Jakub "Colin" Brzeziński na trasy Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski trafił dosłownie sprzed komputera. - Pierwszą rajdówką przejechałem tylko sto metrów, bo skończyło się dachowaniem na pierwszym zakręcie. Wtedy uświadomiłem sobie, że tu nie mogę wcisnąć klawisza "escape" - wspomina.

- To, co się teraz dzieje, to jakaś totalna abstrakcja. Jako nastolatek mogłem pomarzyć o startach w rajdach, bo ścigałem się tylko w grach komputerowych, a rajdom przyglądałem się z boku, z perspektywy kibica - podkreśla urodzony we Wrocławiu rajdowiec.

Wirtualny mistrz

Rajdowego fioła złapał przez przypadek. Na pierwszy rajd pojechał z ojcem w lutym 1997 roku, trochę na siłę, bo nie mieli pomysłu na to, jak spędzić weekend. To był otwierający sezon mistrzostw Polski Rajd Zimowy. Na starcie krajowa elita - Krzysztof Hołowczyc, Robert Herba, Robert Gryczyński i Janusz Kulig, którzy sunęli śnieżnymi rynnami kilkusetkonnymi potworami odbijającymi się od śnieżnych zasp.

Twoja przeglądarka nie ma włączonej obsługi JavaScript

Wypróbuj prenumeratę cyfrową Wyborczej

Pełne korzystanie z serwisu wymaga włączonego w Twojej przeglądarce JavaScript oraz innych technologii służących do mierzenia liczby przeczytanych artykułów.
Możesz włączyć akceptację skryptów w ustawieniach Twojej przeglądarki.
Sprawdź regulamin i politykę prywatności.

Komentarze