Działacze ruchu antyłowieckiego alarmują, że myśliwi zostawiają dziki, które mogą roznosić ASF. - Zbadamy dzika i zwrócimy się do koła łowieckiego albo gminy - zapowiada wrocławski lekarz weterynarii.
Ustawa zgłoszona przez posłów PiS ma utrudnić życie ekologom, którzy kontrolują działalność myśliwych. - Żaden zakaz i tak nas nie powstrzyma, a jeśli ktoś łamie prawo, to są to uczestnicy polowań - mówią aktywiści.
Wrocławska prokuratura oskarżyła 37-letniego myśliwego o to, że polował i zastrzelił lisa w okresie ochronnym. Polowanie zobaczył miłośnik przyrody, który przyjechał do lasu, by sfotografować zwierzę.
W niedzielę we wsi Mienice pod Trzebnicą miało odbyć się polowanie na dziki. Myśliwym z koła łowieckiego TROP przeszkodzili aktywiści, którzy wybrali się na "spacer".
Aktywiści z Wrocławskiego Ruchu Antyłowieckiego stanęli w obronie dzików. Przez weekend spacerowali po lasach, uniemożliwiając myśliwym odstrzał.
W czwartek rano pod Wojewódzkim Inspektoratem Weterynaryjnym we Wrocławiu kilkadziesiąt osób manifestowało swój sprzeciw wobec planowanego masowego odstrzału dzików.
W kościele na wrocławskiej Klecinie scenografią pasterki były wypchane zwierzęta złowione przez myśliwych. Działacze z grupy "Wrocławianie przeciwko myśliwym" postanowili zademonstrować swój sprzeciw.
Policja z Chojnowa nie skieruje wniosku do sądu o ukaranie sprawcy zastrzelenia chronionej cyranki podczas polowania pod Legnicą. Było ono zbiorowe, więc nie udało się ustalić, kto zestrzelił ptaka.
Do prokuratury w Złotoryi trafiło zawiadomienie w sprawie zabicia objętej ścisłą ochroną cyranki. Zdjęcie pozującej z nią myśliwej zostało opublikowane w internecie dzień po rozpoczęciu sezonu polowań na ptaki.
Myśliwi nad jednym z milickich stawów nawet nie odbezpieczyli strzelb. Zrezygnowali z polowania na kaczki, bo obok nich stanęli obrońcy zwierząt nie tylko z Wrocławia, ale też z Warszawy i Poznania. Ponad 40 aktywistów naprzeciw kilkunastu polujących.
O myśliwej spod Legnicy, która na zdjęciu pozuje z objętą ścisłą ochroną, martwą cyranką, poinformowała grupa "Wrocławianie przeciw myśliwym". Nawet inni polujący zastanawiają się: - Jak można nie rozpoznać gatunku chronionego, trzymając go w ręku?
Kilkunastu ekologów i mieszkańców Wrocławia stanęło w środę przeciwko myśliwym z Koła Łowieckiego "Leśnik", którzy spotkali się w lesie w Jarach niedaleko Obornik Śląskich. Rozpoczął się bowiem sezon polowania na kaczki.
Mieliśmy dosyć pokojowych demonstracji i podpisywania petycji. Chcieliśmy zrobić coś naprawdę, zamiast klikać smutne buźki pod facebookowymi postami - mówią członkowie grupy "Wrocławianie przeciw myśliwym".
Ok. 50 osób protestowało w niedzielę o godz. 12 na ul. Oławskiej we Wrocławiu przeciwko uchwalonym i planowanym zmianom w prawie łowieckim, które zwiększają przywileje myśliwych.
• Myśliwym nie udało się sobotnie polowanie w podwrocławskim Borku Strzelińskim. • Ekolodzy zablokowali je, by ochronić zwierzęta, ale też zaprotestować przeciwko zmianom w przepisach, które zwiększają przywileje związku łowieckiego.
Grupie "Wrocławianie przeciw myśliwym" udało się w niedzielę zablokować polowanie w lesie pod Strzelinem. Myśliwi wezwali na miejsce policję, ale ta spisała również ich, bo polowanie nie było odpowiednio oznakowane, a psy trzymane w bagażniku.
Aktywiści z grupy Wrocławianie Przeciw Myśliwym zostali zaatakowani, gdy starali się przeszkodzić w polowaniu. Zniszczono im kamerę, myśliwi próbowali też uszkodzić samochód ekologów.
Po protestach aktywistów z grupy "Wrocławianie przeciw myśliwym" odwołano zawody w straszeniu dzików przez psy szkolone do polowań. - Takie zawody to paranoiczny pomysł, który cofa nas do XIX w. - ocenia Radosław Ratajszczak, dyrektor wrocławskiego zoo.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.