W "Wyborczej" opisaliśmy sposób działania Roberta z Wrocławia, którego nazwaliśmy stalkerem z Tindera. Wybierał samotne matki - zwykle zaraz po rozwodzie czy śmierci męża. Według ich relacji najpierw na nich żerował, a gdy próbowały się od niego uwolnić - groził, szantażował i bił. Przez kilkanaście lat bezkarnie.
Krystyna pozwała Roberta, bo nie oddał jej pożyczonych 320 tys. zł. Rozprawę już trzeci raz trzeba było jednak przełożyć, tym razem z powodu nowego obrońcy. A historii oszukanych kobiet jest znacznie więcej.
Krystyna pożyczyła Robertowi ponad 300 tys. zł, nigdy ich nie oddał. Nie była jedyna. Jego ofiary straciły ponad milion złotych. Zgłosiły też pobicia, groźby i stalking. Mężczyzna wciąż jest na wolności.
Stalker z Tindera, którego opisała "Wyborcza", został oskarżony przez prokuraturę w Oławie. Nałożono na niego także dozór policyjny i zakaz zbliżania, ale tylko do jednej z ofiar. Pozostałe się tego domagają, bo boją się zemsty.
40-letnia mieszkanka powiatu jaworskiego przekazała swojemu partnerowi łącznie 50 tys. zł na zagraniczne leczenie onkologiczne. Zabrał pieniądze i zniknął.
23-letni mężczyzna miał jako "doradca finansowy" pomagać uwodzonym kobietom przy sprawach finansowych. Z ich kont zniknęło łącznie ponad 300 tys. zł.
Tomasz K. zbyt przystojny nie był, ale wszystkie swoje partnerki zapewniał, że są miłością jego życia. Przez 10 lat zwodził cztery kobiety. Prokuratura jest przekonana, że trzy z nich traciły przez niego domy i interesy. Oszukiwał też partnerów biznesowych. Teraz stanął przed sądem za wyłudzenie w sumie 10 mln zł.
40-letni dziś Tomasz K. tak bardzo rozkochiwał w sobie kobiety, że traciły przez niego domy i firmy. Teraz prokuratura skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia.
Copyright © Agora SA