in. ludzie, którzy dołączyli do nas, przychodząc z wielkich korporacji. Właśnie dzięki mniej formalnym relacjom oraz większymi możliwościami rozwoju cech miękkich, jak i twardych. W takich firmach jak nasza każdy ma możliwość uczestniczenia w spotkaniach z klientami zewnętrznymi. Ponadto pewne role korporacyjne w naszej organizacji, takie jak np. architekt oprogramowania, tworzone są przez zespół, a nie jedną osobę. To jest podejście zgodne z duchem czasu, a nie tak jak w korporacjach, gdzie często panuje skostniały model ról i funkcji, bardzo mocno zagnieżdżony w zhierarchizowanej strukturze. Poza tym pracownicy mają bezpośredni kontakt z właścicielami, co daje poczucie większej kontroli i wpływu na działanie firmy – opowiada Fidyka.
Co ciekawe, wrocławskie firmy IT przecierają szlaki pod względem kultury organizacyjnej. Przykładem może być wspomniany Droids on Roids: w 2016 roku w ramach workaction całym zespołem przenieśli się na miesiąc na Bali.
– Sektor małych i średnich firm jest interesujący, nie tylko pod względem produktów czy klientów, dla których spółki pracują, ale także sposobów, w jaki walczą o pracowników. To właśnie tu właściciele szukają niestandardowych form przyciągania specjalistów, pracę łączą z wakacjami, podział premii pozostawiają swojemu zespołowi. Czyli tworzą nie tylko dobrze płatne, ale po prostu dobre, interesujące miejsca pracy – podsumowuje Michał Karbowiak.
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze