Wielu wrocławian boi się powtórki z powodzi na taką skalę, jak w 1997 r. Prezydent miasta Jacek Sutryk zapewnia, że tym razem miasto jest lepiej przygotowane na nadejście żywiołu. Powstał m.in. zbiornik w Raciborzu i przebudowany został Wrocławski Węzeł Wodny.
"Wszystkiego suchego" - pozdrawiają się mieszkańcy wrocławskiego Kozanowa pod supermarketem. Wyjeżdżają z wózkami pełnym zgrzewek wody mineralnej. - U nas wind jeszcze nie wyłączyli, to nie będzie problemu z wnoszeniem zapasów - śmieje się jeden z nich.
Pierwszego dnia powódź we Wrocławiu była przygodą, ludzie się uśmiechali, cieszyli tą Wenecją za friko, pojawiały się wycieczki z innych dzielnic - mówi jedna z mieszkanek o powodzi tysiąclecia z 1997 roku. - Ale potem przyszedł kryzys, który stopniowo się pogłębiał. Śmierdziało z toalet i lodówek wypełnionych zapasami mięsa.
Jeszcze w czwartek wrocławianie nie wierzyli w wielką wodę. A w sobotę 12 lipca 1997 r. Wrocław walczył o przetrwanie. O Rynek, ocalenie Ostrowa Tumskiego, biskupińskiej wyspy, na której jest zoo. Walczył o ocalenie historycznego centrum i nikt w całym mieście nie mógł już być bezpieczny.
Gdy wał na Sępolnie przemakał i był jak z galarety, a zabrakło piachu, to braliśmy ziemię z cmentarza. Zasada była taka, żeby nie kopać głęboko - mówi wieloletni fotoreporter "Wyborczej" Mieczysław Michalak, pokazując swoje fotografie z powodzi tysiąclecia we Wrocławiu.
Gdy w lipcu 1997 r. na Dolnym Śląsku rzeki zaczęły występować z brzegów, Wrocław początkowo był spokojny. Żyliśmy bowiem w cieniu mitu o Niemcach, którzy fantastycznie zabezpieczyli miasto przed powodzią. Wiadomo było wprawdzie, że za parę dni Odra osiągnie najwyższy stan w historii, ale przecież Niemcy w latach 1912-17 uregulowali Odrę w rejonach Wrocławia...
Opowiadający o powodzi z 1997 roku serial "Wielka Woda" w kilkanaście dni stał się hitem platformy Netflix. Jeden z charakterystycznych eksponatów z planu filmowego trafił właśnie do wrocławskiego Hydropolis.
- Bardzo dobry film - mówi o serialu "Wielka Woda" na Netflix senator PO Bogdan Zdrojewski, w 1997 roku prezydent Wrocławia, który kierował walką wrocławian z powodzią tysiąclecia.
Kręcony m.in. we Wrocławiu serial "Wielka woda" to jedna z najpopularniejszych produkcji Netflixa w ostatnim czasie. Historię, której tłem jest powódź z 1997 r., widzowie chętnie oglądają nie tylko w Polsce, ale też w innych krajach.
Kamienice wybudowane w basenach, wygenerowane komputerowo zwierzęta, a przede wszystkim woda, ta spokojna, jak i rwąca, płynąca ulicami Wrocławia - m.in. to tworzy klimat "Wielkiej wody". Jak powstawały efekty specjalne i scenografia serialu Netflixa?
Jednym z głównych wątków serialu "Wielka woda", który już można oglądać na Netflixie, jest walka mieszkańców podwrocławskich wsi, które decyzją władz miały zostać zalane, aby ocalić Wrocław. W rzeczywistości taka historia też miała miejsce.
W środę rano, 5 października, na platformie Netflix premierę miała "Wielka woda", pierwszy polski serial katastroficzny. Jego akcja dzieje się na tle powodzi, jaka w 1997 roku nawiedziła m.in. Wrocław i Dolny Śląsk. - Nie da się zamknąć wszystkich opowieści w kilku odcinkach - mówi Jan Holoubek, jeden z reżyserów "Wielkiej wody".
"Wielka woda" - premiera pierwszego odcinka serialu na Netflix w środę, 5 października. - Nie szukamy winnych zdarzeń z powodzi tysiąclecia we Wrocławiu - zaznaczają twórcy serialu.
25-lecie powodzi we Wrocławiu. Z okazji rocznicy fontanna multimedialna przeniosła mieszkańców do niezapomnianego lata 1997 r. Pokazowi towarzyszyły efekty specjalne.
- Pomimo upływu 25 lat nie wyciągnięto nauki z bolesnej lekcji wielkiej powodzi 1997 roku. Odra jest nadal regulowana, sprzecznie z trendem europejskim, gdzie dąży się do renaturyzacji - twierdzą ekolodzy z Międzynarodowej Koalicji Czas na Odrę.
We wtorek 12 lipca, czyli 25 lat po tym, jak do Wrocławia wdarła się wielka woda, na ul. Świdnickiej otwarto wystawę zdjęć dokumentujących wydarzenia z 1997 r.
"Wielka woda" na Netfliks od środy, 5 października. Serial inspirowany jest walką z powodzią tysiąclecia we Wrocławiu.
Mam przed oczami taki obraz z powodzi tysiąclecia we Wrocławiu: skrzyżowanie ulicy Świdnickiej i Piłsudskiego, wszędzie woda i zmieniające się światła sygnalizacji. I młody człowiek w kajaku, który wyhamował "na czerwonym", obejrzał się w lewo, prawo i dopiero wówczas popłynął dalej - wspomina Bogdan Zdrojewski, były prezydent.
Podczas powodzi w 1997 r. we Wrocławiu zalanych było wiele ulic. Porównując archiwalne fotografie i te obecne można się przekonać, jak głęboka była woda i jak bardzo przez te 25 lat zmieniło się miasto.
Powódź stała się jednym z pomników lokalnej tożsamości. Akcja obrony miasta była czymś więcej niż ratowaniem dobytku. Wrocław i jego mieszkańcy poczuli, że do siebie należą.
Gdy powódź tysiąclecia zalewała Dolny Śląsk, wrocławska redakcja "Wyborczej" na kilka dni zmieniła się w centrum pomocy dla dotkniętych kataklizmem. Gdy fala powodziowa wlewała się na Kozanów, Rakowiec, Kleczków, Podwale i plac Legionów, centrum przeniosło się na wojskowe lotnisko na Strachowicach.
Netflix ogłosił obsadę "Wielkiej wody", serialu, który właśnie zaczęto kręcić we Wrocławiu. W głównych rolach wystąpią Agnieszka Żulewska, Tomasz Schuchardt i Ireneusz Czop. Na ekranie zobaczymy m.in. Annę Dymną, Jerzego Trelę i Tomasza Kota.
Jeszcze w czwartek wrocławianie nie wierzyli w wielką wodę. A w sobotę 12 lipca 1997 r. Wrocław walczył o przetrwanie. O Rynek, ocalenie Ostrowa Tumskiego, biskupińskiej wyspy, na której jest zoo. Walczył o ocalenie historycznego centrum i nikt, nikt w całym mieście nie mógł już być bezpieczny.
Przez 21 lat rodzina zaginionej kobiety nie wiedziała, co się z nią dzieje. Teraz policja ustaliła, że to jej ciało znaleziono w zbiorniku wodnym oddalonym o ponad 6 kilometrów od miejsca zamieszkania.
"Pamiętam zapach miasta po ustąpieniu wody". Ukazała się antologia "Dolny Śląsk. Pamiętam powódź", wielokrotny portret wielkiej wody.
Saperzy a to zakopywali, a to zrzucali z helikopterów ładunki wybuchowe, by wysadzić wały na Odrze w Łanach. Ale mieszkańcy wiosek przy wałach nie dopuścili do ich zalania. A potem żyli z piętnem tych, którzy nie poświęcili się dla ratowania Wrocławia.
Ulica Świdnicka to jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc Wrocławia. Znają ją nie tylko mieszkańcy miasta, ale i przyjezdni. Znajdują się tu obowiązkowe punkty dla zwiedzających Wrocław. Losy tej ulicy, a zwłaszcza jej przyszłość, budzi niemałe emocje wśród wrocławian. W sobotę ulica Świdnicka po raz pierwszy obchodzi swoje święto
Skarb Państwa ma zapłacić firmie ogrodniczej z Siechnic około 15 mln zł odszkodowania za straty poniesione przez nią podczas powodzi tysiąclecia w 1997 roku, powstałe w wyniku błędnych decyzji pracowników sztabu kryzysowego - zdecydował w środę wrocławski Sąd Apelacyjny. Sztab nie ogłosił w porę ewakuacji w Siechnicach i szklarnie z uprawami warzyw i kwiatów zostały zalane.
Kilkanaście milionów złotych ma zapłacić Skarb Państwa firmie ogrodniczej z Siechnic za to, że sztab kryzysowy nie ostrzegł jej w porę przed powodzią. Ten precedensowy wyrok zapadł we wtorek przed wrocławskim sądem okręgowym.
Rozmowa z prof. Wojciechem Sitkiem, socjologiem, dyrektorem Instytutu Socjologii Uniwersytetu
Mówi się, że to po dzieciach najlepiej widać upływający czas. A dzieci, które urodziły się podczas powodzi tysiąclecia, mają już 10 lat.
W naszym konkursie na powodziowe wspomnienia wygrała Irena Brojek z Wrocławia.
Drodzy mieszkańcy Wrocławia! Wszyscy dobrze pamiętamy wydarzenia z lipca 1997 roku, kiedy wielka powódź, zwana również ?powodzią wszech czasów?, przeszła przez nasze miasto.
Wspomnienia z powodzi 1997 r. spisałam zaraz po ?wielkiej wodzie?. Mieszkam na osiedlu Kleczków na ul. Struga. Z tej ulicy obserwowałam powódź. W mediach ostrzegano o zbliżającej się fali i zagrożeniu dzielnic Sępolna, Zalesia i Biskupina.
Wrocław, 4 sierpnia 1997 r. Miesiąc minął od ostatniego pisania, a życie tak bardzo się zmieniło. Sprawiła to powódź, która nawiedziła Wrocław w nocy z 12 lipca (sobota) na 13 lipca (niedziela).
Jeszcze wody powodzi tysiąclecia nie opadły, gdy zaczęto opowiadać o niej kawały.
Nie daj Boże jeszcze raz to przejść, ale po prawdzie było w tym coś pięknego. Jakby człowiek umiał malować, to by tę srebrną falę, tę naszą Wenecję, odmalował
Choć trzymał w garści sztab, kierował służbami ratowniczymi, załatwiał większość worków i piasku to jego zasługi dla obrony Wrocławia nigdy nie zostały należycie docenione. Wojewodzie Januszowi Zaleskiemu powódź popularności nie przyniosła. A gdy wody spłynęły, przyjął na siebie całą krytykę.
Znam tego człowieka i psa - odezwał się jeden z Czytelników, gdy opublikowaliśmy tę fotografię z lipca 1997
Zamierzałem odejść z miasta po zakończeniu drugiej kadencji. Do biznesu albo pracy naukowej. Nie chciałem być politykiem. Marzyłem o tym, by po ośmiu latach mieć wreszcie odrobinę świętego spokoju. A tu powódź! - mówi Bogdan Zdrojewski, powodziowy prezydent Wrocławia, dziś szef klubu parlamentarnego PO.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.