Centrum Diagnostyki Eksperymentalnej i Innowacyjnych Technologii Biomedycznych Uniwersytetu Przyrodniczego. Zakładam fartuch i ochraniacze na buty. Karta magnetyczna otwiera podwójne drzwi.
Stoję w chlewni. Nietypowej, nie tylko z uwagi na lokalizację na pierwszym piętrze. Jest czysto i gryzący smród nie bije po nozdrzach. Kilkanaście osobnych przestronnych boksów z automatycznymi poidłami zwanymi smoczkami (zwierzę, które chce się napić, wykonuje ryjkiem ruchy przypominające ssanie smoczka). Betonową podłogę wyścieła sięgająca mi kostek warstwa trocin. Świnie mogą w niej ryć do woli. Od tych żyjących u hodowców odróżnia je ciemna rana na grzbietach. To ślady po zszyciu ich mięśni i skóry. No i niektóre ciągną za sobą bezwładny tył. Są sparaliżowane.
- Nie żal ich panu? - pytam dr. Marcina Wrzoska, lekarza weterynarii.
- Żal - odpowiada bez wahania. - Bardzo mi żal. Muszę się z tym pogodzić. Ich cierpienie to cena, jaką ja i inni naukowcy prowadzący badania z udziałem zwierząt płacimy za wkład w naukę - dodaje.
Eksperymenty prowadzone pod kierownictwem dr. Wrzoska mają odpowiedzieć na pytanie, jak rekonstruować uszkodzenia rdzenia kręgowego przy wykorzystaniu komórek macierzystych.
Technologia jest następująca. Po uśpieniu świń zrzuca się na ich kręgosłupy zawieszone na lince ciężarki. Słowem - łamie się im kręgosłup. Potem zwierzę, a właściwie jego uszkodzenie oglądane jest w badaniu rezonansem magnetycznym. W kolejnym etapie próbuje się rekonstruować jego rdzeń za pomocą komórek macierzystych.
- Od początku eksperymentu zwierzętom podaje się środki przeciwbólowe. Po uszkodzeniu rdzenia to bardzo silne leki, opiaty zbliżone do morfiny. Badamy ich krew, mocz. Codziennie oceniamy i monitorujemy ich kondycję. Jakąkolwiek oznakę bolesności - apatię, brak apetytu, posmutnienie - natychmiast zgłaszamy lekarzowi weterynarii, który reaguje tak, by im nie przysparzać cierpienia - opowiada badacz.
Dzięki dotychczasowym wynikom naukowcy z Wrocławia potrafili ulżyć lwu przywiezionemu do nich z uszkodzonym kręgosłupem.
- Nie mogę podać więcej szczegółów tego przypadku. Chciałem tylko podkreślić, że cierpienie zwierząt wykorzystywanych w eksperymentach nie idzie na marne. Dzięki poświęceniu jednych możemy skuteczniej pomagać innym. Nie mówiąc już o tym, że nasze wyniki służą potem ludziom - kwituje dr Wrzosek.
- Od początku XX wieku ze 104 Nagród Nobla przyznanych za odkrycia w dziedzinie fizjologii lub medycyny wyniki 88 z nich uzyskano w eksperymentach z wykorzystaniem zwierząt - wylicza prof. Roman Kołacz, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego, który oprowadza mnie po zapleczu naukowym. Zaczynamy od pomieszczeń dla beagle'i - rasy psów najczęściej wykorzystywanych w badaniach z uwagi na ich łagodny charakter, ogólną niską zachorowalność oraz naturalną odporność na choroby nowotworowe. Profesor opowiada o swojej nieżyjącej bokserce Sabie.
- Rozmawiamy o psie, którego hołubiła cała rodzina, a teraz oglądamy laboratoryjne psy, które nie mają na taką rodzinę szans. To smutne - zauważam.
- Mamy coraz więcej metod alternatywnych, które pozwalają na zredukowanie ogromnej liczby 100 milionów zwierząt rocznie wykorzystywanych w badaniach. Są one również coraz częściej stosowane w nauczaniu studentów weterynarii, medycyny czy biologii. Należą do nich filmy, oprogramowanie komputerowe, manekiny, modele i symulatory. Mój syn studiował medycynę w Hiszpanii i korzystał już z komputerowego modelu królika. Studenci wykorzystują do nauki program symulacyjny bazujący na całej wiedzy anatomicznej, fizjologicznej i medycznej zgromadzonej na temat tych zwierząt. Wstrzykując mu wirtualnie truciznę lub lek, obserwują, jak się zachowuje jego serce i inne narządy, jak kształtują się poszczególne parametry fizjologiczne i jak reaguje cały organizm. Takie humanitarne metody nauczania eliminują zadawanie zbędnego cierpienia zwierzętom. Polscy studenci jeszcze w ograniczonym zakresie korzystają z takich metod alternatywnych ze względów ekonomicznych.
Dla rektora eksperymenty z udziałem zwierząt są moralnie uzasadnione. - Pod warunkiem że mają one jasny cel, służą samym zwierzętom albo ludzkości. Gdyby nie doświadczenia na zwierzętach, nie wynaleziono by insuliny (w tych badaniach poświęcono 75 psów) czy szczepionki przeciwko polio, do odkrycia której poświęcono 100 tys. rezusów. Nie osiągnięto by postępu w badaniu chorób neurologicznych i psychicznych takich jak padaczka, depresja i schizofrenia. Nie byłoby też szczepionek przeciwko groźnym chorobom zakaźnym, jak ospa, wąglik, wścieklizna, tyfus, cholera i dżuma. Gdyby nie badania na zwierzętach, nie mielibyśmy tak zaawansowanych badań w leczeniu chorób nowotworowych. Albo przeszczepy serca? Pierwsze badania wykonywano na świniach. A prof. Religa pracował nad stworzeniem sztucznego serca, wykorzystując psy - mnoży prof. Kołacz.
Swoją drogą w filmie "Bogowie" pada bardzo wrocławska kwestia.
- Dzwoń do Gucwińskich. Niech nam dadzą pawiana. Powiedz, że chodzi o życie ludzkie - instruuje filmowy Religa asystujących mu przy operacji lekarzy.
W Polsce każdy eksperyment na zwierzętach musi uzyskać zgodę komisji etyki , w której zasiadają m.in. bioetycy, prawnicy i obrońcy zwierząt. Badacz musi przedstawić mocne podstawy teoretyczne i wyjaśnić, jak bardzo inwazyjne dla zwierząt będzie badanie, na ilu zwierzętach zostanie przeprowadzone i czy ta ich liczba jest uzasadniona. Komisja etyki zawsze o to pyta - niezależnie, czy mowa o tysiącu myszy czy o 50 świniach. Naukowcy muszą opowiedzieć, w jaki sposób chcą zapewnić im bezpieczeństwo i zminimalizować ból. - To wymóg konieczny. Chyba że celem eksperymentu jest sprawdzenie, jak zwierzę reaguje na ból - mówi prof. Kołacz.
Polskie badania przeprowadza się m.in. na szczurach, myszach, chomikach, królikach, świnkach morskich, psach, kotach, świniach, krowach i owcach, drobiu i rybach. Wszystkie w celach medycznych, dla ratowania życia ludzi lub zwierząt czy poprawy ich dobrostanu. Zwierzęta do badań "rekrutują" się z hodowli laboratoryjnych.
Z wyników doświadczeń korzystają też same zwierzęta (choć akurat nie te, które w testach uczestniczą). Bo wiele leków stosowanych w medycynie ludzkiej stosuje się też w weterynarii, np. antybiotyki, jak penicylina czy streptomycyna.
Eksperymenty np. wykazały, że krowy nie widzą czerwonego światła i nie lubią kanciastych zakrętów. To je stresuje. Dlatego dziś w Kombinacie Rolnym w Kietrzu, największym gospodarstwie w kraju, pali się nocą w halach czerwone światło, by pracownicy mogli obserwować krowy, nie zakłócając ich snu. Dojścia na wybiegi i do mleczarni przebudowuje się tak, by miały łagodne zakręty. Hodowcy twierdzą, że zadowolona krowa daje więcej mleka.
Na Uniwersytecie Przyrodniczym prowadzi się aktualnie badania dotyczące wszczepiania świniom stentów biodegradowalnych czy rozruszników serca. Świniom wykorzystywanym w tym eksperymencie robi się już najprawdziwsze operacje (np. wkłada w naczynia wieńcowe stenty), by potem obserwować, rejestrować i mierzyć reakcje ich naczyń, samego serca i całego organizmu. Dzięki temu naukowcy będą mogli potem przewidywać, jak zachowa się badany element w sercu człowieka.
- Badania na zwierzętach są koniecznością, ponieważ nie wszystko można przewidzieć i zbadać poza żywym organizmem. Dzięki taki badaniom, zwanym przedklinicznymi, można poprawić lub udoskonalić nowe metody leczenia czy ustrzec człowieka przed efektami niepożądanym. Świnie już wykorzystane w eksperymencie zostają usypiane, tak jak zresztą świnie od ciężarków - mówi dr hab. Agnieszka Noszczyk-Nowak, która tłumaczy mi zawiłości tych badań.
- Nie dręczą pani wyrzuty sumienia? - pytam.
- Ja i tak mam łatwiej. Mąż jest kardiologiem inwazyjnym. Wielokrotnie byłam u niego na oddziale, wiedziałam wiele ludzkich dramatów. Mam więc przed oczami cel, wiem, po co to robię, wiem, że dzięki naszym badaniom będziemy mogli pomóc ludziom. Co nie znaczy, że zapominam o zwierzętach. Doskonale wiem, że poświęcamy je dla nauki.
Wszystkie komentarze