Fot. Łukasz Giza / Agencja Wyborcza.pl
Maciej Masztalski
Rocznik 1978. Szef, mózg, dramaturg, reżyser i aktor Grupy Teatralnej 'Ad Spectatores'. Miał siedem lat, kiedy z rodzicami, którzy tworzyli Scenę Witkacego, trafił do Zakopanego. Jako ośmiolatek zagrał epizod w spektaklu wg Calderona. Jako dwunastolatek miał już za sobą około pięciuset obejrzanych przedstawień. Studiował malarstwo, reżyserię i fotografię. Wybrał niezależny teatr. Ad Spectatores to po łacinie 'do widza' - taki właśnie, bliski widowni, ma być teatr Masztalskiego.
Nominowany - po raz czwarty - za całokształt działań artystycznych, ze szczególnym uwzględnieniem ubiegłorocznych przedsięwzięć. Wśród nich jest '9', spektakl fenomen, którego powodzenie można porównać do działania rozpędzonej śniegowej kuli. Przedstawienie, w którym w dziewięć ofiar tajemniczego mordu wciela się za każdym razem dziewięciu widzów, Spectatorsi grali początkowo raz w tygodniu. Wkrótce trzeba było dodać kolejne terminy - teraz 'Dziewiątka' jest grana trzy razy dziennie, dwa razy w tygodniu, a biletów wciąż brak.
- Maciej Masztalski nie pasuje do żadnej z kategorii wagowych, w jakich są oceniani zawodnicy na teatralnym ringu - mówi Jolanta Kowalska. - To kaskader, czyli ktoś, kto w każde działanie wkłada odrobinę szaleństwa. Szaleństwem jest tułać się z aktorami przez lata po dworcach, ruinach i piwnicach. Ba! Bycie przedsiębiorcą teatralnym w Polsce to skok głową w dół do suchego basenu. Masztalski jest ponadto niezwykle płodnym dramaturgiem, wiernym niezbyt modnej u nas poetyce surrealizmu. Wreszcie - twórcy Ad Spectatores zdarza się czasem zagrać va banque. Takim ryzykownym gestem był spektakl '9', w którym dokonał teatralnego cudu, dowodząc wbrew wszelkim teoriom, że widz, obsadzony w roli makabrycznego rekwizytu, może stać się elementem fikcji.
Wszystkie komentarze