Na dźwięk dzwonka u drzwi wrzucił makaron do garnka i poszedł otworzyć. - Co masz dla mnie? - spytał od razu Zito. - Makaron z oliwą i czosnkiem, krewetki z oliwą i cytryną. - Świetnie. (...) Jak to często bywa, jedli, rozmawiając o jedzeniu. Wspominając krewetki jak marzenie, którymi zajadał się przed dziesięciu laty w Fiakce, Zito określił danie przyjaciela jako 'niedogotowane' i zaczął narzekać na brak natki.
tłum. Jarosław Mikołajewski
Kiedy był już gotowy do wyjścia, postanowił zjeść kawałek ciasta. Z autentycznym zdziwieniem stwierdził, że paczka na stole jest otwarta, a na kartonowej tacy nie zostało ani jednego okruszka. Z nerwów zjadł wszystko, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. i co gorsza, nawet nie nacieszył się smakiem.
Otworzył lodówkę tylko po to, by oddać pokłon kulinarnej wiedzy Adeliny, pokłon zasłużony, ponieważ natychmiast poczuł zniewalający zapach marynowanych ośmiorniczek.
Przed zajazdem San Calogero zawahał się: to prawda, że była już pora na obiad i odczuwał głód, jednak myśl (...), którą należało sprawdzić, kazała mu raczej jechać do groty. Napływający z zajazdu zapach smażonej barweny przesądził o wyniku tego pojedynku. Zjadł wyśmienitą przekąskę z owoców morza, następnie poprosił o dwa pstrągi, tak świeże, jakby wciąż jeszcze pływały w wodzie. (...) - Kiedy Pan Bóg zsyła taką łaskę jak te dwa pstrągi, to myśli trzeba odłożyć na bok - powiedział uroczyście Calogero i się oddalił.
Również tego dnia [Angelina] wkroczyła do akcji, dzięki czemu Montalbano znalazł gotowy sos z mątw, gęsty i czarny, taki, jaki lubił najbardziej. Czy była tam też odrobina lebiodki? Długo wąchał, zanim postawił danie na ogniu, lecz i tym razem dochodzenie nie przyniosło rezultatu.
Liście i czubki karczochów, tych sycylijskich, długich i gładkich, o bieli ledwie zasnutej zielenią, były ugotowane w sam raz; nabrały delikatności i kruchości, którą Montalbano określił jako wstrząsającą. Za każdym kęsem czuł, że żołądek drży mu w rozkosznych pląsach, zupełnie jak fakirom, których pokazywano czasem w telewizji.
tłum. Jarosław Mikołajewski
Potem na stół wjechało osiem kawałków morszczuka, porcja zdecydowanie dla czterech osób. Każdy z tych kawałków wykrzykiwał swoją radość, że przyrządzono go jak Pan Bóg przykazał. Już sam aromat przejawiał doskonałość, którą danie zawdzięczało użyciu właściwej ilości bułki tartej, a także trudnej do utrafienia równowadze między rybą a jajkiem. Podniósł do ust pierwszy kęs, ale nie połknął od razu. Pozwolił smakowi rozejść się łagodnie i równomiernie po języku oraz podniebieniu, żeby język i podniebienie zdały sobie w pełni sprawę z daru, jaki otrzymują.
- Proszę o spaghetti z małżami - powiedział bez cienia lęku Mimi do przechodzącego Calogera. - Z sosem pomidorowym czy bez? - Bez. Oczekując, Augello wziął gazetę komisarza i zaczął czytać. Spaghetti nadeszło dopiero wtedy, gdy Montalbano skończył swojego morszczuka, i całe szczęście, ponieważ Mimi obficie posypał swoje danie parmezanem. Jezu! Nawet hienie, która przecież jest hieną i żywi się ścierwem, żołądek przewróciłby się na drugą stronę na samą myśl, że makaron z małżami można podpisać parmezanem.
Przeprowadził równie szybki, co smętny rekonesans: na pierwsze mógł przygotować trochę makaronu z czosnkiem i oliwą, na drugie podać suszone sardele, oliwki, ser wędzony i tuńczyka z puszki.
tłum. Jarosław Mikołajewski
Poprzedniego wieczoru odkrył w lodówce świeżutkie sardele, które kupiła mu Adelina - sprzątaczka i kucharka w jednej osobie - więc przyrządził z nich sałatkę, spryskał obficie sokiem z cytryny i oliwą, posypał świeżo utartym pieprzem i dosłownie pochłonął.
Adelina zostawiła mu w lodówce cud nad cudy: sos koralowy, przyrządzony z jajeczek langusty, i jeżowce, którymi miał doprawić spaghetti. (..) Kiedy woda zaczęła wrzeć, Montalbano wrzucił makaron. Usłyszawszy dźwięk telefonu, przez chwilę się wahał, czy powinien odebrać, czy nie. Bał się, że wywiąże się długa rozmowa, którą trudno będzie mu uciąć, a w tym czasie makaron się rozgotuje. Zmarnować sos koralowy rozgotowanym spaghetti to byłaby katastrofa. Machnął ręką. Nie chcąc, by kolejne dzwonki zakłóciły mu spokój ducha niezbędny do kontemplacji najsubtelniejszych przeżyć smakowych, wyłączył telefon.
Podczas kolacji (świeżutkie gotowane dorsze z dwoma listkami laurowymi, posypane już na talerzu solą, pieprzem i polane oliwą z Pantellerii, oraz talerz delikatnych talarków cukinii, które przywracały żołądek trzustkę do życia) komisarz opowiedział pani Vasile Cozzo najnowsze wydarzenia.
tłum. Jarosław Mikołajewski
Zanim Filippo wszedł do kuchni, popatrzył komisarzowi prosto w oczy, a ten podjął rzuconą rękawicę. Było już jasne, że między nim a Filippem doszło do pojedynku. Kogoś, kto nie zna się na kuchni, mogłoby to zdziwić: cóż takiego przyrządzić dwie ośmiorniczki po neapolitańsku? Czosnek, oliwa, pomidory, sól, pieprz, orzeszki pinii, czarne oliwki z Gaety, rodzynki sułtańskie, pietruszka, kromki przypieczonego chleba - i po wszystkim. No tak, ale w jakich proporcjach? Trzeba się tu kierować instynktem, żeby wiedzieć, jakiej ilości soli odpowiada konkretna ilość czosnku.
Tym razem Tanine chciała popisać się sławetnym daniem, które nie wiadomo dlaczego nazywano chorobą miłosną. Nie wiadomo dlaczego, bo przecież po tej zupie na wieprzowinie (z kawałkami płucek, wątróbki, śledziony i chudego mięsa), podawanej z kromkami przyrumienionego chleba, nie można było rozchorować się z miłości, a co najwyżej z przejedzenia.
tłum. Stanisław Kasprzysiak
Montalbano musiał się zadowolić tym, co zastał w lodówce: oliwkami, resztką makaronu i sardelami w sosie pomidorowym. Rozmroził sobie kawałek chleba i zabrał całe jedzenie na werandę.
Ostatecznie z czystego masochizmu przyjął zaproszenie swego przyjaciela, wicekwestora Valente, obecnie naczelnika na przedmieściu Palermo, i miał spędzić święta u niego. Uważał to za masochizm, bo żona wicekwestora, Giulia, radziła sobie z gotowaniem (jeśli coś takiego można nazwać gotowaniem) jak dzieci, co mieszają w jednym naczyniu kawałki chleba, cukier, paprykę, mąkę i co tylko mają pod ręką, a potem ci to podsuwają, twierdząc z powagą, że przyrządziły smaczne danie.
Przyspieszył kroku i wkrótce doszedł do knajpki, do której zawsze wpadał, kiedy przyjeżdżał do Palermo. (...) Zjadł z przyjemnością, mrużąc z zadowoleniem oczy, porcję bakłażanów zapiekanych z makaronem i tartym serem.
tłum. Stanisław Kasprzysiak
Na biurku leżała ciemnoniebieska płócienna paczka. na skórzanej etykiecie na wierzchu widniał napis 'Salmon House'. Komisarz otworzył ją i stwierdził, że chodzi o opakowanie termoizolacyjne. W środku znalazł pięć okrągłych pojemników z przezroczystego plastiku, w których znajdowały się filety wielkich marynowanych śledzi, pływające w różnobarwnych sosach. Poza tym był jeszcze wędzony łosoś w całości. (...) gdy dojechał do Marinelli i otworzył pierwsze opakowanie, kuszący zapach, który uderzył w jego nozdrza, przekonał go, że natychmiast musi sięgnąć po talerz, widelec z zapas świeżego chleba. Przynajmniej połowa pojemników nie powinna znaleźć się w lodówce, ale bezpośrednio w jego żołądku. Do lodówki włożył tylko łososia, resztę wyniósł na werandę, nakrywszy przedtem do stołu. Śledzie, wielkie płaty, marynowane były na różne sposoby, od słodko-kwaśnego sosu do musztardy. Była to prawdziwa uczta. Miał ochotę spałaszować je wszystkie, ale potem pomyślał, że spędzi popołudnie i wieczór z wyschniętym gardłem, jak ktoś, kto zgubił się na pustyni.
>Zamiana zajazdu Enza w Vigacie na zajazd u Kosmy i Damiana w Fanarze przypominała przeniesienie się na inny kontynent. Zamówienie u Enza królika po myśliwsku, którego właśnie pochłaniał, byłoby taką samą zbrodnią, jak domaganie się żeberek wieprzowych lub golonki w restauracji w Abu Zabi.
tłum. Monika Woźniak
W zajeździe San Calogero spałaszował dwie porcje ryby z rusztu, jedną po drugiej, jako pierwsze i drugie danie.
W tej właśnie chwili wraz z wieczornym wietrzykiem doszedł go leciutki zapach, który sprawił, że rozwarły mu się nozdrza. Zapach jadła prawdziwego i smakowitego, zapach dań przyrządzonych jak Pan Bóg przykazał. Dłużej się nie wahał - otworzył drzwi i wszedł do środka. (...) - Jeśli pan czuje się na siłach, polecam piekące muszelki- odezwał się wąsacz. Wiedział, co to muszelki - pewien rodzaj makaronu - al. dlaczego miałyby piec? Nie chciał jednak dać tamtemu satysfakcji wypytując, jak się te muszelki przyrządza. Ograniczył się do jednego pytania: - Co znaczy - jeśli czuję się na siłach? - Dokładnie to, co znaczy: jeśli czuje się pan na siłach. (...) Montalbano postanowił wypełnić sobie płuca rajskim zapachem. Wdychając go łakomie, usłyszał słowa wąsacza: - Chce pan mieć pod ręką trochę wina, zanim zacznie pan jeść? Komisarz przytaknął ruchem głowy. Montalbano napełnił sobie szklankę i włożył do ust widelec z muszelkami. Zakrztusił się, zakaszlał, łzy stanęły mu w oczach. Odniósł wyraźne wrażenie, że jego kubki smakowe stanęły w ogniu. (...) - Co w tym jeść? - spytał Montalbano, jeszcze na wpół oszołomiony. - Oliwa, pół cebuli, dwa ząbki czosnku, dwie solone sardele, łyżka kaparów, czarne oliwki, pomidor, bazylia, pół pikantnej papryczki, sól, owczy ser i czarny pieprz - wyliczył wąsacz z nutą sadyzmu w głosie. (...) Przeplatając konsumpcję muszelek łykami wina oraz jękami krańcowej udręki i niewymownej rozkoszy ('Czy istnieje ekstremalne danie, tak jak ekstremalny seks'? - spytał sam siebie w pewnej chwili), Montalbano opróżnił talerz i odważył się nawet spożyć pozostały na dnie sos, w którym maczał kawałki chleba. Od czasu do czasu wycierał zroszone potem czoło.
tłum. Krzysztof Żaboklicki
[Enzo] przygotował dziś wyjątkowo kuskus z ośmioma gatunkami ryby, ale wyłącznie dla wybranych klientów. Zaliczał do nich naturalnie komisarza, a komisarz, kiedy poczuł przed sobą pełen talerz i wciągnął zapach w nozdrza, poczuł się po prostu uszczęśliwiony. Enzo to dostrzegł, ale dyskretnie nie skomentował. (...) Pochłonął dwie porcje. Potem okazał się jeszcze na tyle bezczelny, że spytał, czy w kuchni nie ocalała przypadkiem jakaś barwena, boby mu na niej zależało. Przechadzka do latarni morskiej stała się po takim obiedzie siłą rzeczy konieczna, musiał bowiem jeszcze zadbać o trawienie.
Rzecz nawet nie w tym, że Livia radzi sobie w kuchni beznadziejnie, nie, tak źle nie jest, ale wszystko, co gotuje, jest niedosolone, lekko przyprawione, zawsze leciutkie, jak najlżejsze, prawdę mówiąc, całkiem bez smaku. To nie jest dobra kuchnia: to namiastka dobrej kuchni.
Pani Angela Zarco, milcząca, jasna aż po korzonki włosów blondynka, podała domowy makaron z sosem pomidorowym, a na drugie wczorajszego królika w kwaśno-słodkiej zalewie. Przygotoać królika w takiej zalewie to prawdziwa sztuka, ponieważ o wszystkim rozstrzygają proporcje octu i miodu oraz właściwe przemieszanie kawałków królika z jarzynami, w których mięso ma się dusić. Pani Zarco znała się na kuchni i dla lepszego smaku posypała danie serem z utartymi migdałami. Poza tym wiadomo, że królik w kwaśno-słodkiej zalewie inaczej smakuje, kiedy je się go zaraz po przyrządzeniu, a inaczej dzień później, bo wtedy zyskuje na smaku i aromacie. Jednym słowem, Montalbano był zachwycony.
Zanim pojechał do domu, wstąpił do sklepu, w którym już kiedyś kupował sobie coś co jedzenia. Tym razem poprosił o zielone oliwki, świeże figi, owczy ser, świeży chleb posypany ziarnem sezamowym i słoik zielonego sosu z Trapani. (...) Przestał jeść. Nagle ogarnął go posępny nastrój, który pozwolił mu tylko na szklankę wina i chleb posypany sezamem. Komisarz odłamał kawałek, ugryzł, długo obracał kęs w ustach, w końcu popił go winem, jednocześnie cały czas szukając palcem na stole ziarenka sezamu, które odkruszyło się ze skórki. Znalazł je, przycisnął do obrusu, a kiedy przylgnęło mu do palca, włożył je do ust.
tłum. Stanisław Kasprzysiak
Było dziesięć po szóstej, na kolację jeszcze za wcześnie. Ale kto powiedział, że można jeść tylko o określonej porze? Poszedł do kuchni i otworzył lodówkę. Adelina przygotowała mu danie dla chorych - gotowane dorsze. Było ich jednak aż sześć, ogromnych i świeżych. Nie podgrzewał ich, smakowały mu na zimno z oliwą, kilkoma kroplami soku cytrynowego i solą.
Adelina przygotowywała mu jeden posiłek dziennie, ale był z tym problem: jeśli spożywał go w południe, wieczorem musiał się zadowolić serem, oliwkami, solonymi sardelami i salami, jeśli przekładał go na wieczór, to ser, oliwki, solone sardele i salami musiał jeść w południe.
Przekąska z solonych polipów była rozpływającym się w ustach kondensatem morza. Makaron w czarnym sosie z mątwy mógł współzawodniczyć z makaronem Calogera. W półmisku barwen i dorad z rusztu komisarz odnalazł ten rajski smak, którego - jak mu się wydawało - nigdy już nie miał doświadczyć. W jego głowie zabrzmiała melodia, rodzaj marsza triumfalnego.
tłum. Krzysztof Żaboklicki
Wszystkie komentarze