Rodzice 4-letniego chłopca, którzy 11 listopada 2019 r. brali udział w marszu narodowców, usłyszeli zarzuty. Ojciec z dzieckiem na ramionach po rozwiązaniu marszu narodowców atakował policjantów.
Grzegorz Braun chce wiedzieć, czy Wrocław należy jeszcze do Polski, bo ludzie są tam bici, gazowani, zamykani. Pytanie zadane z mównicy sejmowej jest dziwne, bo przecież Braun od dawna głosi, że mieszkamy w "kondominium niemiecko-rosyjskim pod tymczasowym zarządem żydowskim".
W związku z agresywnym zachowaniem podczas Marszu Niepodległości we Wrocławiu 14 osób usłysząło zarzuty. Zastosowano wobec nich dozór policji i poręczenie majątkowe. Większość odmówiła składania wyjaśnień.
We wrocławskiej prokuraturze zakończyły się przesłuchania osób, które zostały zatrzymane 11 listopada po marszu narodowców. Jedenaście osób usłyszało zarzuty. Dwie nastolatki odpowiedzą za znieważenie funkcjonariuszy.
- Nie wierzyłam, że to się stanie, i dałam temu wyraz na Twitterze. I cieszę się, że mogę za ten mój brak wiary przeprosić i pogratulować Jackowi Sutrykowi - tak Marta Lempart z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet komentuje decyzję o rozwiązaniu marszu narodowców.
"W momencie odśpiewywania hymnu narodowego policja użyła armatek wodnych. Co znamienne, na początek wycelowano nią w Jacka Międlara zachęcającego uczestników marszu do głośnego śpiewania Mazurka Dąbrowskiego" - tak Jacek Międlar pisze o wczorajszym rozwiązanym marszu narodowców.
"Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk obarczył mieszkańców swojego miasta odpowiedzialnością za noc kryształową - ogłosiły we wtorek "Wiadomości" TVP, kolejny raz czerpiąc w czasach "dobrej zmiany" z wzorców goebbelsowskiej propagandy.
Około stu mieszkańców Wrocławia w ramach pokojowej kontrmanifestacji czekało wczoraj na kładce nad ul. Legnicką na marsz narodowców. - Nic jednak bardziej nie cieszy, niż to, że się nie doczekaliśmy i marsz nienawiści nie przeszedł przez miasto - mówi Ewa Trojanowska z Obywateli RP.
Wrocławski magistrat złoży trzy zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Dotyczą m.in. zachowania Jacka Międlara i grupy osób, która po rozwiązaniu marszu towarzyszyła mu na wrocławskim Rynku. Pod ratuszem lżyli prezydenta, a Międlar wyraził "nadzieję", że urzędnicy i policjanci niedługo zostaną publicznie zlinczowani.
14 osób zatrzymano do tej pory za zamieszki, do których doszło po rozwiązaniu przez miasto marszu narodowców we Wrocławiu. Pięć osób, w tym trzech policjantów, zostało rannych, gdy w ich kierunku z tłumu poleciały race, butelki, kosze i kamienie. - To jest straszna hańba i straszne warcholstwo - komentuje Rafał Dutkiewicz, były prezydent miasta.
Marsz narodowców, który miał miejsce 11 listopada we Wrocławiu, został rozwiązany przez magistrat i policję. W trakcie zamieszek zatrzymanych zostało 14 osób.
Manifestacja narodowców z okazji 11 listopada słusznie została rozwiązana. Bo skandowano na niej złe słowa, a jak obiecywał prezydent naszego miasta - Wrocław nie będzie puszczał mimo uszu słów niosących nienawiść.
Narodowe Święto Niepodległości 2019. Choć magistrat rozwiązał wieczorny marsz narodowców we Wrocławiu, to jego uczestnicy się nie zatrzymali. Atakowali nawet policjantów, którzy użyli armatek wodnych. Pięć osób, w tym trzech policjantów, zostało rannych.
Narodowe Święto Niepodległości 2019. Mieszkańcy Wrocławia muszą się przygotować na całodzienne utrudnienia związane z trzema wydarzeniami. To Radosna Parada Niepodległości, Bieg Niepodległości i marsz narodowców.
Przedstawiciele globalnych korporacji we Wrocławiu już od dobrych kilku lat są zaniepokojeni atakami rasistowskimi. Ale głośno o tym nie mówią.
Sąd oddalił skargę narodowców na decyzję miasta o rozwiązaniu marszu w rocznicę rzezi wołyńskiej, na której wykrzykiwali nienawistne hasła. Po ogłoszeniu orzeczenia narodowcy chcieli dyskutować z sędzią, a Międlar atakował urzędnika miejskiego.
Trzonem marszu narodowców w Święto Niepodległości są osoby dojeżdżające z podwrocławskich miejscowości. Jest on dla nich okazją, żeby "odzyskać miasto choć na jeden dzień". Trzeba z nimi nawiązać dialog - przekonuje rzecznik praw obywatelskich.
Miasto nie zakaże w tym roku zorganizowania Marszu Polski Niepodległej, bo policja nie ma informacji o tym, że narodowcy mogliby łamać prawo. W ubiegłym roku poleciały butelki i race, a kilka osób zostało rannych.
Marsz 11 listopada w ubiegłym roku bynajmniej nie przebiegał spokojnie. Nie możemy oddawać miasta "nienawistnym" gospodarzom.
Skandowanie nienawistnych haseł, odpalanie zabronionych rac, rzucanie na głowy ludzi butelek - tak wyglądał Marsz Niepodległości w ubiegłym roku. Sąd uznał jednak, że magistrat nie miał prawa go rozwiązywać.
Rasistowskie hasła, odpalone race i rzucanie butelkami, które raniły uczestników pokojowej demonstracji - tak narodowcy we Wrocławiu świętowali w ubiegłym roku 11 listopada. Choć miejscy urzędnicy rozwiązali wówczas marsz, teraz sąd zadecydował: nie mieli prawa.
Wybory parlamentarne 2019. Władysław Kosiniak-Kamysz miał udzielić wywiadu Jackowi Międlarowi znanemu z głoszenia nacjonalistycznych poglądów. PSL zaprzecza i twierdzi, że były ksiądz "wykorzystał moment" na konferencji prasowej. Moment trwał 10 minut.
Nieformalny lider nacjonalistów Jacek Międlar oskarżył Martę Lempart o znieważenie i zniesławienie za to, że ta nazwała go neofaszystą, neonazistą i bandytą. Sąd umorzył postępowanie.
W środę przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu zaczął się proces Roman Zieliński kontra miasto. Narodowcy skarżą decyzję urzędników o rozwiązaniu marszu w rocznicę rzeźni wołyńskiej, na której wykrzykiwali antyukraińskie hasła.
Organizatorzy niedzielnej antyniemieckiej manifestacji narodowców chcieli usunąć spod konsulatu we Wrocławiu przedstawiciela magistratu. Miasto składa zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.
- Żaden radca prawny ani urzędnik nie będzie podejmował decyzji o rozwiązaniu patriotycznych manifestacji - przemawiał na wiecu Jacek Międlar. W demonstracji zorganizowanej przez Romana Zielińskiego, brał też udział raper Stopa, oskarżony o mowę nienawiści wobec Żydów.
- Każdy ma do prawo do osobistych wyborów. Nie zawsze będziemy je akceptować, ale jesteśmy dalecy od tego, by w agresywny sposób zmuszać innych do rezygnowania z nich - mówi Zbigniew Malarski, rzecznik prasowy wrocławskiego Kongresu Świadków Jehowy.
O godz. 17 na placu Dominikańskim we Wrocławiu zaplanowano pokojową manifestację. Obok osób, które zgłosiły wydarzenie, pojawili się także narodowcy z racami. Słychać było okrzyki: "Raz sierpem, raz młotem". Te jednak szybko się skończyły, bo pokojowa manifestacja przeszła w otoczeniu policji na Rynek, gdzie utworzono żywą kotwicę.
W czwartek wrocławianie uczczą pamięć uczestników Powstania Warszawskiego, układając na Rynku symbol Polski Walczącej. Tak jak w ubiegłym roku zgłoszono też zgromadzenie na pl. Dominikańskim, gdzie od lat gromadzą się narodowcy.
Gdy rozmawiałam ze znajomymi o sobotnim Marszu Równości, usłyszałam, że to wojna ideologiczna. Tych, którzy maszerowali z tęczowymi flagami, i ludzi, którzy rodzinę definiują za pomocą kobiety, mężczyzny i dwójki dzieci.
- Nie było podstaw do rozwiązania marszu - przekonywał we wtorek w sądzie adwokat znanego antysemity Piotra Rybaka. Bilans marszu do chwili rozwiązania? Trzy osoby ranne, race lecące na kontrmanifestantów.
- Decyzja miasta o rozwiązaniu marszu narodowców była w pełni zasadna - uznał Sąd Okręgowy we Wrocławiu, oddalając tym samym zażalenie Romana Zielińskiego na decyzję miasta. - Celem tego zgromadzenia nie było uczczenie pamięci poległych żołnierzy, ale nawoływanie do nienawiści wobec ludności żydowskiej - podkreślał sąd.
Prokurator Justyna Pilarczyk, znana przede wszystkim z umorzenia śledztwa wobec szefowej dolnośląskiego ONR, będzie od kwietnia nowym rzecznikiem Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu - dowiedziała się "Wyborcza".
Wrocławski magistrat rozwiązał w piątek marsz nacjonalistów za groźby i nawoływanie do nienawiści na tle wyznaniowym. "To początek końca tych groźnych ruchów" - ogłosił jeden z miejskich aktywistów.
Kilkanaście wylegitymowanych osób i 11 wniosków o ukaranie do sądu - to bilans piątkowego marszu narodowców, który został rozwiązany przez magistrat.
"To my jesteśmy gospodarzami w tym mieście, my Polacy!", "Żydowscy komuniści gorsi niż naziści", "Precz z żydowską okupacją" - m.in. takie hasła wykrzykiwali narodowcy podczas marszu z okazji Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Obserwatorzy po dwóch ostrzeżeniach rozwiązali zgromadzenie.
Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych alarmuje, że przed piątkowym marszem z okazji Dnia Żołnierzy Wyklętych, były ksiądz Jacek Międlar nawołuje do agresji.
- Podczas marszów nacjonalistów, które rozciągały się na kilkaset metrów, jeden obserwator nie był w stanie widzieć wszystkiego. Teraz jest więc ich kilku, wysyłamy również prawnika - o tym, jak miasto chce walczyć z ksenofobią i nienawiścią, opowiada Bartłomiej Ciążyński, nowy doradca prezydenta.
W Dniu Żołnierzy Wyklętych wrocławscy nacjonaliści planują dziś marsz przez miasto, który ma się zakończyć pod pomnikiem rotmistrza Witolda Pileckiego. Będzie tam m.in. były ksiądz, Jacek Międlar, głoszący nienawistne hasła antysemita.
Wojciech Mazowiecki, syn premiera pierwszego niekomunistycznego rządu, złożył zawiadomienie w sprawie wystąpienia Jacka Międlara podczas demonstracji narodowców 13 grudnia. Postępowanie wszczyna też wrocławska prokuratura.
Copyright © Agora SA