Owczarek holenderski Ronin był jednym z pierwszych w Polsce czworonogów, które przeszły specjalistyczne szkolenie psów bojowych. "Jego ścisk zębów zastępował liczne środki przymusu" - wspominają policjanci.
Kilka dni trwało szkolenie zorganizowane przez wrocławski Oddział Kontrterrorystyczny Policji. Funkcjonariusze elitarnych jednostek z różnych miast Polski szkolili się w udzielaniu przedszpitalnej pomocy medycznej podczas działań bojowych z wykorzystaniem medycyny taktycznej i ratunkowej na podstawach TCCC (Tactical Combat Casualty Care).
W czwartek, 30 września, rano przy Przedszkolu Miejskim nr 1 w Lubinie policja zatrzymała mężczyznę. Próbował uciekać, padły strzały ostrzegawcze. Jak się dowiadujemy, była to akcja poznańskich policjantów wspieranych przez antyterrorystów z Wrocławia.
Alarm bombowy ogłoszono we Wrocławiu w piątek, 10 września, gdy mieszkaniec znalazł podejrzany pakunek na śmietniku przy parku u zbiegu al. Hallera i ul. Grabiszyńskiej. Wezwano antyterrorystów, ewakuowano mieszkańców.
Prokuratura zleciła ekspertyzę z zakresu broni i balistyki, która miała odtworzyć przebieg strzelaniny, w której zginął jeden antyterrorysta, a kolejny ranny policjant nadal nie może wrócić do służby. A potem sprawę zamknęła.
- Nie było żadnego planu akcji - powiedzieli "Wyborczej" informatorzy po tym jak w zasadzce na gangstera zginął jeden antyterrorysta, a trzech zostało rannych. Prokuratura badająca, czy nie zawinili przełożeni, śledztwo umorzyła, a uzasadnienie utajniła.
Policjant ze Szczecina na co dzień zajmuje się zwalczaniem przestępczości przeciwko zabytkom. Po godzinach pisze książki historyczne i nagrywa płyty, ze sprzedaży których dochód trafia do poszkodowanych policjantów.
Właściciel firmy produkującej pistolety, który w weekend wszedł na dach budynku w Radwanicach i groził, że będzie strzelał, usłyszał zarzuty. Miał w domu 21 sztuk broni, na którą... nie miał pozwolenia.
Zastrzelony w Wiszni Małej policjant został trafiony podczas wysiadania z busa, którym antyterroryści podjechali pod bankomat, by zatrzymać bandytę, który chciał go okraść - ustaliła "Wyborcza". W oficjalnym komunikacie policji po tej tragedii jest wiele nieścisłości.
Kilku mężczyzn z zamaskowanymi twarzami blokuje wejście do poczekalni dworca Wrocław Główny i przetrzymuje kilkudziesięciu podróżnych. Grożą ich zabiciem i użyciem substancji chemicznych. Na miejsce przybywa zespół bojowy BOA KGP przeznaczony do działania w środowisku skażenia chemicznego, który po rozpoznaniu sytuacji postanawia rozwiązać ją siłowo.
Policjanci z wrocławskiej kompanii antyterrorystycznej - na rozkaz swojego dowódcy - w nocy z 15 na 16 marca 1996 roku napadli na nocny klub Reduta. Zachowywali się jak bandyci - mieli bowiem zrobić zamieszanie i postraszyć gości. Przedstawiamy kulisy i skutki jednej z najbardziej bulwersujących spraw z lat 90.
Copyright © Agora SA