Kilkaset osób wzięło udział we wrocławskim "Marszu Polaków" zorganizowanym 11 listopada przez fundację "Polak w Polsce gospodarzem". Mimo zakazu zapłonęły race.
Tegoroczne obchody Święta Niepodległości we Wrocławiu zaczną się już w sobotę, ale kumulacja wydarzeń to poniedziałek, 11 listopada. Tego dnia odbędą się m.in. Radosna Parada Niepodległości, marsz środowisk narodowościowych i koncert polskich gwiazd na rynku.
Pochód narodowców na 11 listopada we Wrocławiu organizuje następca Jacka Międlara, byłego księdza i nacjonalisty, Robert Piskorski. Jest wyznawcą m.in. teorii spiskowej nt. smugi kondensacyjnej za lecącym samolotem.
"Lobby LGBT chce uczyć dzieci masturbacji", zwolennicy szczepionek to "następcy doktora Mengele", a konflikt w Ukrainie "to nie nasza wojna" - to tylko niektóre opinie, jakie w sieci zamieszcza Robert Piskorski, organizator tegorocznego wrocławskiego Marszu Polaków, który zastąpił byłego księdza Jacka Międlara
"Polak w Polsce gospodarzem" - pod takim hasłem będą w tym roku szli przez Wrocław nacjonaliści w marszu 11 listopada. Wśród organizatorów jest bliski współpracownik byłego księdza Jacka Międlara.
- To my, a nie Prawo i Sprawiedliwość reprezentujemy wartości konserwatywne. PiS prawicowe jest często tylko w retoryce, ale w działaniach już nie - mówi Krzysztof Tuduj, jedyny poseł Konfederacji z Dolnego Śląska. Jego partia podczas konwencji po zmianach personalnych ogłosiła "nowe otwarcie" i rozpoczęła kampanię wyborczą.
Po prewencyjnym zatrzymaniu 11 listopada nacjonalistyczny działacz Jacek Międlar zapowiada, że złoży zażalenie do sądu na działania policji i będzie domagał się odszkodowania. Były ksiądz nazywa siebie teraz opozycjonistą i porównuje do tych z czasów PRL-u.
Rok temu ciągnął przywiązanego psa za autem po asfalcie, dziś z wyrokiem wypina pierś do hymnu i głosi: "Polska tylko dla szanujących tradycję, prawo i porządek".
Były ksiądz Jacek Międlar po zatrzymaniu przez policję nie mógł wziąć udziału w marszu niepodległości. Pochód prowadzili m.in. twórca telewizji propagującej rosyjski faszyzm i antyukraińska działaczka.
Marsz niepodległości 2022 przeszedł ulicami Wrocławia wyjątkowo bez byłego księdza Jacka Międlara, który kilka godzin wcześniej został zatrzymany. Były za to race, nacjonalistyczne okrzyki, straszenie "podmianą narodowościową" i "potopem ukraińskim". Według policji, w pochodzie wzięło udział pięć tysięcy osób.
Nacjonalista, były ksiądz Jacek Międlar zatrzymany został przez policję na wrocławskim Jagodnie w piątek 11 listopada przed południem. Policja zdradza na razie tylko, że akcja związana była z informacjami o zagrożeniu dla "życia lub zdrowia ludzi, a także mienia".
Władze miasta nie zakażą marszu, który 11 listopada pod wodzą skrajnego nacjonalisty Jacka Międlara ma przejść przez Wrocław. - W przypadku łamania przepisów skorzystamy z prawa do rozwiązania zgromadzenia - zapowiadają.
Marsz zatytułowany "Polak w Polsce gospodarzem" przejdzie 11 listopada przez Wrocław pod wodzą skazanego za nawoływanie do nienawiści nacjonalisty Jacka Międlara. Były ksiądz już promuje go także innym hasłem: "Stop ukrainizacji Polski".
Były ksiądz Jacek M. został prawomocnie skazany na rok ograniczenia wolności za to, że nawoływał do nienawiści podczas swojego przemówienia 11 listopada. A to nie koniec jego kłopotów z prawem.
Władysław Frasyniuk ma ogłosić, że "szanuje dotychczasowy dorobek oraz działalność społeczną i zawodową pana Roberta Bąkiewicza" oraz przeprosić za naruszenie jego "dobrego imienia i renomy zawodowej". Ordo Iuris już zaczęło bronić tej renomy, grożąc pozwem.
Wrocławski magistrat rozwiązał marsz narodowców - pod hasłem "Polska antybanderowska" - który prowadził w czwartek 11 listopada przez Wrocław były ksiądz Jacek M., nacjonalista kazywany za mowę nienawiści.
Prokuratura w Białymstoku umorzyła postępowanie wobec księdza Jacka M. za nawoływanie do nienawiści. Sąd zgodził się jednak, aby sprawa toczyła się z tzw. subsydiarnego aktu oskarżenia, z którym przeciwko nacjonaliście wystąpiły Żydowskie Stowarzyszenie B'nai B'rith i OMZRiK.
Sąd we Wrocławiu uznał, że były ksiądz Jacek M. nawoływał do nienawiści podczas przemówienia na tzw. marszu narodowców 11 listopada, na którym mówił m.in. o "żydowskiej hordzie".
Środowiska narodowo-katolickie protestują przeciwko Nagrodzie Wrocławia dla Strajku Kobiet. Robert Bąkiewicz chce, by rada miejska zmieniła swoją decyzję.
Nacjonalista Jacek M. został oskarżony o nawoływanie do nienawiści w przemówieniu z 11 listopada 2017 r. W sądzie przekonywał, że jest wręcz przeciwnie: - To ja sprzeciwiałem się ideologiom, które promują nienawiść.
Akcja Demokracja od trzech tygodni żąda od portalu Zrzutka.pl usunięcia zbiórki pieniędzy na tzw. straż narodową. - Dotąd kojarzona z czynieniem dobra różowa świnka-skarbonka z państwa loga coraz wyraźniej nabiera brunatnego odcienia - piszą w liście do zarządu firmy.
Wrocławski sąd zadecydował, że rozwiązanie ubiegłorocznego Marszu Niepodległości było niezgodne z prawem. Zażalenie na decyzję składał Jacek Międlar. Magistrat od razu się odwołał, znamy decyzję sądu drugiej instancji.
Race, nóż i szabla - m.in. z takimi przedmiotami przyszli na marsz narodowców "prawdziwi patrioci". Wrocławska policja zatrzymała 11 mężczyzn. 145 wylegitymowała.
Jacek Międlar znów próbuje zawłaszczyć dla siebie wrocławskie obchody Święta Niepodległości, a telewizja publiczna mu w tym pomaga.
Wrocław pokazuje, jak walczyć z nienawistnymi marszami. Rozwiązuje kolejne i nie boi się sądu. Czy inne miasta pójdą w jego ślady?
Sprawę Lidii Słoniowskiej i Izabeli Witowskiej, które jako jedyne z dwunastu kontrmanifestantów zostały uznane za winne blokowania przemarszu narodowców w listopadzie 2017 r., teraz rozpatrzy Europejski Trybunał Praw Człowieka.
Wrocławscy policjanci wytypowali kolejne osoby podejrzewane o naruszenie prawa podczas wrocławskiego marszu organizowanego z okazji obchodów rocznicy odzyskania niepodległości.
W związku z agresywnym zachowaniem podczas Marszu Niepodległości we Wrocławiu 14 osób usłysząło zarzuty. Zastosowano wobec nich dozór policji i poręczenie majątkowe. Większość odmówiła składania wyjaśnień.
"W momencie odśpiewywania hymnu narodowego policja użyła armatek wodnych. Co znamienne, na początek wycelowano nią w Jacka Międlara zachęcającego uczestników marszu do głośnego śpiewania Mazurka Dąbrowskiego" - tak Jacek Międlar pisze o wczorajszym rozwiązanym marszu narodowców.
Około stu mieszkańców Wrocławia w ramach pokojowej kontrmanifestacji czekało wczoraj na kładce nad ul. Legnicką na marsz narodowców. - Nic jednak bardziej nie cieszy, niż to, że się nie doczekaliśmy i marsz nienawiści nie przeszedł przez miasto - mówi Ewa Trojanowska z Obywateli RP.
14 osób zatrzymano do tej pory za zamieszki, do których doszło po rozwiązaniu przez miasto marszu narodowców we Wrocławiu. Pięć osób, w tym trzech policjantów, zostało rannych, gdy w ich kierunku z tłumu poleciały race, butelki, kosze i kamienie. - To jest straszna hańba i straszne warcholstwo - komentuje Rafał Dutkiewicz, były prezydent miasta.
Marsz narodowców, który miał miejsce 11 listopada we Wrocławiu, został rozwiązany przez magistrat i policję. W trakcie zamieszek zatrzymanych zostało 14 osób.
Narodowe Święto Niepodległości 2019. Choć magistrat rozwiązał wieczorny marsz narodowców we Wrocławiu, to jego uczestnicy się nie zatrzymali. Atakowali nawet policjantów, którzy użyli armatek wodnych. Pięć osób, w tym trzech policjantów, zostało rannych.
W poniedziałek 11 listopada narodowcy nie będą mogli demonstrować w centrum Wrocławia. Magistrat zarezerwował je na Bieg Niepodległości.
Trzonem marszu narodowców w Święto Niepodległości są osoby dojeżdżające z podwrocławskich miejscowości. Jest on dla nich okazją, żeby "odzyskać miasto choć na jeden dzień". Trzeba z nimi nawiązać dialog - przekonuje rzecznik praw obywatelskich.
Miasto nie zakaże w tym roku zorganizowania Marszu Polski Niepodległej, bo policja nie ma informacji o tym, że narodowcy mogliby łamać prawo. W ubiegłym roku poleciały butelki i race, a kilka osób zostało rannych.
Marsz 11 listopada w ubiegłym roku bynajmniej nie przebiegał spokojnie. Nie możemy oddawać miasta "nienawistnym" gospodarzom.
Skandowanie nienawistnych haseł, odpalanie zabronionych rac, rzucanie na głowy ludzi butelek - tak wyglądał Marsz Niepodległości w ubiegłym roku. Sąd uznał jednak, że magistrat nie miał prawa go rozwiązywać.
Rasistowskie hasła, odpalone race i rzucanie butelkami, które raniły uczestników pokojowej demonstracji - tak narodowcy we Wrocławiu świętowali w ubiegłym roku 11 listopada. Choć miejscy urzędnicy rozwiązali wówczas marsz, teraz sąd zadecydował: nie mieli prawa.
Ewa Trojanowska i Miłosz Kłosowicz blokowali marsz narodowców 11 listopada 2017 r. We wtorek we Wrocławiu sąd pierwszej instancji wydał wyrok w tej sprawie.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.