Ławki w parku, dworcowe korytarze, pustostany - schronieniem było dla nich każde miejsce, do którego nie dociera oko kamer przemysłowych.
Andrzej Ptak od 40 lat pracuje z osobami w kryzysie bezdomności: - Bezdomność może być stanem traumy, izolowaniem od ciała. Czasem opatrujemy ludziom rany pełne czerwi, a ci mówią "Ale chodzą!" Jakby to nie była ich noga.
Wystarczyły cztery dni z temperaturami poniżej zera, żeby cztery osoby zmarły z wychłodzenia. Wrocław jest w niechlubnej czołówce, ma ponad 800 mieszkańców w kryzysie bezdomności.
- Tak naprawdę odwiedzamy te same miejsca. Większość bezdomnych wybiera jednak pozorną wolność - przyznają strażnicy miejscy. Według szacunków we Wrocławiu jest ponad 900 osób bez dachu nad głową.
W Streetbusie, który od kilku dni znów jeździ po ulicach Wrocławia, osoby bezdomne lub w trudnej sytuacji życiowej mogą zjeść gorącą zupę, napić się herbaty i porozmawiać o tym, jak poprawić swoją sytuację.
Bezdomni uciekają do schronisk przed mrozem, niektórzy ciężko chorują. - To bardzo poważny stan, który jest bagatelizowany. Mamy czekać, aż umrze i zwolni miejsca dla innych, bo jest izolowany w osobnej sali? - denerwuje się kierownik wrocławskiej ogrzewalni.
W zeszłym roku z powodu wychłodzenia zmarły 63 osoby, z czego 10 we Wrocławiu. - Największe zagrożenie jest dla tych, którzy są pod wpływem alkoholu lub innych substancji albo mają ograniczoną świadomość. Nie chcą wtedy pomocy - przyznaje straż miejska.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.