Mateusz Gerrietz zmarł w maju po policyjnej interwencji przy ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Zatrzymano go w związku z próbą włamania do samochodu czy też kradzieży auta. Jak ustaliła "Wyborcza", nie było nie tylko próby kradzieży, ale nawet próby włamania.
Długo nie było wiadomo, kim był mężczyzna, który zmarł po fatalnej interwencji policji w nocy z 14 na 15 maja pod klubem Firlej. Teraz okazało się, że to obywatel Niemiec, o sprawie poinformowano więc także berlińską prokuraturę.
Znana jest tożsamość mężczyzny, który zmarł miesiąc temu po policyjnej interwencji we Wrocławiu przy ul. Grabiszyńskiej. - Ustaliliśmy, kim jest, miał 34 lata - mówi nam rzecznik opolskiej prokuratury.
Wciąż nie wiadomo, kim jest mężczyzna, który zmarł w nocy z 14 na 15 maja przy ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu po interwencji policjantów z komisariatu przy ul. Trzemeskiej. Śledztwo, które ma wyjaśnić okoliczności tragedii, trafiło do Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Wrocławska organizacja pozarządowa - Dolnośląskie Centrum Praw Człowieka - zainteresowała się sprawą śmierci przy ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Nieznany mężczyzna został zatrzymany przez świadków rzekomo podczas próby kradzieży samochodu. Przekazany w ręce policji zasłabł, a potem zmarł.
Dolnośląska policja zarzuciła mi, że celowo pominąłem informacje o wstępnych wynikach sekcji zwłok mężczyzny, który zmarł przed tygodniem po interwencji policjantów. Informacje, których wcale mi nie przekazała.
"Wyborcza" dotarła do notatki szczegółowo opisującej dramat mężczyzny rzekomo zatrzymanego na próbie kradzieży samochodu, który umarł po interwencji policjantów kryminalnych z komisariatu przy ulicy Trzemeskiej we Wrocławiu.
Znów śmierć po interwencji policji we Wrocławiu. "Wyborcza" dotarła do świadka, który opowiada, że policjanci z komisariatu przy ul. Trzemeskiej mieli przyduszać mężczyznę do ziemi. "Będzie jak z Igorem" - miał powiedzieć jeden z nich.
Dwaj niemieccy studenci mieli być poniżająco potraktowani przez wrocławskich policjantów w komisariacie przy ul. Trzemeskiej. Rozebrani musieli robić przysiady, oglądani przez ośmiu wyśmiewających się z nich funkcjonariuszy - poinformowała jedna z profesorek.
Rok po tym, jak w komisariacie przy ul. Trzemeskiej zmarł Igor Stachowiak, stanowiska stracili dziś m.in. komendanci dolnośląskiej i wrocławskiej policji. - To działanie pod publiczkę - mówią policyjni związkowcy
Komendant główny policji wystąpił dziś do ministra spraw wewnętrznych o zdymisjonowanie komendantów wojewódzkiego i miejskiego policji we Wrocławiu. To efekt ujawnionych przez TVN24 filmów z zatrzymania Igora Stachowiaka, który zmarł rok temu w komisariacie na Starym Mieście.
- Ta sprawa pokazuje bezsilność nas, obywateli, w stosunku do organów ścigania. Myślę, że ten materiał nie ukazał się przypadkiem - mówi Tomasz Szmit, przyjaciel rodziców Igora, który zmarł na komisariacie we Wrocławiu. Wczoraj ujawnione zostało wstrząsające nagranie z przesłuchania chłopaka
W rok po tragedii w komisariacie przy Trzemeskiej telewizja TVN ujawniła film nagrany tam w dniu śmierci Igora Stachowiaka. Widać na nim, jak leżący na ziemi i skuty kajdankami Igor jest rażony prądem z paralizatora. Minister spraw wewnętrznych powołał specjalny zespół, który ma ponownie przyjrzeć się wydarzeniom na komisariacie.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.