Dziura Solorza. Pomysł budowy galerii handlowej przy stadionie na Maślicach został przedstawiony w kwietniu 2009 roku. Wówczas też oficjalnie ogłoszono, że współwłaścicielem wrocławskiego Śląska zostanie jeden z najbogatszych Polaków, miliarder Zygmunt Solorz. Według założeń galerię miał wybudować właściciel Polsatu, a w tym celu miasto na 30 lat przekazało Śląskowi około siedem hektarów ziemi pod inwestycję. Nic z tego nie wyszło. Na chwilę obecną działkę firma Solorza oddała, a miasto pokryło koszty robót, które zostały tam już wykonane. Miasto bezskutecznie próbuje sprzedać ten teren. Ale nikt nie jest zainteresowany, a miejsce wygląda okropnie.
Szkieletor przy ul. Kolejowej. Popularny "Szkieletor" od blisko 10 lat swoją nieukończoną konstrukcją szpeci wrocławską ulicę Kolejową. Kolejne firmy, które próbowały go ukończyć, dochodziły do wniosku, że łatwiej byłoby go wyburzyć, niż zaaranżować na nowo. Budynek jak by nie patrzeć stoi bardzo blisko centrum. Doskonały widok na niego mają wszyscy pasażerowie pociągów, ponieważ tory są tuż przy konstrukcji. Na pewno nie jest to dobra wizytówka miasta.
Wzgórze Partyzantów. Wzgórze Partyzantów jest dziś wstydem dla miasta. Nie dość, że ważny zabytek popada w ruinę, to jego zły stan zagraża bezpieczeństwu. Firma Retropol przejęła je w użytkowanie wieczyste w 1991 r. i na początku utrzymywała obiekt w miarę dobrym stanie. Od kilku lat jednak popada w ruinę - od zabytkowych elewacji odpadają tynki, fontanna nie działa, wokół jest brudno i smutno. Wzgórze Partyzantów przy ul. Piotra Skargi dostanie szansę, by znów zachwycać mieszkańców Wrocławia i turystów? Magistrat rozpoczął przed sądem walkę o odzyskanie zabytku. Jest bowiem zaniedbywane przez prywatną spółkę, które je użytkuje.
Węzeł przesiadkowy dla nocnych autobusów. W związku z przebudową dworca autobusowego w nocny węzeł przesiadkowy MPK został przeniesiony na ul. Petrusewicza pod Aquaparkiem. Zmiana nie przypadła do gustu wrocławianom. "Co? Ciekawe, kto będzie na piechotę drałował pod Aquapark - powodzenia!" - napisała na naszym Facebooku Ewelina. Stawianie tak ważnego komunikacyjnie miejsca tak daleko od centrum jest dużym błędem, który znacznie utrudnia życie mieszkańcom.
Zaniedbany Trzonolinowiec. Zwykle domy buduje się od fundamentów po dach. Z wrocławskim trzonolinowcem było na odwrót. Budynek zaczął powstawać od najwyższego piętra i rósł w dół. Wymyślili go dwaj młodzi wrocławianie: konstruktor Andrzej Skorupa i architekt Jacek Burzyński. Obecnie budynek jest bardzo zaniedbany. Mieszkańcy narzekają, że klatka schodowa nie była remontowana co najmniej od trzydziestu lat. Cała pokryta jest graffiti i innymi bohomazami. Wygląda obskurnie. Trzonolinowiec był kiedyś chlubą Wrocławia. W plebiscycie 'Słowa Polskiego' - zlikwidowanego już dziennika - zdobył tytuł 'Budynek roku 1967'. Nigdy nie był piękny, ale zawsze wzbudzał zainteresowanie. Teraz wygląda na kompletnie zapomniany.
Dworce Zachodni i Wschodni. - Wjeżdżasz do stolicy, a tu taki syf - usłyszeliśmy od Michała, warszawianina. Faktycznie - podróżując PKP z Wrocławia, Krakowa czy Katowic natykamy się na ten wątpliwej klasy obiekt. W lutowym rankingu warszawskiej "Wyborczej" Dworzec Zachodni okazał się najgorszy. Całkiem słusznie. Chociaż przed Euro 2012 przeszedł kosmetyczny remont, dla pasażerów zmieniło się niewiele. Na przykład, aby dojść do kas, trzeba pokonać odcinek 400 metrów wąskim tunelem. Próżno też szukać dobrej kawiarni. W dodatku brakuje udogodnień dla niepełnosprawnych.
Nieco lepiej prezentuje się Dworzec Wschodni, jego hol został przed ME 2012 gruntownie odnowiony, ale na minus należy zaliczyć stan peronów i tuneli wokół. Poza tym - tak samo jak w przypadku Dworca Zachodniego - brakuje ułatwień dla osób niepełnosprawnych. Dworzec, który jest ostateczną stacją dla prestiżowych pociągów Pendolino, nie powinien tak wyglądać.
2. Mordor na Domaniewskiej. Ulica Domaniewska w Warszawie to siedziba różnych korporacji. W położonych na terenie dawnego Służewca przemysłowego biurowcach codziennie melduje się wiele tysięcy osób. Dla wielu z nich problemem jest jednak dojazd do pracy. Komunikacja miejska na Domaniewską pozostawia wiele do życzenia, a Ci, którzy próbują się do pracy dostać autem, muszą stać w sporych korkach. Ulica doczekała się już swojej sławy także w sieci. Na portalu społecznościowym Facebook powstała grupa 'Mordor na Domaniewskiej'. Obecnie lubi ją już 80 tys. internautów. Nazwa weszła do języka warszawiaków. Gdyby zapytać 'gdzie w Warszawie jest Mordor', sporo osób udzieli poprawnej odpowiedzi.
3. Pawilon na pl. Narutowicza. Dom pogrzebowy przy pl. Gabriela Narutowicza od 2013 budzi w przechodniach przykre doznania. O stojącym w pobliżu kościoła budynku pisali już dziennikarze warszawskiej 'Wyborczej'. Ich zdaniem w to miejsce powinno się przyprowadzać wszystkich studentów architektury, by zobaczyli jakich błędów nie popełniać przy projektowaniu budynku. 'Ignoruje kontekst, nie ma własnego charakteru, nie trzyma pierzei' - to najważniejsze zarzuty. Projekt budynku powstał w 2003 roku, a zrealizowany został dużo później. Niedostosowanie widać gołym okiem.
4. Reklamy. Warszawa jest pełna reklam na budynkach, a mieszkańcy mają ich dość. Całe centrum tonie w wielkoformatowych płachtach. Od paru lat nic się nie zmienia - żadne regulacje nie są w stanie oczyścić stołecznych budynków. Mimo licznych protestów i głosów krytycznych, wiele budynków w centrum Warszawy od dawna nie oglądaliśmy w pełnej krasie.
A o tym, że Warszawa byłaby bez reklam dużo ładniejsza powinien Was przekonać ten film:
5. Wejścia do 2. linii metra. Daszki w kształcie litery 'M' niektórzy porównują do owadów. W internecie można przeczytać wiele krytycznych komentarzy dotyczących ich wyglądu. Zdaniem warszawian, nie pasują one do otoczenia, nie współgrają też z wejściami do stacji 1. linii. Druga linia metra między Rondem Daszyńskiego a Dworcem Wileńskim otwarta została w marcu 2015. Na razie ma 7 stacji, docelowo ma być ich 20.
Szkieletor. Ten budynek zna każdy i to nie tylko w Krakowie. Nieukończony wieżowiec przy rondzie Mogilskim to chyba największy symbol krakowskiego wstydu. Budowa biurowca NOT rozpoczęła się w 1975 roku. Firma Mostostal, generalny wykonawca, postawił szkielet budynku w ciągu czterech lat. Wtedy - ze względów finansowych - budowę wstrzymano. Od tego czasu nic się nie dzieje, a szkieletora można oglądać na panoramie Krakowa.
'Szkieletor' ma zostać dokończony. Inwestor, czyli spółka TreiMorfa, ma już nawet prawomocne pozwolenie budowlane i szuka wykonawcy. Wykończenie będzie jednak wymagało wiele pracy. M.in. wzmocnienia fundamentów i rozbiórki wielu żelbetowych elementów. Z obecnego ?straszydła? zostaną tylko stalowe słupy i belki, które nie są zniszczone, mimo upływu lat.
Ruiny na Zwierzyńcu. To jedna z ładniejszych okolic w Krakowie. Blisko Błonia i droga na kopiec Kościuszki. Wszystko byłoby piękne, gdyby nie górujące nad pozostałą zabudową niedokończone bloki przy ul. Emaus. W 2000 roku ich budowę zaczęła spółka BSM. Oprotestowali ją mieszkańcy okolicznych domów, tłumacząc że bloki powstają za blisko ich domów i są za wysokie. Na jesieni 2001 r. budowę wstrzymano. I już nigdy nie wznowiono.
Budynki nazywa się 'potworkami', ku pamięci Janusza Tworka, byłego radnego miejskiego, do którego BSM należało. Mieszkańcy co jakiś czas wnioskują do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego o wyburzenie. To jest jednak niemożliwe, bowiem powstanie osiedla nie było samowolą budowlaną i odbyło się zgodnie z prawem. Dlatego PINB musi wydawać negatywne decyzje.
Smog. Nie ma w Polsce miasta wojewódzkiego o bardziej zanieczyszczonym powietrzu. Co roku z tego powodu przedwcześnie umiera ok. 400 mieszkańców miasta. W stolicy Małopolski przekroczony poziom zanieczyszczenia odnotowuje się w ponad 200 dniach. Miasto próbuje z tym walczyć poprzez wymianę pieców węglowych i termomodernizację budynków użyteczności publicznej. Ale problem istnieje i jest poważny. Dość powiedzieć, że w 2013 roku Europejska Agencja Środowiska uznała Kraków za 3. najbardziej zanieczyszczone miasto Europy.
'Wylotówka' na Warszawę. Jak nowa droga jest konieczna, pokazują codzienne poranne i popołudniowe korki - zarówno w kierunku centrum Krakowa, jak i w stronę stolicy. Mimo lat, Kraków wciąż nie doczekał się dobrego wyjazdu z miasta na północ. Starania o renowację al. 29 listopada trwają już ponad dekadę. Droga miała być gotowa rok po Euro 2012, obecne prognozy mówią nawet o roku... 2022. Do tego - by droga miała sens - potrzebne jest powstanie północnej części obwodnicy miasta i połączenie al. 29 listopada z trasą S7.
Ruczaj. Wprost idealnie sytuację zobrazował w 2013 roku jeden z czytelników na łamach krakow.wyborcza.pl. Brak dostatecznej ilości szkół i przedszkoli, mało miejsc parkingowych, zły dojazd komunikacją miejską - to tylko niektóre wymienione grzechy. Mieszkańców najbardziej przeraża jednak bardzo ciasna zabudowa. Nowe bloki na Ruczaju został tak zaprojektowane, że wychodząc na własny balkon można podać rękę sąsiadowi... z bloku sąsiedniego. Hit. Dlatego osiedle często zwane jest 'obozem'.
Budynek LOT przy Wałach Jagiellońskich był przed wojną ekskluzywnym hotelem Danziger Hof. Potem w 1961 roku powstał tam nowoczesny pawilon z meblami, a w latach 70. otwarto tam biura i kasy PLL LOT. Kiedyś symbol nowoczesności, dziś wstyd i ruina. Budynek ma zostać rozebrany, ale zanim powstanie tam coś nowego, będzie straszyć wszystkich odwiedzających gdańską starówkę.
Spacer między toi toiami. Przenośne toalety to tradycyjny element krajobrazu wzdłuż gdańskiej plaży. Mieszkańcy zgłosili problem do gdańskiej Wyborczej. Najbardziej przeszkadza im to na pasie z Jelitkowa do Brzeźna. Tam toi toie widzimy przy kilku wejściach na plażę. Zapach jest odczuwalny, zwłaszcza w upalne dni. Miasto jednak nie bardzo ma wyjście - toalety zostały ustawione, by turyści nie załatwiali potrzeb fizjologicznych na pasach nadbrzeżnych. Może jednak trzeba pomyśleć o budowie toalet publicznych w tym miejscu?
Gdańsk prawie niedostępny kajakiem. Gdańsk z perspektywy Motławy jest piękny. A podróż kajakiem może być świetnym sposobem na aktywne wykorzystanie czasu wolnego. Jest tylko jeden problem - w mieście jest zaledwie jedna wypożyczalnia - przy przystani Klubu Wodnego Żabi Kruk. Ze względu na wysokie nabrzeże, jest to także jedyne miejsce, gdzie można zwodować własny kajak. Władze miasta zdecydowanie postawiły na wodne wycieczki większymi statkami. I nie zamierzają tej decyzji zmieniać. A coraz więcej gdańszczan wybiera właśnie kajakową formę spędzania czasu.
Przystanek SKM Gdańsk Stocznia. Ostatni remont miejsce to przeszło w 2010 roku. Już przed Euro 2012 gdańszczanie alarmowali, że przystanek i pobliska kładka będą wstydem przed europejskimi turystami. Od tego czasu stan obiektów tylko się pogorszył. Kładka jest zardzewiała i pomalowana, w coraz gorszym stanie technicznym. Sprawy estetyczne to jedno, ale drugą kwestią jest bezpieczeństwo. Tylko patrzeć, jak dojdzie tam do tragedii. Wstyd budzi również stan wiaty przystanku Gdańsk Stocznia. Jest cała pomazana przez wandali. Kładka ma zostać wyremontowana podczas przebudowy ul. Jana z Kolna. Nastąpi to jednak nie wcześniej niż za parę lat.
Działki przy Ergo Arenie. Jedna z największych hal w Polsce, wiele prestiżowych imprez sportowych i kulturalnych. Tymczasem okolice Ergo Areny już tak prestiżowo nie wyglądają. Okoliczne łąki i działki wieczorami zamieniają się w miejska spotkań pijaczków i bezdomnych. To także ulubione miejsce wagarów młodzieży z okolicznych szkół. Na ogródkach działkowych przy ul. Orłowskiej zdarzają się także podpalenia. Całość nie tworzy zbyt optymistycznego klimatu.
Widzew. Dla miasta powinien to być prawdziwy wstyd. Jeden z najlepszych polskich klubów w historii - czterokrotny mistrz, półfinalista Pucharu Europy, ostatni nasz reprezentant w prestiżowej Lidze Mistrzów, znajduje się w stanie agonalnym i nowy sezon rozpoczął w... IV lidze. Zespół, który na przestrzeni lat tworzyli tacy zawodnicy jak Boniek, Młynarczyk, Dziekanowski, Smolarek, Żmuda, Citko czy Łapiński, w minionych rozgrywkach nie radziła sobie z takimi 'potęgami' jak Bytovia Bytów, Pogoń Siedlce czy Dolcan Ząbki. Niczego tym ekipom nie ujmując - kibice, a Widzew ma ich naprawdę wielu - nie mogą pogodzić się z tym, w jaki stanie znajduje się klub, który kiedyś dzielnie rywalizował z Liverpoolem, Atletico Madryt czy Borussią Dortmund. A nadzieje na odbudowę są niewielkie.
'Psi Park'. Otwarty w 2005 roku 800-metrowy park, miał być miejscem, gdzie właściciele będą spacerować i bawić się ze swoimi czworonogami. Ogrodzony teren został zaopatrzony w obręcze, przeszkody i płotki do ćwiczeń. W środku znalazły się też pojemniki na psie odchody - plac miał równocześnie przyzwyczajać właścicieli do sprzątania po swoich pupilach. 'Psi park' kosztował 50 tys. złotych i był pierwszy tego typu miejscem w kraju. Korzyść z niego okazała się jednak żadna. Już w pierwszych dniach dokonano dewastacji, a przez kolejne lata nikt się parkiem przy Liściastej nie przejmował. Był raczej miejscem libacji alkoholowych niż psich zabaw.
Budowa dworca Łódź Fabryczna. Ostatni pociąg ze starego dworca odjechał w październiku 2011 roku. Od tego czasu trwa remont, który pierwotnie miał się zakończyć w lutym 2015. Później termin jego oddania przesunięto na koniec września, ale już teraz z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że łodzianie z nowego dworca skorzystają jeszcze później, być może dopiero na początku 2016 roku. Problemem są bowiem trasy dojazdowe. Teren, gdzie ma powstać jedna z nich, jest własnością prywatnej firmy. Dopiero 18 maja władze miasta wywalczyły wreszcie wywłaszczenie firmy Enkev z tego terenu. Droga miała powstawać od roku, a wykonawca dopiero teraz nie ma związanych rąk.
Koszt budowy nowego dworca razem z drogami dojazdowymi to ponad półtora miliarda złotych.
Hala Resursy. Obiekt pamięta świetne występy siatkarek reprezentacji Polski oraz spotkania miejscowych siatkarzy, na których pojawiały się tłumy widzów. Do lat 90. klub dobrze sobie radził, a hala była ważnym miejscem na sportowej mapie Łodzi. Dobre czasy się skończyły, klub splajtował, a obiekt zaczął popadać w ruinę i z czasem stał się raczej rajem dla złomiarzy niż kibiców. Hala przechodziła w kolejne prywatne ręce, ale nic się z nią nie działo. Ostatni właściciel planował zbudować tam hotel z kręgielnią, klubem bilardowym i siłownią. Z planów nic jednak nie wychodzi. I skoro władze Łodzi pozwoliły na niszczenie Resursy, nasuwa się pytanie, czy za kilkadziesiąt lat ten sam los nie czeka popularną Atlas Arenę.
Budynek po szpitalu im. Heleny Wolf. Szpital imienia Heleny Wolf został oddany do użytku w 1930 roku. Powstał dla Kasy Chorych ze składek mieszkańców. W latach 80. budynek miał zostać wyremontowany. Renowacja się zaczęła, ale nigdy nie została ukończona. Potem powstał pomysł, by otworzyć tam luksusową klinikę. Do realizacji nigdy jednak nie doszło.
Ostatni pomysł to wybudowanie na terenach byłego szpitala pięciogwiazdkowego hotelu z basenem, kawiarnią i restauracją, a obok drugim hotelem - o niższym standardzie - i parkingiem wielopoziomowym. Realizację tej inwestycji blokuje z kolei brak drogi dojazdowej od ul. Łagiewnickiej. Problemem jest fakt, że ewentualna droga przebiegałaby tylko w części przez tereny miejskie, reszta musiałaby być zbudowana na terenie prywatnym. Sprawę ma więc rozstrzygnąć sąd. Trudno powiedzieć, czy były szpital przestanie wreszcie straszyć.
Rondo Kaponiera. Remont głównego ronda przesiadkowego w centrum w Poznaniu trwa w nieskończoność. Władze miasta wciąż nie są w stanie powiedzieć, kiedy inwestycja wreszcie się zakończy. Najbardziej optymistyczna wersja mówi o listopadzie 2015, jednak opóźnienia są jak najbardziej możliwe. O siedmiu głównych powodach tego stanu pisała obszernie poznańska Gazeta Wyborcza.
Warto odnotować, że pierwotne plany przewidywały termin ukończenia przebudowy... przed rozpoczęciem Euro 2012. W trakcie remontu natrafiano jednak na różnego rodzaju ?niespodzianki?. Wydłużyły one znacznie czas oddania do użytku, a dodatkowo naraziły miasto na spore - nieplanowane wcześniej - koszty. Na dodatek z analiz wynika, że owych utrudnień można było spokojnie uniknąć. I tylko mieszkańcy mocno na tym cierpią.
Poznań City Center, czyli dworzec z dobudowanym centrum handlowym. Miało być pięknie, nowocześnie, funkcjonalnie. Wyszło kompletnie inaczej. ?Zintegrowane Centrum Komunikacyjne? okazało się być takim tylko z nazwy. Główny zarzut? Dworzec jest nieprzyjazny dla pasażerów. By do niego dojść z tramwaju, trzeba iść spory kawałek dookoła i przez centrum handlowe. Wiele osób skraca sobie drogę przechodząc nielegalnie po torach tramwajowych. Schody ruchome na dworcu zbudowano tylko w jedną stronę - do góry. W dół trzeba schodzić normalnymi. Żeby chociaż estetyka nowej budowli powalała. Ale nie - budynek jest brzydki, a co bardziej złośliwi porównują go do... chlebaka. Poznań City Center nieprzypadkowo został Makabryłą Roku 2013.
"Ten kompleks powinien być przestrogą jak nie budować dworców w systemie partnerstwa prywatno-publicznego. Za to należy mu się makabryła, publiczne piętnowanie i za kilka lat przebudowa która przywróci budynek o funkcji dworca w Poznaniu.? - uzasadniał wtedy jeden z internautów. Nie sposób się nie zgodzić.
Naramowicka - zwana jest najwolniejszą ulicą w Polsce. Według różnych badań krótkie odcinki nią dużo szybciej można pokonać na piechotę. Dlaczego tak się dzieje? To dość proste - Naramowice są najbardziej rozbudowaną dzielnicą Poznania od 1989 roku. Jednak wraz ze wzrostem liczby osób, które tam mieszkają i liczby aut, których są posiadaczami, nie poszedł rozwój infrastruktury drogowej. Dlatego każdego ranka i popołudnia naramowiczanie tkwią w korkach, a na forach internetowych roi się od wpisów, że ?weekend dla mieszkańców Naramowic zaczyna się dwie godziny później w piątek i kończy dwie godziny wcześniej w poniedziałek?. Władze Poznania deklarują chęć pomocy, nowy prezydent miasta Jacek Jaśkowiak zadeklarował nawet, że tramwaj na Naramowice to absolutny priorytet jego kadencji. Poprawy jednak na razie nie ma i nikt nie wie, kiedy będzie.
Pl. Wiosny Ludów. Tylko 450 metrów od Starego Rynku w Poznaniu znajduje się właśnie to miejsce. Nieszczególnie zadbane i u wielu budzące poczucie wstydu. Nie uszło ono uwadze czytelników poznańskiej Gazety Wyborczej, którzy nominowali je do mapy wstydu Poznania. Szczególną odrazę wzbudziły u nich mało estetyczne budy na samym środku placu. Czy to coś zmieni? Czas pokaże.
Podolańska. Na Podolańskiej powstało nowe osiedle. Niestety, droga dojazdowa do niego pozostawia wiele do życzenia. Lokatorom bardzo trudno dojechać na przystanek, do sklepu czy do lekarza. Cierpią zwłaszcza osoby niepełnosprawne. - Niestety, ci ludzie wciąż nie mają chodników, żeby bezpiecznie dotrzeć na autobus. Osobom na wózkach i mamom z małymi dziećmi trudno też wsiąść do autobusu na przystanku przy ul. Podolańskiej - mówi Gazecie Wyborczej Poznań Danuta Kańska z Rady Osiedla Sołacz. - A do przystanku na Lutyckiej ludzie skracają sobie drogę przez skup złomu, na szczęście właściciel jakoś się temu nie sprzeciwia. Na dodatek wszędzie jest ciemno, bo ulice są nieoświetlone - dodaje. Pismo w sprawie poprawy warunków trafiło już do magistratu. Zanim jednak załatwione zostaną wszelkie formalności i znajdą się pieniądze na to, mieszkańcy będą musieli cierpieć.
Most na Niemodlińskiej. Jedna z najważniejszych opolskich przepraw ma być od 1 czerwca zamknięta. Taką decyzję podjął Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Władze miasta nie zgadzają się z tą decyzją i zleciły wykonanie nowej opinii technicznej, aby przedłużyć termin użytkowania mostu. Jeśli WINB podtrzyma swoją decyzję - przeprawa zostanie zamknięta, a magistrat będzie musiał ją wyremontować do roku 2017. Zamknięcie mostu mocno utrudni życie opolanom.
Most na ul. Niemodlińskiej powstał w 1980 r. Ma ok. 140 m długości. Do jego remontu przymierzano się już w roku 1997. Wtedy jednak miasto dotknęła powódź, po której pojawiło się wiele pilniejszych inwestycji. W 2004 r. stwierdzono nieprawidłowości i pogarszający się stan mostu, a wykonana w 2011 r. ocena stanu technicznego zalecała ograniczenia w użytkowaniu obiektu ze względu na "postępującą degradację". W maju 2013 r. wojewódzki inspektor nadzoru budowanego wydał decyzję nakazującą przeprowadzenie remontu mostu do końca 2014 r., ale ta nie została wykonana.
Problemy parkingowe w rejonie Wyspy Bolko. To właśnie tam znajduje się największa atrakcja miasta - ogród zoologiczny. Co weekend opolanie tłumnie jeżdżą w tamten rejon. Problem jest jeden - nie ma gdzie zaparkować. Miejsc jest bardzo mało. Kierowcom to jednak nie przeszkadza, chcą się dostać jak najbliżej wejścia do zoo. A że legalnych miejsc do parkowania nie ma, wybierają nielegalne. Parkują, gdzie popadnie. Problem istnieje już dłuższy czas, ale do tej pory nic z nim nie zrobiono. Chociaż są miejsca, gdzie nowy parking można stworzyć. Turyści zamiast kierować się na spory parking przy Krapkowickiej, wybierają uliczki na Wyspie Pasieka. A policja co weekend walczy z nielegalnie stawianymi pojazdami.
Wielki parking przed Solarisem. Część pl. Kopernika, nad którą długo trwałą ożywiona dyskusja. Parking nie wygląda zbyt estetycznie, więc pojawił się pomysł, że zastąpi go rozbudowana część galerii Solaris. W zamian za to, właściciel Solarisa sfinansuje w części budowę parkingu podziemnego na 250-300 miejsc. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestowali architekci miejscy i część mieszkańców. Ich zdaniem rozbudowa centrum handlowego zaburzyłaby dotychczasowy historyczny ład placu. W sierpniu udało się jednak osiągnąć konsensus. Parking powstanie do roku 2019. Całą inwestycję wyceniono na 42 mln zł. Teren, na którym zostanie zrealizowana, ma powierzchnię 0,6 ha. Połowę tej powierzchni ratusz zamierza oddać partnerowi pod działalność komercyjną jako wkład własny inwestycji. W tym miejscu ma według założeń Irlandzkiej Grupy Inwestycyjnej powstać nowa część galerii. - Na pozostałej części plac zostanie zagospodarowany rekreacyjnie. Będziemy też negocjować warunki przebudowania układu komunikacyjnego wokół placu - mówiła w lecie rzeczniczka ratusza.
'Umarły' opolski rynek. Na opolskim rynku od kilku miesięcy zamknięty jest znany niegdyś pub John Bull. Właścicieli nie stać było na czynsz. Od dawna zamknięta jest też bardzo kiedyś popularna Mebla (w jej miejsce stworzono potem pizzerie Napoli, ale ta działała bardzo krótko). Z kolei w miejscu lubianego kiedyś przez studentów pubu ?Czerwona Latarnia? jest bank. Jakiś czas temu zamknął się też slow fast z dobrym winem Strych, a w jego miejsce powstał ?Bombilla Tapas Bar?. Pusty lokal stoi po dawnym R2, puste są też dwa lokale, w których kiedyś były sklepy. Nieopodal rynku zamknęła się też bardzo dobrą knajpa ?Don Vito?.
Osiedle Arkadia Park u zbiegu ul. Rejtana i Wschodniej miało być idealnym miejscem dla opolan. Plan przewidywał ponad 100 mieszkań, a do tego centrum rekreacyjne z basenem i halą sportową. Budowa kompleksu, z okien którego mieszkańcy mogli podziwiać kamionkę Piast, ruszyła. Ale nigdy nie została dokończona. Prace wstrzymano w 2009 roku. Obecne zabudowania coraz bardziej niszczeją, a do tego stały się stałym miejscem pobytu bezdomnych i mieszkającej nieopodal młodzieży. W dodatku zadomowiły się tam chronione prawem żaby i salamandry. A to dla nowego inwestora byłby kolejny kłopot. Dlatego eksperci spekulują, że inwestycja nigdy nie zostanie dokończona, a z czasem będzie się nadawała jedynie na parking.
Dworzec PKS. Od lat jest słabą wizytówką stolicy Górnego Śląska i pozostaje w kontraście do wyremontowanego dworca PKP. Blaszak odstrasza podróżnych, a władze niewiele z tym robią. Nowy właściciel ma wprawdzie pomysł na dworzec i sąsiadujące z nim sklepy, lecz na razie prócz powstania wizualizacji, niewiele się w tej kwestii zdarzyło. A miesiące lecą.
Hotel Silesia. Kolos przy ul. Piotr Skargi w samym centrum miasta straszy od dawna. Wnętrza wyglądają tak, jakby czas już dawno się w nich zatrzymał. Stare wykładziny, tapety, boazeria. Puste pokoje. Brak ogrzewania i prądu. To miejsce praktycznie na nic się już nie przydaje, ale nie ma pomysłu na jego ponowne zagospodarowanie. Kiedyś Hotel Silesia był miejscem prestiżowym. W luksusowych pokojach zamieszkiwali znamienici goście - łącznie z głowami państw. Dziś pozostało po tym tylko wspomnienie.
Pawła, Górnicza, Wodna, Warszawska. Kwartał ulic w centrum Katowic, 1.5 km od Dworca Głównego i 2 km od Spodka. Obszar często zwany 'trójkątem bermudzkim' z uwagi na brzydotę kamienic i niebezpieczne podwórka. Po zmroku lepiej się w tamte rejony nie zapuszczać. Kiedyś pomysłem na ten teren była budowa miasteczka studenckiego, lecz z uwagi na skomplikowaną strukturę własności, budowę przeniesiono na ul. Opolską i Gliwicką.
Stadion na Bukowej. Kibice od wielu lat nie mogą się doczekać nowego stadionu miejskiego w Katowicach. A ten obecny wygląda, jakby czas zatrzymał się na nim dawno, dawno temu. Plany są ambitne, powstały już nawet wizualizacje nowej areny. Na papierze wygląda to ładnie, ale rzeczywistość weryfikuje je dość brutalnie. Ładnego stadionu wciąż nie ma. Inna sprawa, że nie wiadomo, ilu kibicom by służył. Tamtejszego GKS-u od kilkunastu sezonów nie ma w Ekstraklasie.
Dolina Trzech Stawów. Ulubione miejsce rekreacyjne katowiczan od paru lat konsekwentnie zmienia się w betonową pustynię. Miasto finalizuje tam kolejne inwestycje. I chociaż prezydent Marcin Krupa zapewnia, że magistrat dolinę chroni, mieszkańcy mają inne odczucia. Na Facebooku powstała na przykład grupa sprzeciwiająca się budowie biurowców na pobliskim Muchowcu. Grupa ma już ponad 4 tys. polubień. Czy w przyszłości katowiczanie zamiast pomiędzy drzewami spacerować będą wśród betonowych bloków?
Zabudowa wokół Siennego Rynku. Od końca XVIII działał tam cmentarz ewangelicki. Po II wojnie światowej powstało tam targowisko, a ostatnio Sienny Rynek funkcjonował jako olbrzymi parking. W kwietniu parking zamknięto i pojawiła się propozycja przywrócenia temu miejscu funkcji handlowej. Władze Białegostoku podeszły do takiego pomysłu sceptycznie. Ostatecznie zdecydowano, że Rynek Sienny zmieni się w skwer pełen zieleni. Stanie się to jednak nie wcześniej niż w 2016 roku. Do tego czasu, białostoczanie muszą oglądać teren o bardzo przeciętnej estetyce.
Parking przy urzędzie miejskim. Białystok przechodzi pozytywne zmiany - realizowanych jest wiele inwestycji. W opłakanym stanie znajduje się jednak niestety... parking pod urzędem miejskim na ul. Słonimskiej. Dziury w asfalcie są tam na tyle duże, że nierzadko woda po deszczu stoi w nich parę dni. W dodatku parking jest zdecydowanie za mały jak na potrzeby urzędników i mieszkańców. To wstyd, że pod oknami tak ważnego w Białymstoku budynku jest taka ruina. Co gorsza, na remont się nie zapowiada. Najciemniej pod latarnią?
Brak lotniska w mieście. Duże wojewódzkie miasto - zwłaszcza mocno oddalone od innych dużych ośrodków - powinno mieć lotnisko. W Białymstoku go brakuje, co prócz zwykłych mieszkańców odczuli też m.in. piłkarze Jagiellonii, którzy w ostatnich latach występowali trzykrotnie w europejskich pucharach. Przez lata nic z tym faktem jednak nie robiono. Dopiero na początku 2015 roku podpisano list intencyjny, który pozwoli przekształcić sportowe lotnisko Białystok-Krywlany w pasażerskie, na którym będą mogły lądować samoloty do 50 osób. Oddanie go do użytku planowane jest na rok 2017.
KRYWLANY
Muzeum Archidiecezjalne. Obiekt - całkiem słusznie - nominowany do tytułu Makabryły 2011. Zdaniem wielu historyków i architektów pośród zabytków zbudowano kolosa, który nijak nie pasuje do otoczenia i zabytkowej ulicy Warszawskiej. Budynek zaprojektował Antoni Makarewicz- ten sam, który wykonał również projekt hotelu Gołębiewski w Karpaczu, który także otrzymał nominację do tytułu Makabryły.
Los kamienicy Białokozów. Długo trwała walka jej właściciela o możliwość rozbiórki. Udało się, a szkoda. Kamienica zawierała bowiem historyczne elementy, jej elewacja została wykonana zgodnie z zasadami tzw. Białostockiej Szkoły Muratorskiej. Kiedyś mieszkali tu Adolf i Stanisław Białokozowie. Pierwszy brał udział w powstaniu styczniowym, natomiast drugi był lokalnym krajoznawcą. Konserwator miejski nie chciał wydać zgody na zburzenie, taka jednak ostatecznie została wydana. Ze szkodą dla historii.
Ulica Lisia. Ulica Lisia znajduje się w centrum miasta, chociaż patrząc na zdjęcia, trudno w to uwierzyć. Zaniedbane budynki, dziurawe drogi. W jej bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się market Castorama, którego parking zamienia się w nocy - jak przyznają mieszkańcy - w siedlisko pijanych ludzi. I chociaż czasami teren patroluje policja, budzi on strach mieszany z niesmakiem.
Nieużytki przy Węglowej i Jana z Kolna. Ten pierwszy znajduje się praktycznie w centrum miasta. Wielki plac niszczeje, ale nikt nie ma na niego pomysłu. W tym miejscu idealny byłby park. Na razie mamy betonową pustynię. Straszą też opuszczone od kilku lat magazyny przy ul. Jana z Kolna. Kiedyś swoją siedzibę miała tam firma odzieżowa Dallas Corporations. Teraz to miejsce zaśmiecone i niebezpieczne.
Planetarium jak market. Tuż po odsłonięciu frontowej ściany mieszkańcy miasta przecierali oczy ze zdumienia. Centrum Nauki Keplera w miejscu dawnego kina Wenus różniło się znacznie od prezentowanych wcześniej z dumą wizualizacji. Nie ten wygląd, nie ten kolor. W dodatku w opinii wielu - planetarium wyglądało gorzej niż w planach. Co bardziej złośliwi porównali go do marketów sieci Kaufland lub remiz strażackich. CNK kosztowało 25 milionów złotych. - Bardzo często sprowadza się to do podobnej dyskusji, co o disco polo. Siądzie pięciu fachowców, powie, że tego się nie da słuchać i to w ogóle jest najgorsze. Tych samych pięciu, jak na weselu wypiją pół litra, śpiewają "Majteczki w kropeczki" i "Mydełko Fa" - komentował na antenie Radia Zielona Góra prezydent miasta, Janusz Kubicki.
Gruzowisko niedaleko Askany. Na podwórku przy ul. Sikorskiego od lat znajduje się gruzowisko jak po bombardowaniu. To teren byłej wytwórni win, z którym od dawna nikt nic nie robi. Pełen gruzu krajobraz straszy odwiedzających pobliskie centrum handlowe Askana. A że nie ma tam ogrodzenia, o nieszczęśliwy wypadek nietrudno.
Miejskie Centrum Kultury. Obiekt przy ul. Drzymały pamięta jeszcze czasy PRL-u, co zresztą po nim widać. Powiedzieć, że to relikt przeszłości, który bardziej nadaje się na ekspozycję podczas nocy muzeów, to nic nie powiedzieć. Wytarta podłoga, zaniedbane ściany - amatorzy kultury z pewnością nie są fanami tego obrazu. A co gorsza, obiekt kontrastuje z wybudowaną w mieście Filharmonią Gorzowską. Ta inwestycja pokazuje, że w Gorzowie o kulturę potrafi się zadbać. Szkoda, że nie poprzez remont MCK.
Silwana. Zakłady Jedwabnicze Silwana powstały w 1949 roku. W latach 70. ukończono budowę nowoczesnych obiektów przy ul. Franciszka Walczaka. W czasach świetności zakład zatrudniał ponad 3 tys. osób, był jednym z większych w regione. Niestety, branżę dotknął kryzys, a przedsiębiorstwo zaczęło podupadać, by ostatecznie zostać zamknięte w 2014 roku. Tereny fabryki Silawana jednak pozostały. Nieużywane, stały się rajem dla złomiarzy, poszukiwaczy przygód i miejscowego elementu.
Ursus. Podobny los do Silwany spotkał także gorzowskiego Ursusa. Kiedyś świetnie prosperująca fabryka, dziś zgliszcza. Na ul. Przemysłowej o Ursusie przypomina tylko mnóstwo gruzu. Dobrze, że zachował się on chociaż w pamięci byłych pracowników.
Dominanta. Postawiona na rondzie św. Jerzego jako punkt widokowy, zdecydowanie nie zdała swojego egzaminu. - Nie dość, że to nawet nie jest najwyższy obiekt w mieście, to jeszcze po zbudowaniu schody nie przeszły przeglądu technicznego i nie można było z nich skorzystać. I na co to komu? - mówi Marcin, mieszkaniec Gorzowa. Dodatkowo na dole długo nie mogli znaleźć się najemcy lokali usługowych. Z tym udało się ruszyć, gdy nieopodal otwarto nową galerię handlową. Dominanta budzi niesmak wielu gorzowian z tego względu, że jest po prostu brzydka. I nie przez przypadek wygrała plebiscyt na Makabryłę Roku 2007.
A1 Czerniewice. Brak tego węzła skutecznie utrudnia życie torunianom. Obecnie, aby zjechać z autostrady A1 do miasta, trzeba nadkładać co najmniej 10 kilometrów. Możliwości są trzy, ale żadna korzystna dla kierowców. Tą byłaby budowa nowego węzła w Czerniewicach. Stary został zamknięty w grudniu 2013 i od tego czasu zaczęły się problemy. Pomysł na nowy węzeł już są, są też pieniądze, ale realny termin oddania go do użytku do rok 2020. Powstanie razem z trasą S10 Toruń - Bydgoszcz.
Toruń Miasto. Dworzec kolejowy usytuowany 700 metrów od toruńskiej starówki, która wpisana jest na Listę światowego dziedzictwa UNESCO zdecydowanie nie jest wizytówką miasta. Budynek wygląda jak rudera i wielu pasażerom pozostawia wątpliwość, czy jest w ogóle czynny. Póki co, przed nim powstał nowy węzeł przesiadkowy. Na remont samego dworca też jest plan, ale kiedy zostanie on wcielony w życie - nie wiadomo.
Brak karty miejskiej. Ma swoją kartę miejską Wrocław, ma Warszawa, ma Kraków, ma pobliska Bydgoszcz. A Toruń jak nie miał, tak nie ma. Doszło nawet do absurdu - w Toruniu można doładować kartę bydgoską, a swojej torunianie nie posiadają. O tym, że mieszkańcy jej chcą, świadczą chociażby wyniki ankiety przeprowadzonej przez Gazetę Wyborczą Toruń. Byłoby to na pewno spore ułatwienie.
Wrzosy, Bielawy, Podgórz. Ponad 40 procent w głosowaniu Gazety Wyborczej Toruń zajęła budowa tramwaju na Wrzosy, Bielawy i Podgórz. - Miasto się kurczy, za chwilę zabraknie miejsca na nowe drogi. Nie zmuszajmy kierowców do rezygnacji z jazdy samochodami, raczej sprawmy, by sami wybrali bardziej atrakcyjną, szybszą i tańszą alternatywę - powiedział Krzysztof Ślebioda z Pracowni Zrównoważonego Rozwoju.
Długi. Toruń to najbardziej zadłużone miasto wojewódzkie w Polsce. Według danych za 2014 roku dług Torunia sięga 95,34 procent dochodów budżetowych.
Most 'San Francisco' i przejazd po nim. Piąte miejsce w rankingu na Makabryłę 2013 zobowiązuje. Most, zwany przez mieszkańców San Francisco to część Trasy Uniwersyteckiej. Sam w sobie brzydki nie jest, ale wyróżnia się brakiem... ścieżki rowerowej i chodnika. W związku z tym przydaje się wyłącznie kierowcom. Rowerzyści dostali szansę przejazdy pod nim specjalną ścieżką... między kolejnymi filarami. Niezły slalom. W dodatku budowa odbyła się kosztem części parku. - Nie był wcale potrzebny, a straciliśmy trochę terenów zielonych. W dodatku dla pieszych i rowerzystów jest kompletnie nieprzydatny - komentuje Marta, bydgoszczanka.
Targowisko przy pl. Piastowskim. Miejsce w centrum Bydgoszczy, niecały kilometr od Dworca Głównego PKP. Władze miasta od dawna przyznają, że to miejsce nie jest powodem do dumy i bardziej pasowałbym tam skwerek z ławkami i zielenią. Jakiś czas temu pojawił się nawet pomysł, by handlarzy przenieść na ul. Zygmunta Augusta, ale do realizacji, wobec protestów, nie doszło. Magistrat zamierza jeszcze z kupcami rozmawiać i wypracować jakiś konsensus. Do może jednak potrwać.
Kujawska i Sieroca. Jest takie miejsce u zbiegu ulic Sierocej i Kujawskiej, które straszy przejeżdżających tamtędy codziennie bydgoszczan. Pełne śmieci i gruzu po wyburzeniu budynku. Najgorsze, że niewiele da się z tym zrobić. Mieszkańcy narzekają, ale działka to prywatny teren, a w związku z tym władze Bydgoszczy mają związane ręce.
Polonia Bydgoszcz. Siedem złotych medali, siedem srebrnych, dwanaście brązowych - to dorobek tego klubu w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Innych osiągnięć nie sposób zliczyć. To klub, który wychował Tomasza Golloba. Z tradycjami, z fanatycznymi i wiernymi kibicami, z ładnym stadionem. Niestety, od 2013 roku występuje w niższej klasie rozgrywkowej, zamiast ścigać się z najlepszymi. Ten los czeka Polonię co najmniej rok dłużej - bydgoszczanie nie zakwalifikowali się do barażu o awans do PGE Ekstraligi.
Plac przed Rywalem. - W zasadzie nie trzeba go komentować. Poprzestaniemy więc na kilku określeniach: płytki chodnikowe jak na placu manewrowym dla czołgów, chaszcze, plastikowa elewacja sklepu. To już nie bałagan. To bełkot przestrzeni. W ścisłym centrum (dużego) miasta - pisała o tym miejscu Gazeta Wyborcza Bydgoszcz. Przebudowę placu blokują dwa okna z czasów zaboru pruskiego. Inwestor nie może doprosić się magistratu o ich zamurowanie. Przerzucanie się papierami trwa, a bydgoszczanie jak oglądali szpetne miejsce w centrum, tak oglądają.
Kamienica przy ul. Nowowiejskiej. W Olsztynie śmieją się z niej, że to 'Gaudi po polsku'. Budynek zaprojektowany przez Józefa Żołądkowicza zajął 2. miejsce w plebiscycie na Makabryłę Roku 2012 otrzymując aż 4367 głosów. Pstrokate kolory, faliste balkony - kamienica nijak nie pasuje do sąsiedniej zabudowy. - Jaki kraj, taki Gaudi - komentowali na forum Wyborczej czytelnicy.
Olsztyn Zachodni. Trzeci co do wielkości dworzec PKP w tym mieście. Powstał pod koniec XIX wieku. Jego stary i odrapany budynek z pewnością nie jest wizytówką miasta. A trzeba dodać, ze znajduje się w centrum. Dworzec z roku na rok popada w coraz większą ruinę i chociaż są plany jego gruntownego remontu, niewiele się w tym temacie dzieje. Z najnowszych planów PKP wynikało, że renowacja miała rozpocząć się w 2015 roku. Olsztynianie jednak wciąż muszą na nią czekać. Ile? Nie wiadomo.
'Parkingowi'. Osoby, które wskazują Ci miejsce parkingowe w centrum, chcąc za to kilku złotych, to plaga każdego miasta. W Olsztynie ?parkingowi? upodobali sobie szczególnie postój przy ul. Mochnackiego. Jak pisał Czytelnik w liście do Gazety Wyborczej Olsztyn: - Na parkingu przy ul. Mochnackiego w Olsztynie grupa osób "na wiecznym kacu" najpierw wskazuje kierowcom wolne miejsca do parkowania, a później oczekuje za to zapłaty. Co ciekawe, niektórzy kierowcy w obawie o swoje pojazdy, płacą podwójnie - u ?parkingowego? i w automacie.
Urania. Hala przy al. Piłsudskiego mogąca pomieścić 2,5 tys. kibiców czasy świetności ma dawno za sobą. Kiedyś prestiżowa miejsce, szczególnie dla fanów siatkówki. Tam do 2008 roku odbywał się Memoriał im. Huberta Wagnera. Tam swoje triumfy święcili gracze AZS-u Olsztyn. Kiedyś jedna z najładniejszych polskich hal sportowych - dziś daleko w tyle za tymi z Krakowa, Trójmiasta, Bydgoszczy, Zielonej Góry, Łodzi czy Katowic. Obiekt na remont się jednak raczej nie doczeka. Tym bardziej, że olsztyński sport zdecydowanie na przestrzeni ostatnich lat podupadł.
Gutkowo. Niełatwe życie mają mieszkańcy olsztyńskiego Gutkowa. Spore kontrowersje budzi ulica Kresowa. Z roku na rok jeździ nią coraz więcej aut, co powoduje frustracje miejscowych lokatorów. Nie dość, że nie ma przy niej chodnika, więc jest niebezpiecznie, to jeszcze po każdym przejeździe auta, unoszą się tumany kurzu. Kaszel, zapalenie spojówek - to dolegliwości, które są bardzo częste wśród mieszkańców Gutkowa. W dodatku w opłakanym stanie znajduje się tamtejszy dworzec. Stacja przy uli Sokolej wygląda paskudnie. To budynek z zabitymi deskami oknami i wejściem. Z roku na rok popada on w coraz większą ruinę. Kolejarze chcieliby oddać ruderę w ręce samorządowców. Ci jednak z przejęciem się nie kwapią.
Plac Zawiszy. Dworzec Główny w Szczecinie przechodzi generalny remont, ale to będzie tylko perełka pośród brzydoty. Kilkaset metrów dalej położony jest bowiem plac Zawiszy, na którym czas zatrzymał się dobre 30 lat temu. Dziennie przechodzi obok niego sporo osób, bowiem jest on po drodze z dworca do tramwajów. Miasto wie, że miejsce to wymaga renowacji, ale zanim prace ruszą, musi powstać koncepcja. Potem trwać będą liczne procedury. A plac jak zawstydza szczecinian, tak jeszcze długo zawstydzać będzie.
Mur oporowy na Dworcu Głównym. Wielu mieszkańców Szczecina po remoncie uznało historyczny mur za architektoniczną tragedię. Budowla składa się z wielu różnokolorowych cegieł, co daje słaby efekt, biorąc pod uwagę, że ich stan też pozostawia wiele do życzenia. Mur wygląda, jakby w ogóle nie przeszedł żadnej renowacji. Miasto broni się, że kolorystykę narzucił konserwator zabytków. - To obraz nędzy i rozpaczy, co wyprawiamy w takim miejscu, jak dworzec - podsumowuje dla Radia Szczecin prof. Robert Knuth z Akademii Sztuki.
Niebuszewo. W starej części dzielnicy szykuje się masowa rozbiórka XIX-wiecznych kamienic. Zaczęło się od budynku przy ul. Niemierzyńskiej 4. Wysiedlenia lokatorów dokonano też z innych pięciu. Miasto tłumaczy się fatalnym stanem budynków, ale fakty są takie, że najpierw każdy z nich mocno zaniedbano. Teraz niewiele da się zrobić, bo nie sposób zakwestionować fatalnego stanu kamienic. Dlaczego jednak Zarząd Budynków i Lokali Komunalnych tak je zaniedbał? Na nic zdały się protesty Stowarzyszenia Estetycznego i Nowoczesnego Szczecina. Na nic interwencje u wojewódzkiego konserwatora zabytków. Drugi problem tego rejonu to stacja Szczecin Niebuszewo, od dawna nieużywana. Zrujnowane perony, wszędzie gruzy, śmieci. Na ten widok codziennie narażeni są mieszkańcy Orzeszkowej czy Dembowskiego. Wstyd.
Stadion im. Floriana Krygiera. Pogoń świetnie radzi sobie w rozgrywkach T-Mobile Ekstraklasy i jest od lat największą wizytówką sportową Szczecina. Tymczasem stadion najlepsze czasy dawno ma za sobą i z klubów najwyższej klasy rozgrywkowej tylko Ruch i absolutny beniaminek Termalica posiadają brzydsze obiekty. Najgorsze jest to, że przebudowa to wciąż tylko plany, które nie zaczną być realizowane wcześniej niż w 2016 roku. Trudno przewidzieć, czy w chwili oddania nowego stadionu do użytku, Pogoń w ogóle w Ekstraklasie będzie grała.
Działka po barze Extra. Teren pomiędzy aleją Niepodległości i ul. Tkacką straszy już ponad 10 lat. W latach 90. po barze Extra otwarto tam sklep, później cieszyli się nim bezdomni. Ostatecznie w 2011 roku tereny przejęła firma Idea-Inwest, która zobowiązała się do zabudowy terenu. Prace miały być ukończone na początku 2016 roku, ale już wiadomo, iż to się nie stanie. Spółka poprosiła w czerwcu miasto o przedłużenie terminu o dodatkowe dwa lata. Na normalny widok tego terenu jeszcze sobie zatem poczekamy.
Ekrany na Żelaznej. 'Plaga ekranów akustycznych w centrach miast' zajęła 2. miejsce w plebiscycie Makabryła Roku 2013. Najbardziej reprezentatywnym przykładem tego jest właśnie ulica Żelazna w Kielcach, gdzie ekrany oddzielające chodniki od ulicy ciągną się kilometrami. Co ciekawe, nie wszystkim mieszkańcom to przeszkadza. O takowe zwrócili się w 2014 roku lokatorzy z ulicy Zagnańskiej 50. Cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Stare wiaty na obrzeżach miasta. W wielu miejscach na obrzeżach Kielc miasto ustawiło stare wiaty, uprzednio zdemontowane w centrum, gdzie pojawiły się nowe. Ta praktyka denerwuje mieszkańców peryferii, którzy zadają sobie pytanie, czy nie zasługują na tyle samo, ile lokatorzy w centrum. - Mamy bardzo dużo próśb o ich ustawienie w miejscach, gdzie teraz nie było żadnej wiaty. Jest lista oczekujących, a pytania były nawet z Masłowa w tej sprawie - mówił kieleckiej Wyborczej w lecie rzecznik Miejskiego Zarządu Dróg.
Al. Solidarności. W rankingu najniebezpieczniejszych ulic Kielc, która stworzyła lokalna Gazeta Wyborcza aleja Solidarności zajęła pierwsze miejsce. W 2014 roku odnotowano na niej 11 wypadków i 138 kolizji. Na szczęście nikt nie zginął, ale kilkanaście osób zostało rannych. Jak przyznaje magistrat, kluczowe jest tam skrzyżowanie z al. 1000-lecia Państwa Polskiego, które należy przebudować. Remont ujęto w wieloletnim planie inwestycyjnym.
Przystanek na Krakowskiej. Totalny absurd. Aby wsiąść do autobusu przy Krakowskiej, na przystanek należy... dojechać autem. Nie ma tam bowiem chodnika. Mieszkańcy pobliskiego osiedla Zalesie docierają na przystanek nielegalnie - przebiegając ulicą, po której pędzą auta, ale jest to rozwiązanie bardzo niebezpieczne. Najgorsze jest to, że problem rozwiązany nie zostanie. Magistrat przyznaje bowiem, że nie ma możliwości wytyczenia tam chodnika. Jedynym rozwiązaniem, które zastosowano, była budowa pętli autobusowej na Zalesiu.
Dworzec busów. Setki kursów z regionu i całej Polski wykonywane są codziennie na dworzec przy ul. Żelaznej. Końcowy etap dojazdu to jednak droga przez mękę. Pojazdy nie mają możliwości wjazdu na dworzec bezpośrednio z ładnej dwupasmówki, muszą go objechać przez wąską trasę między Galerią Hossa a rampą kolejową. Droga jest tam bardzo wyboista. Jeśli zdarzyło Wam się uciąć sobie drzemkę, na pewno się wtedy obudzicie. I co najgorsze, widoki na poprawę tej sytuacji są praktycznie żadne. Bo nikomu na tym nie zależy. A cierpieć musi - jak zwykle - pasażer.
Dworzec PKS. Wysiadając przy dworcu PKS lub przy pobliskiej skarpie, pasażerowie mogą się nieźle zdziwić. Uchodzący za piękne miasto Lublin, z historyczną (pobliską PKS-owi!) starówką, w sercu ma takie szkaradztwo. Brud, smród, nędza i ubóstwo - tak o lubelskim dworcu można powiedzieć i to bez cienia przesady. Stare stanowiska, odrapane targowe budy, to wszystko sprawia, że miejsce zdecydowanie odstrasza, a wysiadający czym prędzej starają się z niego uciec.
Wiadukt przy Kunickiego. Cztery lata czekają lublinianie na przebudowę wiaduktu przy ul. Kunickiego. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. Miasto w końcu się jednak zmobilizowało i wszystko wskazuje na to, że z końcem października miejsce to zyska zupełnie nowe oblicze. Mieszkańcy tego rejonu mogą się cieszyć.
Stara drożdżownia. Choć nie do końca, bo sen z powiek wciąż spędza im teren dawnej drożdżowni przy Kunickiego. Od kilku lat kompleks 13 budynków czeka na kupca. Cena to 5,5 mln złotych. Nikt się jednak z przejęciem dawnej drożdżowni nie kwapi. A wygląda ona coraz gorzej. W dodatku mieszkańcy narzekają na niezbyt przyjemny zapach, które się stamtąd wydobywa. Pomysł na rewitalizację już powstał. Projekt stworzyli młodzi architekci z Lublina i nawet dostali za niego wyróżnienie - I Nagrodę Architektoniczną im. Małgorzaty Baczko i Piotra Zakrzewskiego. Na jego realizację potrzeba jednak sporych pieniędzy. A miasto deklaruje poważniejsze wydatki.
Lubartowska. W samym sercu Lublina, 400 metrów od placu Zamkowego, znajduje się ulica Lubartowska. Stanowi ona zdecydowaną przeciwwagę dla znanej w całej Polsce starówki. - To siedlisko patologii i chuliganki. Lepiej się tam po zmroku nie zapuszczać - mówi Robert, mieszkaniec Lublina. Miejsce to od wielu lat cieszy się złą sławą. Z czego jednak zdają sobie sprawę głównie miejscowi.
Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej. Chociaż szpital w 2014 roku zajął ostatnie miejsce w rankingu Onkomapa, klasyfikującym placówki onkologiczne w Polsce, wiele osób go broni. Trudno natomiast obronić jego wygląd. 'Gargamel' i 'koszmarek' to tylko niektóre z określeń używanych przez mieszkańców i internautów. Pstrokata elewacja nie pozostała bez uwagi dziennikarzy bryla.pl - centrum znalazło się w gronie finalistów Makabryły 2014.
Puchatek. Lata mijają, a DH Puchatek wciąż straszy. Wybudowany w latach 70-tych budynek to obiekt wstydu według wielu częstochowian. Zlokalizowany na Starym Rynku wyróżnia się brzydotą i stanowi spory kontrast względem sąsiadującym z nich kamienic. Na przebudowę właściciel nie ma pieniędzy, a zewnętrzni inwestorzy też nie kwapią się, by go kupić i wyremontować.
Merkury. Dom handlowy wybudowany w 1975 roku przy al. Najświętszej Maryi Panny, nieopodal dworca Częstochowa Główna. Kiedyś był chlubą miasta - częstochowianie bardzo chętnie chodzili tam na zakupy i korzystali z licznych stoisk wewnątrz. W 1996 roku galeria została sprywatyzowana, ale niewiele to pomogło. Merkury nadal podupadał. Następnie kupiła go prywatna firma polsko-amerykańska. Jej właściciele zadeklarowali, że zrobią z Merkurego fantastyczną, trzypoziomową galerię. Z tych planów niewiele wyszło. Dziś Merkury z pewnością nie jest powodem do dumy. A czy kiedyś będzie? Trudno powiedzieć.
Hotel Polonia. Kiedyś hotel Angielski, obecnie hotel Polonia. Gmach przy Piłsudskiego 9 broni chyba właściwie tylko historia. Kiedyś bogaty i prestiżowy, goszczący znamienite postaci, należący do znanego kupca Juliana Fuchsa. Dziś niszczejący i straszący przechodzących koło niego turystów i mieszkańców. Hotel działa, funkcjonuje, ale wizytówką z pewnością nie jest.
Dworzec PKS. Częstochowa - miasto pielgrzymek, jedno z najważniejszych miejsc dla każdego wierzącego w Polsce. Tych przyjeżdżających autobusem może spotkać jednak niemały szok. Wygląd dworca PKS pozostawia wiele do życzenia. Przestarzały budynek czasy świetności dawno ma już za sobą, a o przebudowie nie słychać.
Gdzie za potrzebą? Częstochowa ma tylko trzy szalety publiczne. W dodatku dwa z nich działają jedynie od wiosny do jesieni. Mało tego - wszystkie trzy są ulokowane blisko Jasnej Góry. Jak czytamy w Gazecie Wyborczej Częstochowa, mieszkańcom pozostałych części miasta toalet brakuje. I nie zmienia tego ustawienie toi toi na ul. Kossak-Szczuckiej i Rynku Wieluńskim. O tym, jak bardzo wybudowanie kolejnego szaletu potrzebne jest częstochowianom, niech świadczy fakt, iż zgłosili oni do pierwszego w historii miasta budżetu obywatelskiego aż dwa projekty. Jeden z nich wszedł do etapu realizacji. Magistrat obiecał, że oba projekty zostaną zrealizowane. Tak się jednak na razie nie stało.
Okolice PKS i PKP. Oba dworce czasy świetności dawno mają za sobą i co jakiś czas prowadzone są tam jedynie doraźne prace remontowe. To jednak sprawy nie załatwia. Rzeszowianie wstydzą się za to, bo w innych dużych polskich miastach stan dworców jest lepszy. Większe przebudowy nie są prowadzone także dlatego, że magistrat zaplanował sobie stworzenie Rzeszowskiego Centrum Komunikacyjnego. To mogłoby jednak być oddane do użytku najwcześniej w 2019 roku. I do tego czasu wiele na pl. Dworcowym i ul. Grottgera, gdzie mieszczą się dworce, się nie zmieni.
WC na bulwarach. Rzeszowianie, którzy chętnie wypoczywają nad Wisłokiem od dłuższego czasu skarżą się nad brak toalet z prawdziwego zdarzenia. Stojące gdzieniegdzie przenośne WC nie zachęcają do korzystania z nich. Magistrat dawno zdecydował, że szalety zostaną wybudowane, ale... No właśnie, kolejne przetargi, to kolejne problemy. Najczęściej wszystko rozbija się o pieniądze. Kwota, którą chce wyłożyć miasto jest zdecydowanie za niska w stosunku do tego, co proponują firmy chcące podjąć się budowy. Najnowszy plan zakłada, że toalety powstaną w czerwcu 2016 roku. Ale czy znów coś nie stanie na przeszkodzie?
Plan na betonową pustynię. W centrum osiedla Zalesie znajduje się piękny, zielone skwerek - miejsce spotkań mieszkańców. Plan zagospodarowania przestrzennego broni go przed zabudową, ale miasto ów plan zamierza zmienić. Mają tam stanąć bloki. Teren został już przekazany deweloperowi. Mieszkańcy Zalesia na budowę się nie zgadzają i zamierzają pomysł magistratu oprotestować. W niedzielę (20 września) odbył się w tej intencji specjalny piknik zorganizowany przez 'Obywatelski Rzeszów'. Jego celem było pokazanie władzom Rzeszowa, że skwer jest potrzebny jako miejsce rekreacji, a nie plac pełen bloków.
Rzeszów pełen reklam. Reklama na reklamie - tak można określić wiele miejsc Rzeszowa. Ekstremalny przykład to al. Rejtana, gdzie reklam na budynkach jest tak wiele, że trudno wyłowić ich treść. Zdjęcie tego miejsca jakiś czas temu zrobiło furorę w internecie - Rzeszów porównywano wtedy do Pekinu i Tokio. Ale w negatywnym aspekcie. Brzydko wyglądają też reklamy, które tworzą tło dla rzeźby św. Jana Nepomucena na Nowym Mieście. Magistra deklaruje walkę o estetykę, ale z drugiej strony nie chce robić krzywdy handlowcom. A przy takim podejściu, trudno będzie o porozumienie.
Przebudowa, która nie może ruszyć. Już trzeci przetarg na projekt przebudowy ul. 3 Maja i Kościuszki musiało ogłosić miasto. Dwa poprzednie zakończyły się fiaskiem - nikt się nie zgłosił. Koszt przygotowania dokumentacji oszacowano na 500 tys. złotych. Jeśli udałoby się znaleźć chętnego, przebudowa mogłaby ruszyć latem 2016 roku. Potrwałaby około roku i kosztowałyby 5-6 mln złotych. W planie przebudowy deptaków są m.in. stworzenie ścieżki rowerowej i wydzielenie placu przed kościołem, gdzie mogłyby się odbywać imprezy kościelne i kulturalne.
Wszystkie komentarze